„Dominikana - białe, bajeczne plaże w cieniu palm i rytmie merengue”, „Kuba – plaże, tytoń, rum i radość życia”, „Meksyk – mistyczna kultura i słoneczne plaże”. Kiedy prześledzimy katalogi biur podróżniczy okaże się, że raj jest naprawdę blisko, może nie zawsze dosłownie. Czemu tak bardzo go pragniemy?
Najnowszy projekt to portal o podróżach www.intopassion.com, z blogami osób, które świat odkrywają przez pryzmat swoich pasji. Właścicielka agencji Destino Communications, która zajmuje się promocją i komunikacją marek z branży modowej i turystycznej (m.in. Hugo Boss, Asics). W każdej wolnej chwili podróżuje, a potem to opisuje (Trendy Art of living, Pani etc.) i o tym opowiada. Sworzyła lifestylowy przewodnik EURO KNOW HOW - na EURO i nie tylko!
Białe plaże, krystalicznie czysta woda, statyczne przyjemności jak leżenie pod palmą, które od lat działają i przyciągają rzesze turystów. Dla bardziej aktywnych „podróżników” biura podróży oferują inne kierunki i inne slogany: „Kostaryka – tropikalny raj nad Atlantykiem i Pacyfikiem, kraina wulkanów, lasów deszczowych i rwących rzek. Unikalny świat zwierząt i roślin. Po prostu Pura Vida!” Czy każdy wie co oznacza „Pura vida”? Pewnie nie. Ale dla każdego brzmi to egzotycznie. Okazuje się, że w przypadku produktu wakacje są jak szampon do włosów – nikt nie wiedział co to jojoba, a już tym bardziej, w czym może pomóc naszym włosom, ale „widniała” jako jeden z głównych składników szamponu, i co najważniejsze to właśnie ona „sprzedawała” produkt. Kiedy pracowałam w agencji reklamowej i pisaliśmy teksty ulotek kremów do twarzy, klient sugerował zawsze kilka słów, które brzmią egzotycznie i tajemniczo, niczym cudowna mikstura, która zagwarantuje wieczne piękno.
Kiedy cudowne hasła reklamowe skuszą nas do wykupienia idealnych wakacji, czekają nas kolejne aktywności, przygotowane specjalnie dla nas przez biura podróży. Pierwszym z nich jest spotkanie informacyjne. Biuro nie tylko dba, abyśmy nie opuszczali hotelu po zmroku (a czasem lepiej wcale nie opuszczali hotelu, jeśli nie jest to konieczne – jak poradziła mi kiedyś pilotka z jednego z popularnych w naszym kraju biur podróży), nie zapominali o open barze, nie zgubili kartki na ręczniki i nie dali się nabrać „naganiaczom na plaży”. Bo przecież poza biurem podróży, z którym wybieramy się na wyjazd, każdy chce nas oszukać. Nie należy wierzyć lokalnym biurom, bo to niebezpieczne. Przecież już jesteśmy na Kubie czy w Meksyku – wcale nie musimy opuszczać hotelu. Każdemu turyście biuro poleca wycieczki „pełne wrażeń”, aby „przeżyć coś więcej”. W programie najczęściej 1-dniowej wycieczki (przecież turysta nie po to płaci za hotel w pakiecie, aby miał pokrywać koszty kolejnych noclegów i wyżywienia), na którą skusimy się z naszymi nowymi, wakacyjnymi „przyjaciółmi” znajdziemy wszystkie najważniejsze atrakcje. A najważniejszych atrakcji okazuje się być tyle, na ile starcza czasu w programie, w którym musi być obowiązkowo czas na zakup pamiątek oraz lunch. Bo czego bardziej pragniemy niż zdjęcia pod palmą, czy „lokalnego” souveniru, który po powrocie pokażemy znajomym i dumnie umiejscowimy na półce.
Biorę do ręki nowy katalog TUI. Po lewej spis treści, po prawej pytanie: „Szukacie raju, nietkniętej przez człowieka natury i odrobiny przyrody?” „Szukamy” chórem odpowiadają stojąc na baczność wszystkie komórki mojego ciała. Teraz powinna być tylko budująca napięcie muzyka i głos speakera „and the winner is...” KOSTARYKA. „Dobrze trafiliście... odpowiada na zadane przez siebie pytanie TUI – to wszystko czeka na Was właśnie tu.” Jednak już kilka stron dalej dowiaduje się, że prawdziwy raj znajduje się bliżej od Warszawy – bo w odległości zaledwie 100km od wybrzeży Afryki, „z nieskończenie długimi plażami z jasnym saharyjskim piaskiem i krystalicznie czystą wodą, w morzu plaż, znajduje się Fuerteventura”. Ale i ta wyspa nie kończy „listy rajów” w katalogu TUI. Półwysep Synaj to raj dla każdego miłośnika nurkowania, z kolei Dubaj jest od dawna prawdziwym rajem dla robiących zakupy. Czyli wniosek – raj jednak zależy od naszych potrzeb. Cudownie. A czy jest raj, w którym nie dominuje oferta all inclusive, który ma szanse mieć piękną przyrodę, dbać o nią, mieć prawo, które nakazuje turystom szanowanie miejsca, w którym się znajdują, a nie zadeptanie, zniszczenie i opuszczenie?
Jakie znacie miejsca, które można określić jako raj?