Jeżdżą po Polsce, przecinają wstęgi, obiecują, doglądają gospodarskim okiem. „Tu dosypiemy, tam załatamy”. Mateusz Morawiecki i jego ekipa próbują przekonać nas, że kolejnymi "plusami" budują w Polsce państwo dobrobytu. Będą tu drugie Niemcy albo druga Szwecja. Będzie nawet lepiej niż w Szwecji!
Ale czy kierunek, w którym PiS prowadzi Polskę, to rzeczywiście państwo dobrobytu na wzór skandynawski? Czy Mateuszowi Morawieckiemu naprawdę przyświeca wyższy cel uczynienia z naszego kraju państwa opiekuńczego, które będzie tworzyło kompleksowe rozwiązania wspierające obywateli? Sprawdźmy.
Państwo dobrobytu a podatki
Państwo dobrobytu to koncepcja państwa, która kładzie szczególny nacisk na rozwiązywanie problemów społecznych. To powszechny dostęp do publicznego szkolnictwa i ochrony zdrowia, to osłony socjalne dla osób, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej i godne zabezpieczenie na starość. Państwo dobrobytu oznacza ciągłe podwyższanie standardów i inwestowanie w rozwiązania systemowe tak, żeby obywatele mogli poczuć, że ich najważniejsze potrzeby są gwarantowane przez rząd. Żeby państwo dobrobytu mogło spełniać swoją rolę, potrzebne są odpowiednie podatki.
I nie ulega wątpliwości, że jeśli chodzi o wysokie podatki, to PiS goni kraje skandynawskie. PiS od 2015 r. wprowadził już kilkanaście nowych danin: podatek bankowy, podatek handlowy, podatek progresywny od najmu mieszkań, objął nowe towary podatkiem akcyzowym, podwyższył koszty ubezpieczeń społecznych dla osób samozatrudnionych, wprowadził opłatę recyklingową, podatek minimalny od nieruchomości komercyjnych, zlikwidował górny próg składek ZUS, wprowadził opłatę emisyjną i tzw. daninę solidarnościową.
Należy podkreślić także, że to obecna władza zażądała od nas wszystkich 15% haraczu za przekazanie naszych pieniędzy z OFE do IKE.
Co więc dzieje się z tymi pieniędzmi, które jako różnorodne daniny trafiają do budżetu? Czy państwo potrafi gospodarować nimi właściwie? W końcu Skandynawowie nie narzekają na wysokie podatki. Dobrze wiedzą, że otrzymują za nie świetnej jakości usługi publiczne i zabezpieczenie socjalne, którego zazdrości im cały świat. A jak jest w Polsce? Czy w Polsce Kaczyńskiego i Morawieckiego otrzymujemy coraz lepsze usługi od państwa? Najlepiej przyjrzeć się dwóm sektorom, wobec których jako obywatele mamy największe oczekiwania i które są papierkiem lakmusowym dla całego sektora publicznego: zdrowiu i edukacji.
Do lekarza - prywatnie
W celu oceny jakości systemu ochrony zdrowia nie trzeba nawet zaglądać do eksperckich raportów i wyliczeń. Każdy Polak i Polka wiedzą, że sytuacja w publicznych placówkach medycznych jest katastrofalna. „Niezadowolenie budzą trudności w dotarciu do lekarza pierwszego kontaktu, odległe terminy przyjęć przez specjalistów, wydłużające się kolejki do szpitali na zabiegi planowe(...). Narasta przeświadczenie, że człowiek chory pozostawiony jest sam sobie ze swoim nieszczęściem, gdyż władza publiczna nie interesuje się jego problemami zdrowotnymi” - to diagnoza wyborcza PiS-u z 2014 roku. Ale to także opis rzeczywistości dziś. Obiecywali krótsze kolejki do specjalistów i na SOR-ach, tymczasem jest tylko gorzej. Ponad milion Polek i Polaków czeka na rehabilitacje a są szpitale, gdzie na zabiegi trzeba czekać do 2041 roku! Obiecywali tańsze leki, tymczasem medykamenty są wywożone za granicę a brakuje środków ratujących życie dla Polaków. W najgorszej sytuacji są mieszkańcy małych miejscowości, gdzie dostępna jest tylko jedna apteka. A jeśli już leki można kupić, to ich ceny rosną. Podrożały m.in.: leki dla chorych na schizofrenię i raka prostaty, zwiększyły się także ceny mleka dla dzieci z alergią. Obiecywano, że środki na ochronę zdrowia sięgną średniej europejskiej a według Naczelnej Izby Lekarskiej tylko w tym roku uszczuplono wydatki na służbę zdrowia o 10 mld zł. Cyfryzacja szpitali to wciąż mit.
Protestowali młodzi lekarze. Pielęgniarki odchodzą z zawodu i wyjeżdżają z kraju, żeby opiekować się seniorami, bo nie są w stanie utrzymać rodzin za swoje pensje. Ratownicy medyczni odwieszają protest, bo rząd znów zawiódł ich zaufanie.
Liczba Polek i Polaków korzystających z prywatnej służby zdrowia rośnie w tempie dwucyfrowym. Dziś to już ponad 2 miliony osób, które wydają na to (w zależności od raportu) 40-46 miliardów złotych rocznie! To tyle, ile kosztuje program 500+.
Na korepetycje
A edukacja? Tu też PiS spowodował totalny chaos. Wprowadzona na kolanie „deforma edukacji” przeraziła nauczycieli, rodziców, uczniów i samorządy. W pośpiechu zlikwidowano gimnazja i wprowadzono nowy program nauczania. Wydaje się, że wysoka jakość nauczania w Polsce, potwierdzona sukcesami m.in. w międzynarodowym badaniu PISA, to już tylko przeszłość. Nasza nowa codzienność to przepełnione klasy, lekcje w systemie zmianowym i rzucający pracę nauczyciele.
Państwową szkołę rzucają także uczniowie, za zgodą rodziców. Ci ostatni, przerażeni niekompetencją władzy, przenoszą dzieci do szkół niepublicznych. A te wyrastają jak grzyby po deszczu. Liczba uczniów w takich placówkach w ostatnich latach podwoiła się. Nawet politycy PiS-u nie chcą, żeby ich dzieci uczęszczały do szkół, które im przygotowali. Wicepremier Gliński posyła swoją córkę do szkoły za 20 tys. zł. Antoni Macierewicz zapisał wnuczki do szkoły z czesnym w wysokości 16 tys. zł. Dzieci Marka Kuchcińskiego także chodzą do prywatnej szkoły. Przykłady hipokryzji tej władzy można by mnożyć.
Ci, którzy zostali w systemie publicznym, wiedzą, że jest niewystarczający i szukają dodatkowej edukacji poza szkołą. Korepetycje stały się zmorą polskich uczniów (i rodziców). Rodzice nie wierzą, że szkoła jest wciąż w stanie odpowiednio przygotować do najważniejszych egzaminów i płacą za zajęcia dodatkowe. Stawki zaczynają się od kilkudziesięciu złotych za godzinę, jeśli prowadzącym jest uczeń. Więcej zainkasuje doświadczony nauczyciel, który może liczyć na 60 złotych za godzinę lekcji a są i tacy, którzy wyceniają swoje usługi na 200 zł. Niektóre rodziny płacą za korepetycje dla licealistów równowartość czesnego w prywatnej szkole wyższej.
Spora część korepetytorów nie odprowadza z dodatkowych środków żadnych podatków. Nauczyciele, którzy walczą z rządem o godne płace, ani myślą oddawać państwu swoich dodatkowych dochodów. I trudno się dziwić, bo kiedy dostaje się 1.834 zł na rękę, każda złotówka się liczy.
Rząd, który porzuca obywateli.
Sytuacja w polskiej ochronie zdrowia jest fatalna, a w polskiej szkole - bardzo zła. Nikt nie wierzy w efektywności tych systemów, a kto może, ucieka do sektora prywatnego i płaci z własnej kieszeni. Rząd nie dokonuje niezbędnych inwestycji. Nie ma pomysłu, nie ma planu. Wizja realizowana przez Mateusza Morawieckiego nie ma nic wspólnego z państwem opiekuńczym.
Co się więc dzieje z tymi kolejnymi podatkami? Po pierwsze są przeznaczane na wykarmienie świty premiera. W końcu ponad setka lotów marszałka Kuchcińskiego sporo kosztowała. Jeszcze więcej trzeba wydać na pensje dla „Misiewiczów” i premie dla kumpli z rządu. Wsparcie prawicowych mediów też nie jest za darmo a wdzięczność Tadeusza Rydzyka kosztuje miliony. Po drugie, pieniądze z nowych podatków idą na transfery socjalne. Transfery, które trafiają nie tylko do najbardziej potrzebujących. Tym chwali się rząd, ale jednocześnie nie naprawia systemu i nie prowadzi racjonalnych polityk publicznych.
Same tylko transfery socjalne nie stworzą państwa dobrobytu. To są najprostsze rozwiązania, które służą rządowi za wymówkę. Może nie przeprowadziliśmy żadnej ważnej reformy, ale rozdajemy ludziom żywą gotówkę! Rozdawać jest łatwiej, niż tworzyć. Wypłacenie trzynastki jest dużo prostsze, niż wypracowanie systemowych rozwiązań. Ale nie tędy droga! 300+ nie zastąpi dobrego systemu edukacji. Dodatkowe 800 zł dla emeryta raz w roku nie zapewni mu dostępu do wydolnej służby zdrowia ani nie zrekompensuje podwyżki cen leków. Takie działania nie zbudują państwa dobrobytu. Wręcz przeciwnie, rząd Mateusza Morawieckiego to najbardziej populistyczny, rząd w historii III RP. To rząd, który unika ważnych reform, unika inwestycji w ważne systemy usług publicznych, unika brania odpowiedzialności za obywateli; nie naprawia, tego co nie działa (szpitale) a rujnuje to, co dobrze funkcjonowało. Przekazując tylko pieniądze (i czyniąc to często w sposób dość przypadkowy), pozostawia Polki i Polaków samym sobie, w obliczu niesprawnego państwa. To rząd, który wypycha Polki i Polaków do systemu usług prywatnych i zmusza do dopłacania za te usługi z własnej kieszeni. To rząd iluzji i kłamliwej propagandy.