Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Petra Hulova – „Plastikowe M3 czyli czeska pornografia”
Pierwsze zdanie:„Czy ją też ktoś tak wyhebluje na gładko?”
Emil Hakl – „Zasady śmiesznego zachowania”
Pierwsze zdanie:„Droga symboli jest niebezpieczna, ponieważ jest łatwa i zwodnicza. Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kto to napisał.”
Jak w czeskich pisarzach miałem wcześniej jako takie, elementarne chociaż rozeznanie, tak czeskiej pisarki nie znałem żadnej. Na szczęście dzięki wrocławskiemu Wydawnictwu Afera w zeszłym roku poznałem, świetną Petrę Soupkovą, a w tym jej imienniczkę Hulovą. Co prawda Petra Hulova w Polsce zaistniała już kilka lat temu za sprawą dwóch, podobno niezłych powieści („Czas Czerwonych Gór” i „Stacja Tajga”) ale mnie najzwyczajniej w świecie jakoś umknęła. Mea culpa. Za to teraz wpadło w moje łapska jej „Plastikowe M3, czyli czeska pornografia”.
Tytuł nośny i kontrowersyjny ale jednak mylący. Prawdziwej pornografii, jest tu jak na lekarstwo. Co najwyżej są momenty kiedy jest trochę pikantnie. Fabuła prosta, jak pas startowy na Okęciu – trzydziestoletnia luksusowa prostytutka, przyjmuje kolejnych klientów w swoim własnym mieszkaniu M3, a gdy ma wolne wybiera się na zakupy do galerii handlowej. Nic więcej specjalnego się tu nie dzieje, ale tylko pozornie.
Bohaterka snuje bowiem przez osiem rozdziałów, zatytułowanych kolejnymi „odcinkami telewizyjnymi”, nieustający monolog. A mówi co jej ślina na język przyniesie: przedstawia swoje życiowe doświadczenia, sposoby zaspokajania mężczyzn, jakieś luźne skojarzenia, zaskakujące scenki i obrazy, trochę filozofuje, trochę ironizuje ale głównie odnosi się do swojego ja w rzeczywistości „digiświatu”. Ten współczesny, otaczający bohaterkę „digiświat:, to taka sztuczna plastikowa kreacja. Jakieś wyobrażenie ściśle związane z konsumpcjonizmem, obce i tak naprawdę będące iluzją. Ale w monologu bohaterki w zasadzie prawie wszystko jest „digi”, bo „digi” tu rządzi. Miejscami te przemyślenia może i są nawet ciekawe, jednak ten mocno chaotyczny monolog jako całość nie specjalnie mnie przekonuje. Żeby nawet nie napisać, że miejscami nuży. Przez tą książkę trzeba czasami przedzierać się, jak przez jakieś dzikie chaszcze. Jest natomiast jeden i to ważny powód dlaczego warto to robić – język.
Ten chaotyczny i transowy rzyg emocjonalny może nie przekonywać swą treścią (zwłaszcza nieskomplikowanych i prostych mężczyzn – kobiety, jestem pewny, bardziej odnajdą się w tej opowieści) ale fantastyczny język i nieprzeciętne słowotwórstwo, które funduje tu Hulova, to jest prima sort i same delicje. Poczynając od podstawowej kwestii, że u niej penis jest rodzaju żeńskiego i zwie się „raszpla”, a wagina rodzaju męskiego nazwana została „wtykaczem”. Zabieg ten daje iście szatański i ciekawy efekt przy odbiorze wszelkich znaczeń i treści. Zachwycają liczne metafory. Do tego te wszystkie kapitalne określenia od stryjkotatulów (pedofile) i mamusiojebaków (wiadomo) po przedwtykaczowie (proszę się domyślić). W ogóle ten język, tętni życiem (nie koniecznie digi), porywa i olśniewa. Choćby tylko dla niego warto sięgnąć po tą książkę. Dla przykładu taki losowo wybrany fragment:
„Co dzień przed snem poświęcam wtykaczowi masę uwagi, czasami nawet więcej. Dotknięty w nieodpowiednim według niego momencie dostaje gęsiej skórki, syczy jak rozzłoszczony kocur broniący swego posłania i musiałabym być bardzo niedomyślna, żeby nie mieć dla niego zrozumienia w tej sytuacji. Mówię mu, przepraszam wtykaczu, nie wiedziałam, choć wiedziałam, ale nie mogłam zasnąć i pomyślałam, że wtykacz wytrzyma jeszcze trochę, bo gdyby dał mi się wypierdoluszkować, zapadłby w sen niczym żołnierz, co dostał kulę w łeb, a taki wlot znienacka do krainy snu jest jeszcze lepszy niż wpłynięcie tam łódką po digifilmie.”
Nową książkę Houlovej z „Zasadami śmiesznego zachowania” Emila Hakla łączy kilka spraw. Oboje autorzy to Czesi, wiadomo. Wydało ich to samo wydawnictwo. Obie są napisane kapitalnym językiem i mają tą samą świetną tłumaczkę – Julię Różewicz (standing ovation za oba przekłady!) U Hakla może nie ma aż takich fajerwerków, jak nieprzeciętne słowotwórcze zabawy Hulovej, ale jest za to piękna, poetycka miejscami fraza. Są bardzo dobrze skonstruowane, lekkie i dowcipne dialogi. Fajne metafory i porównania:
„Anestezjologia i resuscytacja to wypucowane szare pomieszczenie, gdzie do ściany przycumowany jest szereg katafalków. W każdym z nich leży jak w watce jeden bezbarwny płetwonurek, do którego ze wszystkich stron za pomocą drenów i rurek tlenowych wlatują czynności życiowe.”
W ogóle jest w tej książce wiele świetnych zdań:
„Przewieszone przez pierś kałasznikowy mają kolby w kolorze wyssanych karmelków.”
Albo taki mistrzowski fragment:
„Nachylam się w stronę charczących ust. Słyszę oddalony jęk, kwilenie, coś w rodzaju kołatania. Jakby siekierka parobka stukała w gałązkę w zaczarowanym lesie.”
Są też rasowe, intrygujące (np. napotkany rybak łapie suma na stalową linę zakończoną hakami, na które jako przynętę nabija żywe szczury!) i zaskakujące trafnością spostrzeżeń opisy. Naprawdę pod względem języka i stylu jest to napisane fenomenalnie.
Hakl, inaczej niż Hulova, przekonuje mnie i zachwyca także w warstwie fabularnej. Dlatego szczerze dziwią przeczytane w kilku miejscach opinie, że w tej książce nic się nie dzieje. Tu się dzieje bardzo wiele i historia jest napakowana emocjami, tym co się dzieje wewnętrznie z głównym bohaterem, tylko zazwyczaj nie na pierwszym planie. Narracja może i jest powolna ale w takich opowieściach, tak właśnie ma być. Za to jakie dynamiczne są dialogi! A jak ktoś wymaga większego tempa i licznych zwrotów akcji, to mój Boże, niech się weźmie za sensacje i thrillery.
Książka podzielona jest na trzy części, trzy nowele. W pierwszej główny bohater, dojrzały już wiekowo, a wciąż niedojrzały życiowo Honza, decyduje się na pierwszy w życiu lot paralotnią. Będąc podczas niego nieco odurzonym lekami uspokajającymi, wspomina jak to kiedyś było w wojsku. W drugiej noweli Honza towarzyszy swojemu ojcu w szpitalu, gdzie ten powoli umiera na raka. I choć wszystkie części są świetne, ta, mocno chwyta za serducho i jest chyba najlepsza z nich wszystkich. W trzeciej odsłonie nasz bohater z dwoma znajomymi płynie do delty Dunaju, żeby rozsypać prochy ojca w wodach Morza Czarnego i jest to na swój sposób dość odlotowa podróż.
Lubię w literaturze takich bohaterów jak Honza i takich pisarzy jak Hakl (Honza to jego alter-ego). Zagubionych, życiowo nie dopasowanych samotników, wyznających specyficzny, kompletnie olewająco-obojętny stosunek do rzeczywistości (chociaż gdy trzeba się zająć ojcem, to Honza spina tyłek i daje radę). Lubiących wypić (Honza gustuje w piwie i tanich koniakach), lekko odpłynąć po jakiś prochach, mających nieustające problemy z kobietami. Jedna z nich zresztą idealnie charakteryzuje go w jednym z wysłanych smsów: „To twoje nudne, śliskie, niby wielce niestandardowe życie bez głębszych uczuć, bez zobowiązań, całkiem skoncentrowane na trafnym ujęciu powierzchowności tak pociągającej i niestrawnej zarazem. Jesteś wiecznie niezadowolony, podkurwiony, nieokreślony, nie można się do ciebie zbliżyć, nie dasz się nabrać, robisz z siebie gwiazdę, chlejesz, rżysz jak koń, w środku cały się trzęsiesz, potem bierzesz stilnox, żeby zasnąć. Chcesz tak umrzeć? Chcesz i jeszcze będziesz z tego śmiesznie dumny.”
W innym dodaje:
„Ale to nie ja jestem w dupie, tylko ty, pisanie zastąpiło ci żywych ludzi”
To nie jest zabawna książka - choć dowcipnych dialogów i fajnych anegdoty jest tu całkiem sporo. Ta tytułowa śmieszność dotyczy rzeczywiście jedynie zachowań Honzy. On zachowuje się śmiesznie ale jest postacią, którą się lubi i od razu akceptuje. Ba, jestem przekonany, że wielu z nas odnajdzie w nim samych siebie. Bo to bohater z krwi i kości jest. Przekonywująco skonstruowany, z tymi wszystkimi specyficznymi ułomnościami i irytująco-skomplikowanym charakterem. Z tą nieporadną próbą, by w swego rodzaju intymnej spowiedzi, spróbować odnaleźć klucz do samego siebie. Mądra, prawdziwa i rewelacyjnie napisana rzecz. Taka mała-wielka proza.
Literackie tropy: o dwóch poprzednich książkach Hulovej wspominałem w tekście, przypominam „Czas Czerwonych gór” i „Stacja Tajga”. Hakla w Polsce znajdziecie jeszcze jedną książkę „O rodzicach i dzieciach” – od jakiś dwóch lat stoi u mnie na półce wciąż nieprzeczytana. Teraz zabiorę się za nią jak najprędzej.
Inne tropy: Hulova o przedstawieniu na podstawie swojej książki: