Dziś, dla odmiany, coś o muzyce. Będąc w Londynie nie mogłem sobie odmówić koncertu Electric Wizard w słynnym klubie Forum. Kultowy w pewnych kręgach zespół, nie jest chyba, przynajmniej w Polsce, doceniany tak, jak na to zasługuje. A szkoda...
Londyńskie Forum oferuje szerokie spektrum imprez muzycznych.
Na grafiku zauważyłem nawet anonsowany na kwiecień koncert Kazikowego
Kultu. Wchodzę do środka. Zacne i piękne to miejsce, przypominające
stary teatr. Jak się dowiedziałem podsłuchując bywalców tego miejsca,
sporo kontrowersji wzbudza wykończenie głównego holu i wszechobecne
rzymskie ornamenty. Kojarzą się one dość jednoznacznie, oczywiście z
niesławnym okresem w historii naszych zachodnich sąsiadów. Na
szczęście / niestety (niepotrzebne skreślić) jest to budynek objęty
ochroną konserwatorską i jakiekolwiek zmiany owych architektonicznych
szczegółów są wykluczone.
Ale miało być o muzyce... W tych pięknych (i nieco piekielnych)
okolicznościach przyrody, z zimnym piwem w ręku, zmierzyłem się
z muzyką kultowych Brytyjczyków. Czarowali publiczność przez blisko dwie
godziny. Wzięli sobie chyba mocno do serca słowa, które kiedyś
wyśpiewywał Jim Morrison: "Let's change mood from glad to sadness",
bo rzeczywiście, ich muza spowodowała, ze mój hollywoodzki uśmiech,
którym obdarowywałem świat od rana (z wzajemnością) zmienił się w
podkowę! Doom Metal to nie żarty, proszę państwa. Chyba najbardziej
posępna i dołująca odmiana metalu, zapoczątkowana przez kwartet z
Birmingham jest naprawdę ciężka do strawienia dla niewtajemniczonych.
Ale ci, którzy potrafią bez uprzedzeń zanurzyć się w brudzie gitar,
poddać się głuchemu trybalnemu rytmowi i razem z wokalista śpiewać
refreny pogrzebowych hitów w rodzaju "Black Mass" czy najnowszego
singla Electric Wizard zatytułowanego frywolnie: "Legalize drugs and
murder" (koszulki w rozmiarze "S" z wielkim tytułem tego utworu
rozpisanym niczym okładka jednej z kultowych płyt Sabbsów, rozeszły
się błyskawicznie, ku mojemu ogromnemu zmartwieniu) przeżyją
na koncercie Anglików niezapomniana ucztę.
Sami Czarodzieje przez cały koncert pozostawali anonimowi. Tu nie ma
miejsca na sceniczne szaleństwa. Widoczne były tylko ich sylwetki
skąpane w jednokolorowym świetle. Dzięki temu cala uwaga widzów
skupiała się na... no właśnie. I tutaj pewnie powinienem zamilknąć. Tłem
dla tego wyjątkowego koncertu były bowiem dalekie od politycznej
poprawności fragmenty filmów klasy "Z" z lat 70. Nagie i wyuzdane
panie w ekstazie, sataniczne rytuały pełne prymitywnej przemocy...
Krew, alkohol i narkotyki. Nic ponad to. Wrażenie było takie, że Bóg
zrobił sobie tego dnia wolne, bo ilość plugastwa, które wylewało się
hektolitrami z głośników i obrazowało się na wielkim ekranie, była
iście imponująca!
Jeżeli lubicie horrory w stylu Dario Argento, jeżeli cenicie zespoły,
które potrafią zaczarować publiczność nie tylko samą muzyką, ale
przedstawieniem, które wręcz epatuje magią i obecnością czegoś, co
może i trudno nazwać, ale co sprawia, że przejść obojętnie obok
takiego wydarzenie nie sposób, to pamiętajcie: nieważne gdzie,
nieważne kiedy, ale gdy będziecie mieli okazję, to wybierzcie się na
koncert Electric Wizard.
Nie pożałujecie, bo mało kto dziś wie, jak oni, o co w TEJ sztuce chodzi.