Są ludzie, którzy mieli w domu alkoholików ale ten akurat fakt zupełnie na nich nie wpłynął. Są jednak tacy, dla których ta kwestia jest w życiu kluczowa. Czego oni potrzebują? Najpierw nazwy. Alkoholizm rodzica bywa często nie nazywany. To jedna z najważniejszych gier w wielu takich rodzinach. Nie nazywamy tego. Tymczasem rodzic – alkoholik nazywa sobie kogo chce i ile wlezie. Narzuca dyskurs, który tworzy szkielet myślowy potomków. Na przykład nie mówi o tym jak się dogadać. Zamiast tego mówi o oszustach, zdrajcach, kombinatorach.. Nie nazwiesz dyskursu, to nie zobaczysz niczego co w nim się nie mieści. Tym i tylko tym jest terapia przez mówienie, bo to słowa tworzą strukturę w jakiej żyjemy. DDA to słowo. Wprowadzenie do języka nowego pojęcia zmienia rzeczywistość na zawsze.
- jutro nie mogę
- a co, nie puści cię z domu? Dobrze cię trzyma ta twoja.. Jakoś w ogóle źle ostatnio wyglądasz. Wszystko między wami w porządku..?
To oczywiście nie koniec. Uczysz się, że świat dookoła nie funkcjonuje tak jak rodzina w której się pije. Zaczynasz rozpoznawać, kiedy robisz coś co było dobre tam, ale w codziennym życiu słabo się sprawdza. Jak to rozpoznasz, to możesz zacząć uczyć się innych sposobów. Czasem ktoś musi po prostu powiedzieć, że istnieją. Na przykład „jeśli ktoś cię o coś prosi to możesz się zgodzić i to jest jedna możliwość a możesz się też nie zgodzić i to jest druga możliwość”. Taka prosta technika, ale dowiedzieć się tego w trzydziestym albo czterdziestym roku życia i poczuć – bezcenne.
