Moja dawna znajoma mówiła wprost: związki gejów należy mnożyć razy trzy – jeśli są ze sobą dwa miesiące, to tak jakby byli pół roku.
REKLAMA
Wierność jest sprawą skomplikowaną, a wierność wśród homoseksualistów jest skomplikowana do kwadratu. Wynika to po części ze środowiska naturalnego – ciężko zachować wierność, gdy nawet najmniejsza czułość wyrażona publicznie, najmniej erotyczne dotknięcie czy pocałunek może spotkać się z pobiciem, szykanami i wyzwiskami.
Po części – i nie warto tego ukrywać, wynika to z pewnością z potrzeb homoseksualistów. Obce mi są wszelkie stereotypy i powielanie uprzedzeń, ale z mojej perspektywy widać najlepiej – geje zwyczajnie lubią seks. Często niebezpieczny, bezmyślny i bezosobowy. Zwyczajny, mechaniczny seks.
Monogamiczne związki sprawiają im trudność. Kończy się to zwykle zdradami, rozstaniem albo ustaleniem granic i wolnej relacji, która nie prowadzi do niczego dobrego, a jedynie napędza machinę seksualną i sprawia, że potrzeba więcej i więcej, a seks staje się zwykłą, szarą codziennością, a nie miłosnym zwieńczeniem relacji.
Ostatnio zaobserwowałem pewną właściwość. Odkąd jestem singlem zgłaszają się różni tacy z różnymi marzeniami – jedni marzą o seksie, inni o związku, a inni chcieliby pójść na randkę, na które nie cierpię chodzić. Wtedy następuje oczywiście selekcja, która pozostawia ostatecznych kandydatów. I jakoś tak się wydarzyło, że większość z nich jest w monogamicznych związkach, które trwają około dwóch lat.
Dwóch lat, czyli według mojej znajomej sześć lat heteroseksualnej relacji. Dużo. Sześć lat wspólnego życia, więc po co flirty i propozycje? Zapytałem. Wszystkim jest dobrze w związkach, są szczęśliwi i nie pragną nikogo i niczego więcej. Niczego poza przelotnym flirtem, niektórzy seksem. Ich partnerzy oczywiście są wszystkiego nieświadomi.
Ja nie bawiłem i nie bawię się w takie zabawy. Raz w życiu byłem tym trzecim, trochę nieświadomie i wbrew swojej woli. Skończyło się melodramatycznie. Nie potrafiłbym świadomie odnaleźć się w takiej sytuacji. Gdy tylko dowiaduję się o pięknym związku, którego mam być skazą wycofuję się. Ja wycofuję. A inni? Czy te szczęśliwe połówki szukają dalej aż do skutku, do seksu, do momentu, aż flirt zajdzie za daleko?
Nie przeszkadza mi uprawianie seksu ludzi wolnych, nie związanych z nikim żadnymi zobowiązaniami. Nie powinniśmy odmawiać sobie przyjemności pamiętając, by zachować zdrowy rozsądek i nikogo nie ranić naszymi zachowaniami. Zdrowy seks dwóch dorosłych osób nie jest niczym strasznym, nigdy nie rozumiałem stwierdzeń typu "puszczalska/ki".
Jednak z obrzydzeniem patrzę na okładkę wydanej ostatnio książki "Puszczalscy z zasadami", która usprawiedliwia niewierność wyższymi ideami, a seks traktuje jedynie jako hedonistyczną przyjemność i produkt, a nie wartość samą w sobie. Nie daje żadnych konkretnych rad, tylko usprawiedliwia poligamistów. Podobnie jak moi znajomi po dwóch latach związków.