Reklama.
Pamiętam jak dwa lata temu ktoś na słynnej prywatce na C4B puścił Aldonę Orłowską, a wszyscy hipsterzy (wtedy jeszcze bezimienni) zaczęli w pijackim amoku tańczyć śpiewać, a po kilku minutach spędzonych z głębokim głosem Orłowskiej rozległy się coraz głośniejsze okrzyki: "Jeszcze raz!".
Marzia Gaggioli ma szansę odebrać koronę królowej patosu i śpiewania po "prawie polsku". Wszystko za sprawą absolutnego hitu, który nikomu wcześniej nieznana piosenkarka wypuściła na swój kanał YouTube zaledwie dwa miesiące temu. "Jestem tutaj" podbiło serce moje i moich znajomych. Wątpliwy polski, napisany fonetycznie przez Sarę Wiesławę Szyszko-Lickiewicz, nienaganne układy taneczne, niezwykła ekspresja oraz czar samej wokalistki sprawiają, że "Jestem tutaj" ma szansę podbić / podpić serca wszystkich hipsterów.
Gaggiolli ma tę przewagę, że śpiewa w wielu, naprawdę wielu językach. Nauka języka niemieckiego w liceum nie należy do moich największych osiągnięć, ale bez problemu mogę powiedzieć, że pani artystka zastosowała tam ten sam trik, który stosuje urzędujący papież "pozdhawiajonc fszyskich polakow".
"Auf Wiedersehen" jest wspaniałe - nie jest przecież tajemnicą, że wszystko co niemieckie jest dobre - jedzenie, piwo, techno, pornografia i muzyka. Polecam przyjrzeć się strojom pani wokalistki, która jawnie czerpie z najlepszego Alexandra McQueena. Moim ulubionym fragmentem tego klipu jest 2:48, gdzie Gaggiolli klęczy na meteorycie z gry komputerowej. Mistrzostwo!
Sama Artystka, jak głosi jej polski fan page, "śpiewa w wielu językach, skomponowała ponad 1000 utworów, od disko przez hip-hop po gotyk i sonaty! Rysuje, maluje, montuje wideo, projektuje stroje". Także mamy do czynienia nie tylko z prawdziwą księżniczką kultury kampowej, ale również z człowiekiem renesansu.
Domyślam się, że wielu z Was nie zrozumie mojego zachwytu Marzią, ale mam dla Was jasny przekaz: "Auf Wiedersehen"! I chyba kupię sobie dzwony.