Rocznik 1943.Osobowość ponad miarę. Ponad miarę utalentowany. Marzę, by mieć jego obraz. Na razie zdobyłam wywiad. O seksie, botoksie, pieniądzach, samochodach i Nikiforze. Zapnijcie pasy.Zapraszam na spotkanie z jednym z najwybitniejszych polskich malarzy, kawalarzy i flirciarzy.

REKLAMA
P.M. Co jest piękne?
E.D. Kilkanaście lat temu miałem ciąg na portrety. Prosiłem pozujących, by mi opowiadali jakieś swoje mądrości, a jeśli już nie wiedzieli co powiedzieć, to, żeby podali chociaż numer buta, albo kołnierzyka. Jedna dziewczyna w takiej sytuacji powiedziała: lubię piękne rzeczy! Bardzo to było ciekawe… Zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Nie wiem co to jest piękno. Może ty mi odpowiesz?
P.M. Nie mam pojęcia! Ale się zastanawiam, czy pójść zrobić sobie botox i powiększyć usta. Jak myślisz, będę wtedy piękna?
E.D. Nie rób tego. Zmarszczki są piękne!
P.M. Akurat! Wszyscy malarze tak gadają, a przecież wiadomo, że to bzdura.
E.D. Masz rację. Jak malarz już nie wie co namalować, to maluje starego Żyda, albo starą kobietę.
P.M. Ale jak nie ma z kim iść do łóżka, to już raczej nie ze starą kobietą.
E.D. No to sobie zrób ten botox. Chcesz być podobna do tej, jak ona się nazywa… Górniak? Kiedyś miała takiego fajnego kulfona, a teraz nosek jak Grażyna Kulczyk i te wszystkie inne bogaczki. One się już coraz mniej różnią od siebie, zauważyłaś?
P.M. Nowa subkultura?
E.D. Tak, wszystkie takie same!
P.M. Do jakiego momentu kobieta jest piękna?
E.D. To zależy czy mówimy o pięknie w sensie przeżywania życia, czy o twarzy, która jest aktualnie w obiegu. Kiedyś to była Bardotka, albo Sofia Loren, a teraz…Właściwie nie wiem kto, bo nie oglądam seriali. Ale są na pewno jakieś wzorce. Wiesz co, myślę, że możesz pójść na żywioł i się zestarzeć. Może nikt cię nie dostrzeże, a może właśnie dostrzeże i będzie wielkie halo! ( śmiech)
P.M. Niepewny los…
E.D. Tak naprawdę nie mam nic przeciw temu, by sobie coś tam poprawiać i podciągać jeśli to kogoś uszczęśliwia. Gorzej, że kobiety z wiekiem się robią niedobre. Co prawda angażują się w buddyzm i joginizm, ale i tak psuje im się charakter.
P.M. A mężczyznom nie?
E.D. O mężczyznach to lepiej wcale nie mówić! Kanał kompletny. Są trzy razy gorsi od kobiet, frajerzy!
P.M. A kto to jest frajer?
E.D. Mój stryjek wiele lat temu. Kiedy wracał z podróży, stawiał walizkę pod furtką i kazał swojej żonie Zosi ją wnosić. A kiedy wnosiła, pokrzykiwał na nią jeszcze i popychał , tłukąc po plecach. A dlaczego? Bo nie mógł mieć dzieci i mścił się za to na swojej kobiecie. To jest szczyt frajerstwa! Albo impotent, który oskarża o to swoją partnerkę. Wiemy do jakich wtedy dochodzi dramatów.
P.M. Ty każdy dzień zaczynasz od rachunku sumienia?
E.D. Oczywiście, zawsze. I się dziwię otwierając oko, że nie mam kaca. Na ogół, całe życie, się go spodziewam i robię rachunek sumienia, co też ja piłem wczoraj!( śmiech) I jeszcze patrzę na komórkę, do kogo wydzwaniałem.
P.M. Co jest dla Ciebie grzechem?
E.D. Dla artysty, malarza, najgorszym grzechem jest nie wykorzystanie wzniosłych chwil do twórczości. Zaniedbywanie, odkładanie twórczości na potem. Bo to już nie wraca. Tak jak sen, w którym czasem mamy najlepsze pomysły i rozwiązania, o których się rano nie pamięta.
P.M. Dlatego namalowałeś 4 i pół tysiąca obrazów?
E.D. Nawet 5 tysięcy. Jest sporo takich, których nie liczyłem, z samego początku mojej pracy od 1965 roku i kolejnych dziesięciu lat. Pojawiają się niespodziewanie w różnych miejscach. Ostatnio, w sierpniu, kupiłem jeden swój wczesny obraz w galerii, a właściwie w sklepiku.
P.M. Jakie to uczucie, kupić własny obraz sprzed lat?
E.D. Bardzo przyjemne. Taki powrót do wspomnień. Ten akurat sprzedałem, a może nawet dałem kiedyś Agnieszce Osieckiej. Coś mi odbiło i z jakiegoś powodu przeciąłem go na pół. Górna część nadal jest u Agaty Passent, a dół znalazł się nagle po latach w Zakopanem. Właściciel galerii dopiero przy przelewie zorientował się, że ja to ja. Najważniejsze, że kupiłem za przystępną cenę! ( śmiech) w tej chwili odkupuję też obrazy od moich byłych kochanek, które przy rozstaniach zawsze mi coś zabierały. Teraz są w kłopotach, więc odkupuję!
P.M. Popadły w kłopoty, bo z wiekiem zrobiły się niedobre?
E.D. Zrobiły się niedobre, albo zajęły czymś innym niż mną i teraz mają kłopoty!
P.M. Dlaczego rozstawałeś się z kobietami?
E.D .Przestawałem być pierwszoplanową postacią w ich życiu. Zaczynały się dzieci, rodziny, praca zawodowa i podróże. Mężczyzna, zresztą kobieta też, musi być pierwszy w związku. Jak nie jesteśmy pierwsi i najważniejsi to się rozpada.
P.M. Ale rozumiem, że w twoich związkach, to ty musisz być pierwszy.
E.D. Ale ja jestem bardzo hojny! Aktualnie mam 4 kochanki. Czasem nawet nie wyrabiam.( śmiech)
P.M. Po co aż 4? To jakaś forma walki z upływem czasu, ze zgorzknieniem?
E.D. To jest walka o przyzwoitość umysłu. One są ze mną szczęśliwe, a ja z nimi.
P.M. Wiedzą o sobie nawzajem?
E.D. Jedne wiedzą inne nie wiedzą. Nie ma sensu wdawać się w takie rozmowy, żeby coś miało się wydać. Czasem zostają tylko dwie, potem jakaś nowa dochodzi. To się szybko zmienia. Ale jest bardzo fajnie. Jestem zapracowany, ciągle maluję, a te romanse i przygody dają mi dużo relaksu. No i odciągają od alkoholu! Alkohol albo dziewczyna. Na ogół mężczyźni wybierają alkohol, ale ja się do nich staram nie zaliczać. Wolę być z dziewczyną niż butelką.
P.M. Ale w dobrym samochodzie!
E.D. Kocham samochody, to moja druga pasja! Też odciąga od picia.
P.M. Artysta malarz w Porsche to niecodzienny widok.
E.D. Spełniam dziecięce marzenia!
P.M. Rodzicom się nie przelewało?
E.D. Przelewało! Byliśmy „prywatną inicjatywą”, mieliśmy bardzo dużo kasy i pomarańcze z bazaru na Polnej wcale nie od święta. Wielki dom. W nim dziadkowie, rodzice, czwórka dzieci i goście! Wszyscy się u nas spotykali, pili wódkę, a matka ciągle robiła kanapki. Obok był warsztat ojca , który zatrudniał kilkunastu pracowników. Czasem rodzice pożyczali któreś z nas -dzieci temu stryjkowi frajerowi, który nie miał swoich. Często spotykaliśmy się też z drugim bratem ojca, który prowadził szklarnię i żył pod jednym dachem z żoną, kochanką i córką kochanki. Niczego nam nie brakowało.
P.M. Edward Dwurnik – bananowa młodzież?
E.D. O przepraszam, skutera nie miałem! Jeździłem Warszawą, taką fajną!( śmiech) Chodziłem na Legię, poznawałem tam różnych ciekawych chłopaków, ale nie uczestniczyłem w tym zbyt intensywnie, gdyż byłem w liceum plastycznym i miałem ambicje związane z malowaniem.
P.M. Ale przyznasz, że w twoim pokoleniu nie często się słyszy taką właśnie opowieść. Większość klepała biedę. Jak sądzisz, dlaczego akurat wam tak dobrze się powodziło?
E.D. Bo ojciec był bardzo szczodrym facetem! Lubił pieniądze, a one lubiły jego. Zatrudniał wszystkich dookoła w swoim warsztacie. Dyrektor mojej szkoły podstawowej, po godzinach, kleił u niego klipsy. Któraś nauczycielka malowała je farbą nitro, bo to były klipsy z takich drewienek. A my mieliśmy piątki. Wszystko było przemyślane! ( śmiech) Ten interes ojca funkcjonował trochę w szarej strefie, chociaż czasem bywały naloty z wydziału finansowego w osobie pani, która straszyła domiarem. Wtedy dopiero była balanga! Żeby tę panią ugłaskać. Zawsze odjeżdżała zadowolona! Ja też nie jestem sknerą. Widzisz ten obraz? Możesz go ode mnie kupić za 20 tysięcy, ale jak mam dobry humor, to sprzedam za 5!
P.M. A dzisiaj masz jaki?
E.D. Oj, dziś to jestem bez humoru! ( śmiech)
P.M. Jest jakaś forma skąpstwa, która szczególnie cię razi?
E.D. Kiedy facet udaje biednego, a po jakimś czasie zaczyna w to wierzyć . Wtedy już nie ma odwrotu. Koniec radości życia. Mnie się zdarzało od córki pożyczać kasę na benzynę do Porsche. To oczywiste, że wolę udawać bogatego niż biednego.
P.M. Masz oszczędności?
E.D. W tej pracowni jest mój bank, mam tu 2 tys. Obrazów. Kiedy wpada większa gotówka, od razu zmieniam auto, a resztę oddaję byłej żonie, albo córce.
P.M. A ja słyszałam, ze Dwurnik nosi po kieszeniach pieniądze w rulonach.
E.D. Jak mam czasami z 10 tysięcy w domu, to zwijam w rulon i noszę przy sobie, żeby mi wypadł przy szukaniu papierosów. ( śmiech)
P.M. Angażujesz się politycznie?
E.D. Kiedyś koledzy strasznie zabiegali o to, żeby im cenzura jakiś obraz zdjęła, podniecali się tym. A ja jakoś nie. Jak mi cenzor zdjął , to mówiłem: nie podoba się panu? Nie szkodzi, mam inny. I wieszałem inny.
P.M. A teraz?
E.D. Namalowałem coś takiego, gdzie było wielkimi literami napisane POLITYCY TO KURWY, ale jakoś nikt się nie obraził. Palikot nawet się z tym fotografował, z tym, że Palikot nie jest typowym politykiem, tylko zwykłym luzakiem.
P.M. Zależy ci na karierze za granicą?
E.D. To śmiechu warte. Jaki polski artysta zrobił karierę za granicą? Może jedyny Michałowski, który wisi w Luwrze. Fakt, są na świecie zbieracze poloników, którzy chętnie kupują w Londynie, czy Nowym Jorku różne przedmioty z Polski. Obrazy, stare mapy… Ale to przecież tanizna. Po cholerę Francuzi, czy Anglicy mieliby kupować polską sztukę? Mają własną. To jakby porównywać panią Prońko z Barbarą Streisand. Krystyna Prońko ma walczyć na tamtym rynku? Oczywiście, są różne targi sztuki, na których się pojawiamy, ale zazwyczaj jako ubodzy krewni. Czasem któraś z galerii ma kawałek przestrzeni przy ubikacjach, czy barze i tam możemy sobie coś powiesić za półdarmo. Jest to może fajne, ale bez przesady. Dla mnie to nigdy nie będzie główny nurt zainteresowań.
P.M. A co nim jest?
E.D. Tworzyć rzeczy, które pozytywnie oddziałują na klienta. Dla tego namalowałem cykl abstrakcyjnych obrazów zwanych „Pollockami”.
P.M. To te, które, jak już gdzieś powiedziałeś, pasują do każdej kanapy?
E.D. Tak, są bardzo kolorowe.
P.M. Zdarzyło się, że ktoś przyszedł do pracowni i rozważał, który będzie pasował najlepiej?
E.D. Bardzo często tak jest. Nawet im w tym pomagam, proponuję, że można zawsze trochę podmalować. Jak ma pan czerwone obicie, to zawsze mogę bardziej na czerwono. Trochę są zaskoczeni, ale chyba się cieszą.( śmiech)
P.M. W kryzysie też przychodzą kupować?
E.D. Jak najbardziej! Teraz trzeba inwestować w ziemię, złoto i dzieła sztuki. To się nie starzeje.
P.M. Twoi klienci to sami bogacze?
E.D. Nie, głównie średnio sytuowani inteligenci. Lekarze i nauczyciele są najlepsi, bo wiedzą czego szukają. Czasem biorą kredyt, żeby kupić dobry obraz. Biznesmeni i prezesi w ogóle się nie pojawiają, bo brakuje im czasu. Przysyłają sekretarki i to one wybierają.
P.M. A ty z nich robisz swoje kochanki?
E.D. Moje kochanki są najczęściej z mojej branży. Ale najbardziej lubię dziewczyny ze zwykłym zawodem, inteligentne, wykształcone, które dla rozrywki malują. Te potrzebują mentora i są mną zachwycone. Do tego czytają w moich myślach, to jest coś wspaniałego.
P.M. Przecież wiesz, że na początku, my wszystkie czytamy w myślach! Ale tak się nie da funkcjonować na dłuższą metę.
E.D. No tak, wiem. Rzeczywiście w pewnym momencie przestajecie. Na początku są wspólne śniadania, kolacje, wino do kolacji, a potem to wszystko zaczyna doskwierać. Później się robi przerwę na próbę i różne takie, ale to już wiadomo, że się kończy.
P.M. Wolisz mieszkać sam, czy z kobietą?
E.D. Liczę na to, że się tu jedna wkrótce wprowadzi. Na górze jest mnóstwo miejsca, nawet pusta garderoba. Lubię z kobietą.
P.M. A lubisz prostytutki?
E.D. Nie przepadam. Przy nich sam się staję taki.
P.M. Jaki?
E.D. Złośliwy, pazerny, niestały i oszukańczy. Kurewskie cechy natychmiast się udzielają. Ja bardzo lubię oszukiwać, a oszukiwać, to jest najgorsze co można robić!
P.M. Co ci ładuje akumulator?
E.D. Zawsze mam w magazynie co najmniej 50 białych blejtramów. Wyciągam z 5 i robię sobie ratusze poznańskie! Jak namaluję 5 razy Poznań, jestem naładowany.
P.M. Dlaczego Poznań?
E.D. Bo ja maluję ratusz poznański, kolumnę Zygmunta i rynek Główny w Krakowie. To są moje tematy. Kocham je i będę malował do końca życia! Namalować co tydzień inne miasto jest łatwo . Ale przez pół roku jeden motyw, to już jest wyzwanie i mordęga. Trzeba kombinować, wyciskać z siebie te wszystkie opowiadania i fantazje, nasycać ten obraz, żeby był inny niż wszystkie!
P.M. Jak to się ma do abstrakcyjnych „Pollocków”?
E.D. Zdarzały się po prostu wpadki malarskie, rynki w Krakowie i ratusze w Poznaniu, które kilka razy przemalowywałem, aż wreszcie się wkurzyłem i zacząłem lać na nie farbę z puszki. Tak to się zaczęło. Na paru nawet jeszcze widać resztki budynków, ale zachlapanych.
P.M. Nie byłoby Dwurnika, gdyby nie spotkanie z Nikiforem?
E.D. Spotkałem go chyba w 1964 lub 65 roku. Przywieźli go do Warszawy z wizytą do studentów ASP. Super wyglądał, miał taki czarny kapelusz z muszelkami. Usiadł na ławeczce w parku na terenie Akademii i rysował pałacyk, w którym się ona mieści. Na nas w ogóle nie zwracał uwagi. Byłem oczarowany! Nie miałem wcześniej pojęcia, że można tak rysować. Okazuje się, że profesorowie też nie. Ani o kształceniu studentów. Tych 10 minut patrzenia na to jak pracował Nikifor, dało mi takiego kopa, że do dziś rysuję jak on. Tylko od lewej do prawej, bo jestem, w przeciwieństwie do niego, leworęczny. Najważniejsze spotkanie w moim życiu. Potem widziałem taką kreskę jeszcze u Picassa i Buffeta. Olśnienie! Tak dobrze nauczyłem się malować akwarele jak Nikifor, że sprzedawałem Niemcom, własnego wykonania, prace Nikifora! ( śmiech).
P.M. Drugie takie olśnienie się nie powtórzyło?
E.D. Nie, ale zachwyciła mnie kiedyś pewna książka ze zdjęciami architektury Paryża znaleziona w bibliotece ASP. I rysunki Picassa. Odbyłem też pielgrzymkę do pracowni Pollocka.
P.M. Uczysz?
E.D. Przez 35 lat trwania mojego małżeństwa, które się niestety już rozpadło, miałem 17 propozycji z różnych uczelni. Żona się nie zgadzała. Wiedziała czym się to skończy, tam są studentki.
P.M. Dlaczego się rozwiedliście po tylu wspólnie przeżytych latach?
E.D. Przestałem być najważniejszy! ( śmiech) Ale i tak przecież długo byłem!
P.M. To jakaś twoja obsesja?
E.D. Nie dlaczego? Ja po prostu muszę być najważniejszy. I jeszcze przypomnę, że trzeba czytać w moich myślach.
http://www.paulinamlynarska.pl/
Rozmawiała Paulina Młynarska