… nie tylko zdrowsze i szczęśliwsze, ale także bardziej obywatelskie społeczeństwo.
Bardziej obywatelskie? Zwykliśmy uważać sport amatorski za domenę indywidualną – ruszam się, bo chcę być w formie, dobrze się czuć i wyglądać.
Rola sportu dalece wykracza poza ten jednostkowy wymiar. Zauważmy, jak często używamy sformułowania „robić coś dla sportu” –sport stał się synonimem pasji, miłości, dobrych wartości i pobudek. I na tym fundamencie można bardzo wiele zbudować. Mamy zresztą wielkie tradycje w obszarze traktowania sportu jako siły napędowej społeczeństwa obywatelskiego.
Henryk Jordan, twórca wielkiej idei ogródków jordanowskich, czy Eugeniusz Piasecki, patron poznańskiej AWF, autor podręcznika o polskim skautingu, ale i pierwszej na świecie pracy o gimnastyce niemowląt, zapewne nie znali sformułowania „kapitał społeczny”, ale to oni wyprzedzili swoje czasy świadomością tego, że jak ważną rolę odgrywają sportowe obyczaje w procesie stawania się coraz lepszym społeczeństwem.
Zna Pan wielu współczesnych Jordanów?
Podczas niedawnego X Kongresu Obywatelskiego moderowałem jedną z sesji zatytułowaną „Sport dla zdrowia, rozwoju osobistego i budowy więzi społecznych”. Niekwestionowanym bohaterem spotkania i bardzo ciekawej dyskusji był Marek Kuszneruk. Mieszkaniec warszawskiego Powiśla porwał nas wszystkich opowieścią o tym, jak udało się mu się – właśnie dzięki sportowi – uruchomić w niełatwej dzielnicy śnieżną kulę dobra. Pan Marek nie potrafił przejść do porządku dziennego nad tym, że publiczne, szkolne boiska są zamykane popołudniami, choć mogłyby i powinny służyć lokalnej społeczności. Rozpoczął akcję „odzyskiwania” boisk; kilkanaście już przywrócił mieszkańcom. Co ważne, na boiskach grają całe rodziny, ale i okoliczni „młodzi gniewni”.
Jak za „starych” czasów – na podwórku czy boisku nie miało znaczenia czy jesteś bogaty czy biedny, z rodziny profesorskiej czy robotniczej…
Tradycyjne – różnorodne, otwarte dla wszystkich, niewykluczające - podwórka zanikają, więc tym większego znaczenia nabierają inicjatywy integrujące lokalną społeczność i wyręczające, w jakiejś mierze, pomoc społeczną. Pan Marek podczas Kongresu opowiadał jak młodzi ludzie na rozdrożu zmieniają się pod wpływem wspólnej gry, jak narzucają sobie, pewnie ku swojemu niemałemu zaskoczeniu, gorset nowych wartości. Pilnują się nawzajem, by nie przeklinać przy dzieciach, dają sobie jeszcze przyzwolenie na jedno piwo, ale już nie na to, by palić przy młodszych, itd.
Boiska rzeczywiście dostały nowe życie? Można już mówić o trwałej zmianie?
Tak, i to nie tylko na Powiślu. Fundacja „Nasze Boisko”, założona przez pana Marka i inne osoby, które wierzą w społecznotwórczą rolę sportu, organizuje w każdą niedzielę o 18:00 gry zespołowe na kilkudziesięciu obiektach w Warszawie. Można przyjść, bez rezerwacji, bez własnej drużyny, za darmo i nie tylko się poruszać, ale i zaprzyjaźnić z sąsiadami. Czyż to nie jest w sporcie najpiękniejsze?
Stronę Fundacji otwiera fantastyczny cytat Magica Johnsona: Najbardziej dumny jestem z mojego życia poza boiskiem. Zawsze będą wielcy koszykarze, którzy odbijają tę małą, okrągłą piłkę, ale momenty w których byłem najbardziej dumny związane są z wpływaniem na życie ludzi, wpływaniem na zmiany, byciem wzorem w swojej społeczności.
A nie odnosi Pan wrażenia, że polski sport, zwłaszcza w wydaniu wielkomiejskim, ma w sobie coś fasadowego? Fajnie się ubrać, pochwalić przebiegniętym dystansem w mediach społecznościowych? A na co dzień jeździć samochodem nie tylko do pracy, ale i odległego o kilkaset metrów przedszkola czy sklepu?
Coś w tym jest… Dla wielu sport – zwłaszcza bieganie – to moda, gdzieś z pogranicza snobizmu. Nieprzypadkowo biegają, pływają i grają w piłkę raczej osoby zamożne. Wierzę, że ten etap zachłyśnięcia się wizerunkowym aspektem sportu przeminie, jak każda przypadłość wieku niemowlęcego. Moda zamieni się w nawyk, który z czasem stanie się naturalnym dla danej społeczności obyczajem.
Dowartościowujmy więc sport, ale nie też fetyszyzujmy go. Cieszą mnie niezmiernie rosnące z każdym rokiem tłumy na imprezach biegowych, ale jeszcze bardziej uradowałby mnie nawyk – a z czasem obyczaj – powszechnej, niezależnej od wieku i statusu materialnego, aktywności na co dzień, choćby w postaci codziennej gimnastyki. To recepta nie tylko na zdrowie, ale i samodyscyplinę, świadomość i uważność, tak istotne w dzisiejszym życiu.
Dobrym barometrem tego, że jesteśmy na dobrej drodze do wypracowania obyczajów wydaje się być przesuwanie akcentów w działalności sponsoringowej dużych firm.
Sport od zawsze był dla korporacji ważną platformą marketingową, ale coraz częściej obserwujemy, że koncerny współfinansują nie tylko duże wydarzenia sportowe, ale także lokalne inicjatywy wzmacniające tak ważną tkankę sportowo-społeczną. Nivea buduje podwórka, PZU wytycza w mniejszych gminach w całej Polsce „Trasy Zdrowia”, czyli 2-3 kilometrowe, pętle dla biegaczy, spacerowiczów, narciarzy biegowych. By zawalczyć o podwórko czy trasę dla swojej miejscowości, nie wystarczy złożyć wniosek – trzeba jeszcze dla pomysłu pozyskać armię zaangażowanych osób, którym nie jest obojętne, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu.
O społecznej roli sportu będziemy także rozmawiać podczas IX Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego na sesji tematycznej Sportowa pasja – jak budować na niej wspólnotę?, 23 kwietnia w Gdańsku. Więcej informacji: www.kongresobywatelski.pl