– No i? – odbieram telefon od zakolegowanego młodego człowieka, z którym... hmm współpracuję? Nie, za duże słowo. Po prostu pomagamy sobie pomagać innym. Tak lepiej.
– No i? – ponaglam.
– Jest problem. Trzeba wstrzymać parę akcji.
– Nazwiska - żądam – podaj mi nazwiska !!!
– Eee, nie mogę, wiesz, klauzula...
– A co Ty k... aptekarz jesteś, że się klauzulą zasłaniasz – już się drę – podaj mi te cholerne nazwiska!
Odłożył słuchawkę. Ha, nie ze mną te numery Bruner! Ja jestem na to wyjątkowo uczulona. Znajdę je. Wiem niewiele, ale coś tam wiem. Googluję, sprawdzam profile, kto należy do akcji? – wypytuję. Po 10 minutach już miałam listę.
Ale jeszcze nie pewność, a to ważne. Być pewnym. Dzwonię. Stawiam wszystko na jedną kartę. Blefuję, że wiem i rzucam nazwiskami. Nie zaprzecza. Ha, mam was robaczki!! Gwiazdy-srazdy! Skończeni hipokryci. Mordy se będą wygładzać chorymi dziećmi! Jakby botox już im nie wystarczał.
Oddzwaniam do zakolegowanego:
– Wstrzymaj akcję, ja wpłacę – wymagam. I może się uda jakiś odcinek charytatywny też. Gdziekolwiek. Programów chętnych jest sporo. Już jestem po rozmowie. Nie zrobię afery – obiecuję – jeszcze nie teraz. Ale jak zobaczę u Ciebie te panny, to ratuj się kto może. Znam Laleczki. Bardzo wiarygodnie reklamują "swoje produkty". Nie mogą narzekać. Przynajmniej nie na brak kasy. Chyba, że klasy!
To nie pierwsza sytuacja, kiedy dowiaduję się, że "pomoc przeliczana jest na pieniądze". Pieniądze dla siebie, bo żadna nie wpłaciła nawet grosza dla dzieci! Wstyd. I tutaj apel do Pań: Drogie Koleżanki: Się dowiem raz jeszcze, że zbijacie interes na nieszczęściu, to sama zrobię wam taki PR, którym nie powstydziłaby się najlepsza agencja. A u mnie słowo droższe pieniędzy! Amen