Opinia Zbigniewa Brzezińskiego na temat przyczyn nie wydawania Polsce przez Rosjan wraku TU-154 w sposób istotny przesuwa ciężar wewnętrznego polskiego konfliktu na nowe tory. Te zapatrywania poparł dziś także (TOK FM) Lech Wałęsa.
Z opiniami tymi należałoby się bezapelacyjnie zgodzić pod warunkiem, że mielibyśmy w kraju sytuację normalną. Ale żyjemy w sytuacji nienormalnej, co sprawia, że na kwestię zwrotu wraku trzeba spoglądać w całej jej złożoności.
Proponuję: zamknijmy na chwilę oczy i wyobraźmy sobie, że oto wrak został wydany. Teraz je otwórzmy i zobaczmy, co się dzieje dalej.
Przez kilka miesięcy szczątki samolotu będą składowane na pilnie strzeżonym terenie wojskowym; wszak tak szczególny dowód rzeczowy w prowadzonym śledztwie wymaga odpowiedniego zabezpieczenia. Prokuratura przedłużyła postępowanie do 10 kwietnia przyszłego roku, co zbiega się – dodajmy: bardzo niefortunnie – z trzecią rocznicą katastrofy. Niezależnie, czy w tej dacie, czy nieco później śledztwo ulegnie jednak zakończeniu. Wyobraźmy sobie, co się dzieje dalej.
Nie trzeba być żadnym wizjonerem aby spostrzec, że w sytuacji istniejącego i stale podsycanego podziału społeczeństwa, historia krzyża przed Pałacem na Krakowskim Przedmieściu, to ledwie mały kłopot w porównaniu z tym, co będzie się działo wokół wraku. Natychmiast stanie się relikwią narodową, a Kaczyński zażąda jego wydania, tym razem „prawowitemu właścicielowi”; wrak stanie się „własnością” tej części społeczeństwa, która uległa emocjom rozpętanym wokół katastrofy i której zaszczepiono wiarę w zamach.
Już tylko to stworzy zupełnie nową, jakże groźną sytuację. Nie „wydanie” wraku spowoduje pielgrzymowanie pod teren, gdzie samolot będzie przechowywany, demonstracje, transparenty, głodówki itd. Z kolei „wydanie” szczątków maszyny usypie nowa Jasną Górę, tylko, że będzie ona wyższa niż pomnik Chrystusa w Świebodzinie. Części samolotu staną się relikwiami dla wszystkich wyznawców „religii” smoleńskiej i będą przechowywane w drugiej monstrancji jak Polska długa i szeroka.
Słowem szybkie przetransportowanie szczątków samolotu nie tylko jeszcze bardziej skomplikuje wewnętrzny podział w społeczeństwie, ale na bardzo, bardzo długi czas podział ten spetryfikuje, pogłębi i utrwali. Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że właśnie głęboki rozłam wśród Polaków staje się śmiertelnym zagrożeniem dla ojczyzny, poczucia wspólnoty narodowej, a także, bardzo prawdopodobne, dla bytu naszej państwowości. Tak było zawsze w naszej historii.
Wszystkie te okoliczności powodują, że kwestia żądania wydania Polsce wraku wymaga niesłychanie poważnego namysłu i znalezienia rozwiązania, które zapobieże oczywistym fatalnym następstwom braku odpowiedniego planu.
Tak więc per saldo, o wiele lepiej stałoby się, gdyby problem wraku udało się w jakiś sposób odroczyć do czasu zejścia ze sceny Jarosława Kaczyńskiego, co nie wydaje się zdarzeniem szczególnie odległym. Wydaje się pewne, że jego odejście uruchomi proces uśmierzania emocji, odbudowy prawidłowych więzi, przywracania poczucia jedności, słowem – zawróci Polskę ku normalności.
Trudno podważyć ocenę, że dokonany został zamach, tak, zamach właśnie na poczucie wspólnoty i solidarności Polaków i że straszliwie osłabia to Polskę. Odbiór wraku w tej sytuacji będzie zupełnie wyjątkową okazją do roziskrzenia jątrzenia aż spełni się marzenie architekta tych działań i Polska stanie w płomieniach.
Rozum i patriotyczna troska nakazują zapobieżenie realizacji takich dążeń. Nie stać naszej ojczyzny na powtórzenie napięć, jakie powstały na tle krzyża na Krakowskim Przedmieściu, zwłaszcza, że mówimy tu o zupełnie innej skali możliwych napięć i rozchwiania ślepych emocji. Polska może ich nie wytrzymać. Spróbujmy zrobić wszystko, aby być mądrymi przed szkodą.