Czyli mocna i bardzo specyficzna książka o chorobie nowotworowej, jakiej chyba jeszcze nie było

REKLAMA
Krzysztof Jaworski – „Do szpiku kości”
logo
Pierwsze zdanie: „Dziś wystarczy mieć dziurę w dupie, żeby napisać powieść.”
Krzysztofa Jaworskiego pamiętam dobrze jeszcze z czasów kultowego czasopisma „bruLion”, w którym zamieszczane były te jego dziwne wiersze. Wtedy wydawał mi się dziwne, bo takie odjechane, pokręcone, metafizyczne, a z drugiej strony kpiące, drwiące i zwyczajnie zabawne. Czytałem je nie za wiele z nich rozumiejąc. Z nurtu „bruLionowców” wybrałem Świetlickiego i Podsiadłę, a Jaworski znikł mi zupełnie z pola widzenia. Owszem coś tam się obijało o uszy i oczy, że kolejny tomik, że proza, że jakieś dramaty, ale nic z tego nie czytałem. I nagle teraz za pośrednictwem Biura Literackiego wpadła mi w łapy jego książka - „Ostatnia powieść awangardowa”, jak głosi jej podtytuł - „Do szpiku kości”. Przeczytałem szybko, bo to się czyta wprost ekspresowo (132 strony i to nie bitego tekstu, bo często bywa, że na jednej stronie jest ledwie kilka zdań), przeczytałem drugi raz, a później zacząłem się raczyć fragmentami na wyrywki. Bo to tego rodzaju książka - do wielokrotnego użytku. Mądrze skomponowana. Składająca się z soczystych urywków, mocnych fragmentów i krótkich naprawdę zabawnych strzałów, które z jednej strony przynoszą czystą radość na poziomie poznawczo-literackim, a z drugiej są jak kubeł lodowatej wody, kiedy kompletnie na bok schodzi sama literatura i szydera, a zostaje jedynie nagie życie.
Jaworski pisze o swoich doświadczeniach z nowotworem. O chorowaniu na raka. Pisze bardzo specyficznie, jak być może (nie wiem tego na pewno, bo nie śledzę namiętnie literackiego nurtu „opowieści uzdrowionych”) o raku nie pisał w tym kraju jeszcze nikt. Przede wszystkim bardzo szczerze. Szczerze aż do bólu. Do tytułowego szpiku kości. Bez żadnych gładkich słówek i wzruszających historyjek. Tutaj nie ma żadnej miękkiej gry i tanich chwytów pod publiczkę. Jakiegoś wzbudzania litości czy współczucia. Tu mamy krew, pot i łzy. Wszystko jest realne, namacalne i dosłowne. Tutaj nie boli tylko napierdala. Bo Jaworski nie przebiera w słownictwie i kiedy trzeba daje równo do pieca. Kiedy go boli, to jak najbardziej odczuwa swą słabość, bezradność i strach, ale jednocześnie stara się zagłuszyć w sobie te uczucia poprzez sarkazm i absurd oraz poprzez zwyczajną złość i szyderczo-jadowite teksty. Gdy Jaworski się modli, to robi to na przykład w następujący sposób:
„Boże niekończących się korytarzy. Módl się za nami. Boże wkurwionych na cały świat. Módl się za nami. Boże niemych i ślepych bądź też nadwzrocznych i nadmiernie gadatliwych. Módl się za nami. Boże wkurwiających pozostałych w kolejce nieustannymi, bezsensownymi pytaniami w stylu dlaczego pani doktor dzisiaj nie przyjmuje, a jeśli przyjmuje, to gdzie, ale jak przyjmuje, skoro nie przyjmuje, nie przyjmuje, to kiedy będzie przyjmować, i gdzie iść z nogą, ale jaką nogą, kiedy nie ma gdzie iść, bo nie przyjmuje, czyli, że nie przyjmuje, tak, nie przyjmuje, a co ja powiedziałam, no to czy nie można się zapisać na następny termin, a dlaczego się nie można zapisać na następny termin, bo nie przyjmuje, nie, bo jeszcze nie ma kalendarzy na nowy rok, czyli, że dzisiaj nie przyjmuje, nie przyjmuje, i tak w kółko! po niezliczoną ilość razy dziennie! Myślę, że tak będzie wyglądać piekło. Módl się za nami.
Módl się za nami grzesznymi.

Jeśli dopadają go jakieś refleksje w poczekalni rehabilitacyjnej, to są one bardzo specyficzne:
Stół z powyłamywanymi nogami. Panny z powycinanymi cyckami.
Czy pójdę do piekła?
A kiedy odpowiada sobie na pytanie dlaczego dostał raka, pisze bez ogródek:
- Bo jestem złym człowiekiem.
- Bo nie ma we mnie pokory.
- Bo proces uzdrawiania, to proces przebaczania, a ja nie potrafię przebaczać. Pamiętliwy ze mnie skurwysyn.
- Bo ciągle narzekam. A ludzie żyją bez rąk, bez nóg i nie narzekają. I żyją. A mnie jeszcze nic strasznego w życiu nie spotkało. I nie doceniam tego. I żyję przeszłością, a inni mają gorzej.
A inni mają gorzej.
Dlatego.
logo
Krzysztof Jaworski
Kiedy się to czyta człowiek jest trochę zszokowany i zaskoczony - tym bezpośrednim językiem i kompletnym brakiem hamulców. Rozbrojony tą szczerością. Przejęty sposobem w jakim można pisać o chorobie, bólu, życiu i śmierci. Dotknięty do żywego tym, że czasem dwa czy trzy zdania mogą mieć taką siłę przekazu. A najlepsze jest to, że są momenty kiedy najpierw śmiejemy się w głos, a chwilę potem kręcimy z niedowierzania głową i dziwimy się swojej reakcji. No bo jak to? Jak można śmiać się z poważniej choroby? Zabawna książka o raku? Tak. Czasem również i zabawna.
W ogóle forma tej książki jest równie zaskakując, co jej treść. Czego tu nie ma, są scenki rodzajowe, jakieś historyjki, zabawne dialogi, dłuższe opisy, refleksje filozoficzne, trafne i dosadne krótkie teksty, wspomnienia, metafizyczne fragmenty czy najzwyklejsze w świecie wiersze. Całość bardzo dobrze napisana, niezwykle precyzyjna, odważna i mocna. Mam wrażenie, że także bardzo potrzebna, bo podająca czystą prawdę bez żadnej taryfy ulgowej. Książka, która na długo zostaje w głowie. Ważna rzecz.
A na koniec dlaczego Krzysztof Jaworski chciałby się wybrać w podróż w czasie:
Kiedyś napisałem w jednym z wierszy, że „chciałbym być chory na raka albo inne nieuleczalne świństwo”. Wnioski: marzenia się spełniają. Chciałbym móc wrócić do tej chwili, ujrzeć siebie wtedy, dwudziestodwuletniego skurwiela, spojrzeć w ten nadęty, pierdolony ryj i powiedzieć: - Na drugi raz, zastanów się, zanim coś napiszesz, chuju tępy. Tyczy się to również i tej książki. Przegiąłeś i teraz dopiero będziesz miał przejebane.

Literackie tropy: książek o raku i walce z rakiem jest sporo np. Krystyna Kofta "Lewa, wspomnienie prawej. Z dziennnika."; Jerzy Stuhr „Tak sobie myślę...”; Hildegard Knef "Wyrok", ale taka jak Jaworskiego jest tylko jedna!

Inne tropy:
Filmów to już w ogóle mamy multum, ale mnie podobał się wybitnie, hiszpański obraz pt. „Czwarte piętro”
I np. taki film lżejszego kalibru, sprzed dwóch lat pt. „Pół na pół”