REKLAMA
Prawie wszyscy chcą kogoś mieć. Są też tacy co nie chcą, ale chyba nie ma nikogo kto by przynajmniej nie rozumiał o co chodzi. Drugi człowiek, mój człowiek, ktoś do kogo będę mówić, kto będzie mnie słuchał, ktoś czyje zdanie o mnie nie zmieni się niezależnie od tego co zrobię. Będzie ze mną gdy mi się uda, ale pozostanie gdy będzie szło kiepsko. W zdrowiu i w chorobie. Ktoś, czyja obecność sprawi, że samotny umysł będzie miał od czego się odbić. Ktoś kto będzie mnie kochać.
Ale jak to zrobić? To strasznie trudne. Nie ma tego kogoś. Zaczynamy, próbujemy ale ciągle natrafiamy na problemy.
On chce nie tego co ja.
Nie wiem czego ona chce właściwie, pewnie sama nie wie.
Jest ktoś trzeci.
Nie wiem czy to ten facet.
Nie wiem co ja z nią robię.
Ciągle myślę o tamtym.
Dlaczego on nie dzwoni?
Czy ona teraz jest z nim..?
Nie potrafię się powstrzymać tak mnie wkurza..
A czemu on mnie nie zauważa? Siedzi tylko ciągle w tym kompie.
Czy ja w ogóle go jeszcze podniecam?
Czemu ona nie jest taka jak tamta? Od kiedy stała się dla mnie taka?
Czy dobrze zrobiłem, że odszedłem od tamtej?
Czy dobrze robię, że nie odchodzę od tej?
Czemu wszyscy faceci z internetu chcą tylko iść do łóżka i później nie dzwonią?
Czemu żadna kobieta z internetu nie chce ze mną iść do łóżka?
Czemu nikt nie umawia się ze mną więcej niż dwa razy?
Mam już tyle lat i ciągle nic.
Znów się stało to samo..

Albo nawet problemów nie ma. Jest po prostu pustka. Plaża. Nie ma nikogo. Nikt nie dzwoni, nie pisze. Nie ma nawet na kim tych narzekań i wspomnień zawiesić.
To trudny stan. Jaki jest sposób na Niego? Jak się asertywnie domagać swojego już jesteśmy z podręczników nauczeni. Jak postawić granicę gdy czegoś nie chcę też się dowiedzieć nietrudno. Są książki, są warsztaty i proste skuteczne ćwiczenia. Jeśli nie wystarczają, można dłużej poskupiać się nad tym czemu nie wystarczają i każdy kto naprawdę chce może po dłuższym lub krótszym czasie te społeczne umiejętności przyswoić.
Ale jak sprawić, by On mnie pragnął skoro zimny lub wcale Go nie ma? To trudniejsza sprawa. Można to zamówić? Można spowodować? Poznać sposób? Obstalować? Wyćwiczyć?
Gdzie trudności, tam eksperci. Czytam gdzieś w internecie słowa psychologów z książki jakiejś, którą ktoś inny przeczytawszy cytuje z należnym zachwytem. Oto one:
Facet poznaje, czy kobietę kocha, po tym, co dla niej robi. Jak go zaangażować w prace nad tworzeniem domu, nawet na początku siłą, to myśli sobie: Hmmm... Ja tu tak robię, urządzam, pewnie to fajne, skoro tak to robię i tak jej pomagam. Pewnie ją kocham, skoro tak pomagam.

Ludzie to lubią. I trudno się dziwić. Milion czytelników zacytuje coś takiego, a drugi milion sobie powiesi nad łóżkiem. Tak też i cytująca stwierdza, że oto znalazła formułę, jak ołów w złoto zamienić. Prawda, że proste? Pragnienie znalezienia sposobu, jakiejkolwiek metody by rozpalić iskrę w sercu drugiego jest tak potężne, że kupimy każdą iluzję.
Znać, że sympatyczny współautor podręcznika przeczytał teorię Daryla Bema o procesie samopoznania. Jeśli wierzyć wikipedii idzie to mniej więcej tak:
Teoria spostrzegania siebie, teoria autopercepcji. Stworzona przez Daryla Bema teoria próbująca wyjaśnić proces samopoznawania (zbierania informacji na temat własnej osoby i tworzenia wyobrażenia siebie). Podstawowym założeniem teorii jest twierdzenie, że podczas poznawania siebie ludzie dokonują takich samych zabiegów jak przy poznawaniu (rozumieniu) innych ludzi – poprzez obserwowanie i wnioskowanie z tych obserwacji.
Gdy chcemy dowiedzieć się co ktoś czuje, obserwujemy go i wyciągamy wnioski. Podobnie dzieje się gdy chcemy się dowiedzieć jakie sami posiadamy cechy: obserwujemy swoje zachowania i okoliczności, w których one występują (ewentualnie przypominamy sobie jak zachowaliśmy się w przeszłości) i wyciągamy z tego odpowiednie wnioski.
Przykłady
Zauważyłem, że gdy odzywa się do mnie bardzo atrakcyjna osoba, zaczyna kołatać mi serce i pocą mi się ręce – "boję się" – taki wyciągam z tego wniosek. Lub: "Jestem nieśmiały".
Przeglądając swój pamiętnik odkryłem, że od dwóch tygodni co trzy dni zapisuję w nim, że mnie boli głowa – "Ojej, może mam coś z głową" – myślę.
Przychodzę rano do pracy i podczas rozmowy ze współpracownikami ciągle ziewam – "Chyba mnie potwornie nudzą te rozmowy" – wnioskuję.
Tyle wikipedia.
Czyli teraz wystarczy tylko chłopa do roboty zagonić i działać zgodnie z instrukcją. Zamiast "kołacze mi serce" albo "potwornie ziewam" z powyższych wikipedycznych przykładów wstawić "kładę boazerię w jej przedpokoju" i natychmiast uzyskamy pożądany efekt. Gdzie wcześniej w męskiej głowie było traumatyczne "ciągle myślę o tamtej" lub "chyba uwierzyła, że jestem fajny - znak to nieomylny że musi być beznadziejna" zjawi się teraz niechybnie "kocham ją na zabój". No bo skoro boazerię położyłem, siły własne zainwestowałem, to jak bym mógł nie kochać? Jak, jeśli nie miłością wyjaśnić ma złapany w te sidła nieszczęśnik swój poznawczy dysonans? - kolejne pojęcie z tej samej półki co teoria Bema.
A przede wszystkim - jak porzucić boazerię raz z takim trudem zrobioną?
Tak oto wąska i ciernista ścieżka niespełnionych pragnień niezawodnie zamienia się w highway.
Zmuś go nawet siłą, a zacznie wierzyć - doradzają fachowcy. Co gorsza można wierzyć, że wiedzą jak wiarę wywołać bo widać doskonale, że im uwierzono.
Psycholog przez całe swoje zawodowe życie styka się z oczekiwaniem niemożliwym do spełnienia. Żeby "on" się zmienił. Przestał pić. Jak to zrobić? Zdemolował wczoraj cały dom. Co mam zrobić, żeby on przestał? Jaki jest na to sposób?
Żebym mogła do niego zadzwonić, ale żeby nie pomyślał, że mi zależy.
Żeby był ze mną, ale nie chciał nic gdy ja nie chcę.
Żeby na ulicy gapili się na mnie tylko ci, na których i ja bym była gotowa się gapić. Pozostali niech się nie gapią, bo to mnie poniża.
Żebym mógł rzucić kochankę i nie czuć straty. Albo rzucić żonę i nie czuć winy. Albo pragnąć żony i tylko jej.
Żeby moja córka była samodzielną i odważną kobietą. Która mnie nigdy nie opuści.
Nikt oczywiście nie formułuje problemu tak wprost. Nie mamy świadomości, że to się tak da zredukować. Ale wiele naszych problemów gdy o nich dłużej pogadać sprowadza się do tego samego. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Ale kto tego chce słuchać? Nikt nie chce. Nie chcemy się z tym pogodzić.
- To proste. Najpierw zrobi pan tak.. - Odpowiada kapitulujący psycholog. Korupcja czy kapitulacja? Czasem jedno i drugie. Jeszcze się broni przez chwilę dla fasonu.
- Ja nie udzielam prostych rad - mówi.
- No rozumiem. Ale pan wie? No przecież musi pan wiedzieć bo inaczej po co ja tu do pana przychodzę? Jak pan nie wie to pójdę do kogoś innego.
- No więc sposób jest następujący..
Biała flaga wisi i pchają się ludzie po lubczyk do dosypania upragnionym a obojętnym obiektom swych westchnień. Sam bym kupił. A ktoś by nie kupił? Jest taki? Nic to, że od "dosyp mu tego do piwa jak się odwróci a jak łyk weźmie niech ciebie pierwszą, nie inną zobaczy" - żelaznego tekstu wioskowej szeptuchy co lubczykiem na rozstajach o północy handluje - niedaleko się wszystko to różni. Farmacja sprawiła, że nie wierzymy już w lubczyk. Ale ludzie są tylko ludźmi. Chcemy mieć sposób.
- Jaki jest pański sposób panie Pawle?
- sposób na wywołanie czyjejś miłości nie istnieje.
- ale musimy przecież coś dać naszym czytelniczkom. Opisanie rzeczywistości bez żadnej wskazówki jest po prostu dołujące. A my robimy tekst pozytywny..
Nie potrafię pomóc. Naprawdę. Szczerze chciałbym. Naprawdę się staram. Ale po prostu nie wiem co powiedzieć. Nie wyczaruję przecież czegoś czego nie ma.
- żąda pani niemożliwego
Upływa kilka dni i trafiam w internecie na kolejny cytat z tego samego eksperta co wcześniej i cytuje ta sama osoba:
"współczesnym ideałem kobiecości jest Martyna Wojciechowska, bo dziś w Playboyu, jutro na Mount Everest i jeszcze można z nią ciągle surfować, browaru się napić, nie myć się tydzień, ale i tak sexy będzie i romantycznie i inteligentnie, bo książki pisze. Co więcej, podobno, małpy tuli, więc facetom się wydaje, że taka z niej wspaniała matka będzie."
Wojciechowska? Playboy? Everest? I nic o boazerii tym razem? Mnie każesz gonić chłopa do trzepania dywanów nawet siłą a sam się za Wojciechowską w Playboyu oglądasz? To teraz na Mount Everest mam wchodzić?
Cytująca jest wściekła jak każdy by był. Mydlana bańka pęka z hukiem w zderzeniu z ciemną materią męskich fantazji o istnieniu kobiety fallicznej. Eksperci za to wciąż pełni inwencji i werwy.
Każ mu kłaść boazerię. Nie zadziała, to wejdź na Mount Everest. Nie pomaga? Tul małpy. Albo zostań zołzą. Ponoć mężczyźni je kochają. Kolejny genialny sposób co się sprzedał w milionie egzemplarzy w każdym kraju. Czy ilość rozwodów zmalała od czasu wydania tej książki? Z tym trochę jak z książką Sekret. Tą o przyciąganiu zdarzeń mocą życzeń, umysłu i tak dalej. W Hiszpanii samo DVD kupiło prawie 300 000 ludzi, a książkę drugie tyle. Dziś czytam, że sześć milionów Hiszpanów nie ma pracy. Czy są w tych sześciu milionach czytelnicy Sekretu? Jeśli tak, to czyżby czegoś tam nie doczytali? Kto to może wiedzieć..
A'propos pracy. Dawno temu byłem na spotkaniu z pewnym doradcą zawodowym.
- znajdź pracę, która jest twoim powołaniem. Taką, do której masz talent i która cię kręci. Tylko taką warto wykonywać - doradził ekspert zgromadzonym.
- a ilu pan zna takich, co taką pracę znaleźli - oponuje sceptyk z końca sali
- znam jednego
- kogo?
- stoi przed wami. To ja.
Jak pytali w jakimś kabarecie:
Co to jest? Samochodów mamy coraz więcej, a coraz bardziej nie ma gdzie pojechać.

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?