Jechałem właśnie ulicą Karową, kiedy zobaczyłem helikopter lądujący na budynku Biura Bezpieczeństwa Narodowego. To rzadkie przecież zjawisko musiało, co zrozumiałe, zwrócić moją uwagę. Podjechałem więc pod budynek i wzorując się na instrukcji znakomitego amerykańskiego felietonisty – Arta Buchwalda, który pisał, że najlepiej poinformowanymi źródłami są stróż, babka klozetowa i windziarz, spytałem człowieka odśnieżającego chodnik: co tu się dzieje?
Dziennikarz, korespondent czeskiego czasopisma Tyden
Nie wie pan? - zdziwił się indagowany. Zasiada Rada Bezpieczeństwa. Ale – dodał familiarnie wszystko wiedzący dozorca – bez Jarka, który i tak wie, co Rada postanowi.
A co postanowi ? - spytałem. Na razie zastanawia się nad wprowadzeniem w Polsce stanu wyjątkowego.
Podjechałem w górę, pod Pałac Prezydencki. Prezydenta oczywiście nie było, a spytany o wydarzenie w BBN , wartownik powiedział tajemniczo: "Non comment."
Popędziłem do Sejmu, gdzie trwało właśnie zwołane w trybie pilnym posiedzenie prezydium. Strażnik marszałkowski nie chciał mnie do środka wpuścić: Wie pan – omawiane są sprawy najwyższej wagi państwowej.
Podobne wyjaśnienie otrzymałem od wartownika stojącego przed Urzędem Rady Ministrów. Kiedy już rezygnowałem z próby wejścia do środka, spostrzegłem sylwetkę mężczyzny, który skojarzył mi się z Białymstokiem i słynnym powiedzeniem: idziemy po was…
Spytałem więc nieśmiało: o co tu chodzi? I usłyszałem w odpowiedzi: idziemy po niego.
Dopiero wtedy wszystko zrozumiałem. Za kilka dni wychodzi na wolność największe zagrożenie kraju. Mariusz Trynkiewicz.