IKAR ALATO, rzeźba Igora Mitoraja, Warszawa.
IKAR ALATO, rzeźba Igora Mitoraja, Warszawa. Photo@Jerome Lambe, archiwum domowe.

Michelangelo i Mitoraj. Co łączy dwóch wielkich rzeźbiarzy, czy tylko udręka i ekstaza? Obaj kochali marmur z Carrary. Obaj byli niepokorni, twórczy i pracowici. Obaj zapłacili wysoką cenę za swoją sławę. Nie zawsze rozumiani. Nie zawsze kochani. W otwartych konfliktach z odbiorcami. Przypominam sobie reperkusje wystawy Mitoraja w Warszawie (2009), kiedy domorośli krytycy obśmiali, że wierzący modlą się do „Matekboskich” na drodze do Jezuitów. Wystawa zatytułowana była „Lux in Tenebris”. Światło w ciemności, indeed.

REKLAMA
Poranek w Pietrasanta przypomina jeden z tysięcy poranków w typowym włoskim miasteczku. Biją dzwony na poranną mszę. W powietrzu unosi się obłędny zapach świeżo palonej kawy. Z okolicznych kawiarni dochodzi charakterystyczny, metaliczny odgłos uruchamianych ekspresów do kawy.
Wokół stukają obcasy cudownych Włoszek, ubranych pięknie w zwiewne szaty, podkreślające ich figury.
„Jak one to robią”, myślę z podziwem, „że one tak mogą, od świtu do zmierzchu, w tym pięknie (Belezzy), wytrwać”?!
W porannym słońcu usłyszymy otwierające się kafejki, sklepiki i trattorie. Z okna na wprost dobiega aria, tak nie za głośno: „O Mio Babbino Caro” Pucciniego. A tam dalej słyszę, gdy dostawca trufli pokrzykuje w kierunku ciemnej restauracyjnej sieni:
- Aperto, Alberto, presto!
W pobliżu słychać trzask otwieranej okiennicy. Ktoś ucisza niespokojnego dostawcę, dzieci jeszcze śpią. A obok słyszę gwizdy i okrzyki uznania, na widok jednej z tych pięknych kobiet – nieważne czy chudej, czy w typie Moniki Bellucci; zakrzyknął właśnie przejeżdżający skuterem, tzw. cinquecenti:
- Ciao! Bella, Bellissima!

Coraz więcej osób przysiada się do kawiarnianych stolików, by napić się mocnego espresso lub pitego głównie rano capuccino, przekąsić bułeczki z waniliowym kremem czy brzoskwiniową marmoladą, czy gorące jeszcze croissanty. Przejrzeć poranną prasę, sprawdzić jakie postępy w tabeli osiąga lokalny klub piłkarski, przeczytać, czy kolejny rząd podał się do dymisji, pogawędzić o wszystkim i niczym ze znajomymi lub z nieznajomymi.
W Pietrasanta, zwanymi też „Małymi Atenami” jest wielu przyjezdnych. Czekają na otwarcie. Za kilka godzin otwierają. Artyści, swoje pracownie. Będzie można wejść do studia, popatrzeć na artystę przy pracy, śledzić, jak powstaje dzieło sztuki. Porozmawiać o tym, w przerwie z twórcą, popijając wino z lokalnej winnicy, zjeść chleb umaczany w oliwie i winegrecie. Kupić lub zamówić prace Artysty. Nic nie kupić, ale okazać zainteresowanie i dzięki temu czuć się pełnoprawnym odbiorcą sztuki.
W oddalonym ok. 30 kilometrów od Pietrasanta miejscu, od rana pracują maszyny. Kurz, pył, huk, pokrzykiwania głośne: -„Uwaga, uwaga, w lewo, w prawo, uciekać, niebezpiecznie, gdzie łazisz, ach ci Artisti e Turisti !!!”
Dźwig transportuje wielki blok. Wokoło kurz i harmider. Z obłoku kurzu wyłaniają się pobliskie, porośnięte laskiem niewysokie wzgórza. Na ich tle, na wyciągu „dynda sobie” wielki kwadratowy blok. To marmur z Carrary.
Podnoszę jeden z tysięcy u stóp tu leżących kamyków. Białe żyłki, niezwykła alabastrowa biel. Jest w dotyku chropawy i ciepły, pulsuje. Przybywający tu od wieków rzeźbiarze - i Michał Anioł i Mitoraj - widzieli, zakutych w te kamienne bloki marmuru - Dawida z Florencji czy Ikara z Warszawy.
Tego dnia, po zachłyśnięciu się, (dosłownie) kurzem Carrary, jestem pod takim wrażeniem, znowu „dostałam pałą w łeb”; że zapominam o wynajętym aucie na parkingu i wracam pieszo do pobliskiej mariny. Siedmiokilometrowy spacer wzdłuż toskańskiego krajobrazu, pełnego cyprysowych kontrapunktów sprzyja uspokojeniu myśli. Docieram do kafeterii nad morzem. Lubię ją bardzo.
- "[b]Genius Loci – to jest bardzo ważne pojęcie, proszę Państwa, a nawet kluczowe” - mawiał do nas Tadeusz Kantor na wykładach podczas studiów na warszawskiej historii sztuki. Mitoraj był uczniem Kantora - podczas trzech lat spędzonych na krakowskiej ASP, jak wspominał rzeźbiarz z „Małych Aten”.
Lubię to miejsce, w Marina di Carrara. Za sobą mam marmurowy kamieniołom. Przed sobą ukochane morze na „Ś”. Na plażach niedaleko stąd wyłowiono ciała; Shellleya (1822), co zginął śmiercią romantycznego poety i bliżej już Rzymu, Caravaggia(1610); jednego z najwybitniejszych malarzy wszechczasów; „tego, co zginął jak żył”.
Siadam ponad latte. Skubię ciabattę z szynką parmeńską, świeżą bawolą mozzarellą i suszonymi w toskańskim słońcu pomidorami. Patrzę na granatowe fale zatoki Livorno.
Odsuwam powracające uporczywie myśli o Caravaggiu i Shelleyu, do tych „niepokornych”, będę wracać, obiecuję.
Michelangelo i Mitoraj. Co łączy dwóch wielkich rzeźbiarzy, czy tylko udręka i ekstaza?
Obaj kochali marmur z pobliskich kamieniołomów, to już wiemy.
Kolejne podobieństwa. W prowadzonych całe życie wielkich kłótniach z zamawiającymi.
Największy Mecenas Michała Anioła, sprawca najdoskonalszych jego dzieł rzymskich, których tyle, łącznie z nagrobkiem, możemy podziwiać; Papież Juliusz II, wyrzucał, go zwalniał, upokarzał tak, że Michał Anioł pozostawił wiele swoich dzieł jako nieukończone.
Nie kończył niektórych dzieł, a niektórych mu nie dawano ukończyć, zrywając kontrakty. Michał Anioł częstokroć obrażał się na Papieża, wykrzykiwał doń, groził, uciekał. Rozliczał się z nim swoją sztuką.
Ale, myślę, może on je specjalnie zostawiał niedokończone, jak Mitoraj też czynił, niektórych dzieł „nie kończąc”, właśnie tak, by dać potomnym do myślenia, tak „dla sztuki” właśnie?

Spójrzmy na „Słynnych Niedokończonych” tych artystów - „Ikara Alato” (2012) z Warszawy i „Dawida-Apolla” (1535) z Florencji, ten ostatni miał być częścią nagrobka papieża Juliusza II w Watykanie.
Czy zostawili nam, żyjącym w XXI wieku, sygnał, światło w ciemności?
A może, by to zrozumieć, może powinniśmy wszyscy pojechać do Włoch, by się nauczyć szacunku do Artysty i miłości do jego dzieł?
Kiedy parę lat temu (2012), na Kwirynale otwarto pokaz sztuki siedemnastowiecznego Holendra, [b]Johannesa Vermeera, (a każda wystawa, czy news na temat Vermeera to wydarzenie na skalę światową, o czym jeszcze będę pisać); żona Prezydenta Włoch, Pani wtedy niemal 80-letnia, stała w wielogodzinnej kolejce po bilety. Może sama na to wpadła, jak sądzę, a może jej ktoś tak doradził, jakiś PR-owiec? W końcu Kwirynał to też siedziba prezydenckiej pary.
Dlaczego w otoczeniu naszej Pani Prezydentowej, Anny Komorowskiej nie ma PR-owca, który by doradził, by na pogrzeb Mitoraja pojechać? Patrząc na wiele sympatycznych i z klasą czynionych gestów naszej First Lady, wierzę, że z chęcią udaje się nie tylko na wyświęcenie polskich świętych do Rzymu, skądinąd i mi bardzo bliskich; ale pojechałaby też do Pietrasanta. Czy stanęłaby w kolejce na wystawę w Gdańsku?

Caravaggio w Polsce.

Czy ma coś wspólnego z pogrzebem Mitoraja fakt, że w tym roku mieliśmy nareszcie mieć wystawę w Polsce na najwyższym światowym poziomie, na istne „wysokie C” i trzy (aż trzy!!!) obrazy Caravaggia w Gdańsku?
W zamian, za wysłanie na wystawę na Kwirynale „naszego” Hansa Memlinga.
No, ale ktoś nie dopilnował „luminarzy gdańskiej kultury”, ktoś inny nie dosłał dokumentów, a może nie chciał wysłać Memlinga do Rzymu, „bo nie oddadzą, bo już raz jechał do Rzymu, ale zatonął i jest w Polsce, tak się stało raz, to może nie ryzykować”?!
O dramatycznych losach tryptyku niderlandzkiego mistrza, jak się znalazł w Polsce, możemy przeczytać na stronie www. Muzeum Narodowego w Gdańsku.
A może nie chciał „ten ktoś” w Gdańsku Caravaggia, malarza, co się Kościołowi w pas nie kłaniał? Ach, polityka! Dwója z Kultury dla Prezydenta Gdańska!
Więcej na temat co to znaczy mieć i nie mieć wystawy z obrazami Caravaggia w Polsce, jak się organizuje wystawy, latami, bez względu na politykę; można przeczytać w najpiękniejszym polskim blogu o sztuce, pióra wybitnego muzealnika, Dr Przemysława Głowackiego; ARTDONE:
Tekst linka

I tak znowu staliśmy się pośmiewiskiem Europy i świata, bo ten gdański Memling, od lat był na tę wystawę, przyrzeczony. Wystawa poświęcona Hansowi Memlingowi trwa teraz w Rzymie (11 października br. - do 18 stycznia 2015).
Moja starsza koleżanka ze studiów, to obecna Minister Kultury, Małgorzata Omilanowska. Mam do niej osobisty żal za niedopilnowanie, by godnie pożegnać, w imieniu Polski, Igora, zwanego, jak zapewne wie, przez przyjaciół Jurkiem, Mitoraja, że nie było jej w delegacji rządowej do Pietrasanta.
Tak mi przykro, że gdy 13 października o godzinie 13.00 biły dzwony kościoła w Pietrasanta, gdy biły dzwony na śmierć Mitoraja, a włoskie miasteczko żegnało żałobą swego polskiego mieszkańca, żegnały go - cała Francja, gdzie umarł, całe Włochy, z Prezydentem Giorgio Napolitano, którego list odczytano; z burmistrzem Domenico Lombardim na czele, że nie było też burmistrza Grójca, gdzie rzeźbiarz się wychował, ambasadora polskiego we Włoszech. Byliby tu, z rodziną, włoskimi i francuskimi oficjelami, z tłumem jego miłośników, odbiorców sztuki z całego świata.

Jestem historykiem sztuki.
Czy w związku z tym znam się na sztuce? Studiowałam 9 lat (przeżyłam dwie dziekanki) – rok w Libii - dziękuję wspaniałej i najlepszej na świecie znawczyni Akademizmu, Profesor Marii Poprzęckiej; dwa lata pisania pracy magisterskiej w Londynie – dziękuję najwspanialszemu Profesorowi wszechczasów (nie tylko moich), Juliuszowi Antoniemu Chrościckiemu, jednemu z najwybitniejszych obecnie żyjących naukowców, czołowemu na świecie ekspertowi od Baroku - Rubensa, Caravaggia, Vermeera, Rembrandta.
Moje życie ze sztuką to nieustające GRAND TOUR.
Tysiące (dziesiątki tysięcy?!), obejrzanych i zanalizowanych dzieł sztuki (oraz nie - dzieł sztuki trzy razy tyle). Setki, a może tysiące przeczytanych artykułów, dziesiątki, a może setki odbytych podróży artystycznych po całej Polsce, Europie, Afryce, świecie. Kilkadziesiąt trudnych naprawdę wielowątkowych i przekrojowych egzaminów. I kilka zdanych „za jeden uśmiech”, te wyłącznie nadają się do moich książek, gdzie opisuję przygody bohaterek rodem z Brigdet Jones. A potem matura „na 6” w najlepszym warszawskim LO im. Jana Zamoyskiego. Praca magisterska z wynikiem celującym, (ówcześnie nie było oficjalnie "6", skala ocen to 2-5).
Pani Docent, ekspertka od estetyki i odbioru sztuki, (też najwybitniejsza, ale innych to my na Uniwersytecie Warszawskim nie mieliśmy), powiedziała na jednym z zajęć:
- „Drodzy Państwo chciałabym tutaj podkreślić wagę, czego powiem oraz zerwać z pokutującym powiedzeniem w naszej kulturze; De gustibus .., że „o gustach się nie dyskutuje. Otóż się dyskutuje. I wyznam Państwu, że to bardzo proste. Tak samo jak organizm jest zdrowy lub chory i medycyna ma narzędzia badawcze, by to ocenić, tak samo my, historycy sztuki, mamy narzędzia, by ocenić czy dzieło jest dziełem sztuki, czy nim nie jest, czy jest dobre czy nie, czy jest wreszcie sztuką czy nie”.
Długo studiowałam. Mój Tata i Profesor Religa musieli wiele lat poświęcić na naukę medycyny, wszak Bogowie - Chirurdzy decydują – często - o tym, czy będziemy żyć. Mój teść uczył się dekadę w Instytucie Politechnicznym, by tak budować statki, jak jego - z kolegami budowniczymi - dzieło HMS BELFAST, by nie zatonęły, podczas jak nie przymierzając Titanic.
Rok analizowano z nami pojęcia wprowadzone przez jednego z najważniejszych teoretyków sztuki - Giorgio Vasariego, artystę też doskonałego.
- „Proszę Państwa, epokę Renesansu dzielimy na Trecento, Quattrocento i Cinquecento”...
Pewnie nie tylko, by nie kojarzyć tego ostatniego z modelem Fiata, a Rafaela, Leonarda i Michelangela, z wojowniczymi żółwiami Ninja.
Studiowaliśmy też - między innymi! - wiele o życiu i dziełach Leonarda, Rafaela, Michała Anioła, Caravaggia, Vermeera, Rembrandta, Mitoraja, które właśnie „są jak światło w ciemnościach”.
Giorgio Vasari, uczeń Michała Anioła popełnił dzieło życia pt. "Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów" (1550). Wysunął na piedestał Michała Anioła - (nie dlatego, jak sądzę, że był jego uczniem); ukuwszy tezę, która funkcjonuje do dziś, że w sztuce dzielimy czas do Michała Anioła i po nim.
Historia sztuki, czy ktoś chce, czy nie, już wpisała Mitoraja do godnych następców Michała Anioła. Rzeźby Mitoraja odnajdziemy w najbardziej prestiżowych i najpiękniejszych miejscach na całym świecie: w Londynie, przed moim ukochanym British Museum, (pisałam tu dwa lata w bibliotece wspomnianą pracę magisterską); w Paryżu, gdzie Mitoraj studiował, mieszkał i umarł; w Rzymie, który ukochał, w Warszawie, która go ciągle odrzucała i kochała; tu pozostawił moją ulubioną rzeźbę, na ukochanym „Żoli” - Ikara Alato.[/b] Mitoraj leży, frunie, czy stoi też na Hokkaido, w Poznaniu, Krakowie, Lozannie, w Pietrasanta, w Los Angeles, czy w Mediolanie.
Ernst Gombrich, (1909 - 2001) austriacko - brytyjski słynny teoretyk sztuki, ale i wielki popularyzator nauki „jak żyć sztuką”, napisał kiedyś:
- „Nie da się wyjaśnić istnienia geniuszu. Lepiej się nim po prostu cieszyć”.
Mam jednak, znowu wrażenie, że Polska oficjalna, ignorując śmierć Mitoraja, znowu nie umie się cieszyć polskimi geniuszami, że znowu uplasowała się najwyżej w rankingu wtop kultury z gatunku: „Trudno być prorokiem we własnym kraju”.

Dzięki Bogu i Bogom za gościnną włoską ziemię, gdzie świetnie żyje się Artystom, miłośnikom pasty i pizzy, wyznawcom Piękna, literatom, poetom, malarzom czy rzeźbiarzom, tu tak się dobrze żyje za życia, a nawet po śmierci.
Ktoś w księdze kondolencyjnej Mitoraja wpis pozostawił: „Małe Ateny dziękują ci za to piękno, które tu przyniosłeś”.
A tymczasem w Polsce...?
"Cóżeś Ty Atenom uczynił Sokratesie", chciałoby się zakrzyknąć za polskim poetą, co też jak Mitoraj, umarł w Paryżu.