Filip Chajzer z Dzień Dobry TVN bezlitośnie obnażył snobizm i niewiedzę polskich krytyków mody. Idąc za przykładem kolegi reportera zza oceanu, ruszył z kamerą na jedno z „modowych” (co za koszmarne słowo)… nie ! POŚWIĘCONYCH MODZIE, wydarzeń w naszej pięknej stolicy i tam pytał blogerów i innych youtuberów o projektantów takich jak Gutenberg i Schleswig Holstein, a oni zachwycali się lub ganili. Świetne! Jaki kraj, tacy krytycy mody.
Jestem dziennikarką, choć niektórzy, czego szczerze nie cierpię, przedstawiają mnie słowami „aktorka i dziennikarka”
Coś wam powiem. Nie noszę podróbek. Never. Mało bywam, także dlatego, że niby co mam robić w towarzystwie lasek i kolesi wystrojonych jak na wesele w Piździgwoździu, toczących skołowanym wzrokiem w poszukiwaniu kogoś z kim warto się przywitać? Ale czasem mus to mus: promocja książki, konferencja ramówkowa. I wtedy z szafy wyjeżdża coś ekstra, coś na prawdę fajnego, bo mam takie rzeczy na własność i osobisty użytek. Prawdziwe perełki, za które warto było zapłacić, będą trwały latami i pięknie (razem ze mną) się zestarzeją.
Czas, kiedy mieszkałam w mieście Paryżu i piękne kobiety, które tam spotykałam, nauczyły mnie, że kiedy chcemy fajnie wyglądać, wystarczy JEDNA wystrzałowa rzecz. Jak będą dwie: w lustrze zobaczymy żonę przysłowiowego stróża w dniu Bożego Ciała, a nie fajnie wyglądającą i zrelaksowaną babkę. Ta rzecz, to może być szal, marynarka, szpilki, piękna broszka. A reszta? Wystarczy, że będzie w dobrym gatunku: mała czarna, dżinsy, szary T-shirt, czarny top, dobrze skrojony garnitur. Nie ma sensu pacykować się, czesać w tapir i doklejać pazurów. Tak naprawdę, im bardziej człowiek jest naturalny i wyluzowany tym atrakcyjniej wygląda. Tego się trzymam.
Ufam mojej szafie, własnemu gustowi (nie każdy go musi podzielać) i doświadczeniu. I... Za każdym razem, kiedy gdzieś się pokażę publicznie, jestem łajana przez rodzimych "krytyków mody" za to, że się nie staram, noszę " ten koszmarrrrrrny" nudny golf, te same szpilki, albo botki rzekomo "tnące" nogę nie tam gdzie trzeba.
Bzdury, bezmyślnie powtarzane za zagranicznymi programami tv. Nikt normalny nie kupuje sobie fajnych butów po to, by je włożyć jeden raz, a czarny golf nie jest nudny tylko klasyczny i bezpretensjonalny. Tak samo "zjeżdża się" wiele innych osób, dla których pokazywanie się w towarzystwie nie jest okazją do publicznego wypinania tyłka, wydymania ust i pozowania do zdjęć a la katalog ekskluzywnej agencji towarzyskiej, tylko normalną sytuacją towarzyską właśnie.
Drogie krytyczki i krytycy mody: jesteście bandą zakompleksionych snobów o horyzontach tak ciasnych, jak kiecki od projektantów, które lansujecie. Im bardziej napinacie się na światowość, obnosząc (zapewne z duszą na ramieniu-sic!) te wszystkie piekielnie drogie ciuchy, tym bardziej jesteście prowincjonalne i prowincjonalni. To co nazywacie "salonami" jest w Polsce, dzięki waszej działalności, karykaturą i kabaretem. Jest komiczne. Wrócę do Francuzek, z których naprawdę warto brać przykład: Binoche, Beart, Marceau...
Jestem pewna, że gdyby któraś z nich pokazała się na premierze filmu, albo pokazie mody w kraju nad Wisłą, mogłaby liczyć na tak bezlitosną krytykę w naszych "światowych" rubrykach poświęconych modzie, że pewnikiem już nigdy nie wyściubiłaby nosa z domu. A jeśli nie, to tylko dlatego, że zagraniczne nazwisko robi na was takie wrażenie, że na chwilę zapominacie o waszym powołaniu, wpędzenia wszystkich normalnie, fajnie wyglądających kobiet w kompleksy. No, może z wyjątkiem bloga Macademian Girl, która jako kolorowy ptak, potrafi bawić się ciuchami niezależnie od marek. Oj, ups, nie do wiary! Napisałam coś o modzie. Porwałam się na autorytety w wiodącej dziedzinie. Ja, nędzna pchła z podhalańskiej prowincji. No to zapraszam i zachęcam, teraz mnie zniszczcie modowo, moralnie i towarzysko. Już się boję!