„Moje życie z Dalím“ Amandy Lear, rozczarowuje już samym tytułem. „Redaktorzy – pisze redaktor Mroziewicz – nie popisali się tytułem. Takich tytułów było i wcześniej, i później bez liku, np. Moje życie z Saddamem, Moje życie z Obamą…“. Dlatego redaktor Mroziewicz odwracając tytuł pragnie odwrócić stojącą za nim męską perspektywę, pisząc książkę, w której kobiety wchodzące w związki z dyktatorami, mężami stanu i wielkimi artystami, wychodzą wreszcie z ich cienia.

REKLAMA
„33 Ewy i trzech Adamów“ – to zbiorowa biografia kobiet wymyślających siebie w pozornej uległości wobec narzuconego im losu, akceptujących role jakie wyznaczyła im wspólnota, ale odgrywających je w sposób perwersyjny, zdradzający powierzoną im tajemnicę, kobiet żyjących przy tym otwarcie i bez żadnych skrupułów poza monogamią.
Ten „polityczny spis cudzołożnic“, „kulturowy rejestr nimfomanek“ z wyższych sfer staje się wielką elegią rozwiązłości a rozwiązłość oznacza tu nic innego jak wolność, twórczość i władzę. Choć niemal każda z nich była córką, żoną lub kochanką jakiegoś sławnego faceta, z wyjątkiem może Matki Teresy z Kalkuty (choć i ona była przecież oblubienicą Pana) to żadnej z nich to nie wystarczało. Żyjąc na drugim planie, w wierności i oddaniu dla wiecznie nieobecnego męża, w poczuciu obowiązku wobec rodziny, niejednokrotnie miały większy wpływ na losy świata niż ich możni opiekunowie. Potrety przeszło 33 kobiet – Maty Hari, Marii Magdaleny Goebbels, Ingrid Betancourt, Oriany Fallaci… i jedynie 3 mężczyzn – Grigorija Rasputina, Henry‘ego Millera, Gabriela García Márqueza, postaci znanych nam przecież z niezliczonych publikacji, tu wciąż uwodzą swą paradoksalnością jakby ich dylematy dręczyły nas do dziś, nie są bowiem kreślone ręką akademickiego historyka, lecz dziennikarza nawet wbrew swej woli wyraźnie wplątanego emocjonalnie w świat, który chce opisać.
Opowieść Mroziewicza w przedziwny sposób jest, jak mi się zdaje, jednocześnie konserwatywna i liberalna, nieco fallocentryczna i nieco feministyczna, trochę monumentatalna i trochę rynsztokowa, całkiem faktograficzna a zarazem całkiem fikcyjna, ma w sobie rozmach wielkiej historycznej narracji, ale i skrót interwencyjnego reportażu.
„Zajmowałem się od wielu lat polityką międzynarodową i przez pięć lat dyplomacją. – wyznaje autor w przedsłowiu – W Azji, gdzie kobieta nie ma nic do powiedzenia, panie zajmowały najważniejsze stanowiska państwowe. Dlatego, że były córkami, żonami i kochankami polityków, którzy najczęściej kończyli żywot gwałtownie, z powodów politycznych. Bohaterki z Europy i obydwu Ameryk też były żonami polityków – Jacqueline Kennedy, Margaret Trudeau i Evita Perón. Pani Thatcher, Matka Teresa i Safona to wyjątki. Ale Liv Ullmann (Henry Kissinger) już nie, podobnie jak Sophia Loren i dziewczyny García Márqueza czy Anaïs Nin. Też i żona pana Giocondo, która poznała życie jako trzynastolatka z kardynałem, bratem późniejszego papieża. W książce mamy portety żon dyktatorów albo co najmniej mocnych mężczyzn, co może sprawić, że feministki tej książki nie zniosą. Inna rzecz, iż feministka, moja przyjaciółka z wysokim stopniem naukowym, powiedziała kiedyś: «Jestem feministką, ale nie w nocy»“.
Wiadomo teraz dlaczego Helena Rubinstein, bohaterka ostatniego spotkania w MiTo, nie mogła znaleźć się w tej książce, wiadomo, że niedawna nasza rozmowa o rozwiązłości nie była przypadkowa, ale wielką zagadką pozostaje dziesiejsze nocne spotkanie Krzysztofa Mroziewicza z feministką z prawie tak wysokim stopniem naukowym, co jego przyjaciółka a przy tym – o ile mi wiadomo – bez wsparcia żadnego mężczyzny zarządzającą w Warszawie nową lewicą, Agatą Czarnacką, redaktorką naczelną lewica24.pl.
Piotr Seweryn Rosół