W USA 12,3% chłopców zdiagnozowano jako chorych na ADHD. Spośród wszystkich amerykańskich dzieci chore mózgi miałoby mieć 9%, bo dziewczynek diagnozuje się znacznie mniej. Najszybciej rosnącą grupą osób zażywających leki przeciw ADHD (głównie stymulanty chemicznie bliskie amfetaminy) są jednak nie dzieci, a młodzi dorośli w wieku od 20 do 39 lat. W roku 2007 wydawano im miesięcznie sześć milionów recept. W roku 2012 było tych recept miesięcznie już czternaście milionów.
REKLAMA
Kilka lat temu otrzymałem e-mail z pewnej Bardzo Poważnej Gazety. Oto on w skrócie:
(...) piszę właśnie artykuł na temat dorosłych z adhd. Chodzi mi o wypowiedź eksperta na temat zasad postępowania z ludźmi z adhd. 10 zasad życia z adehadowcem. Czy może mi Pan pomóc i podać zasady jakimi powinniśmy się kierować mając za partnera człowieka z adhd? (...)
Czym prędzej więc odpowiedziałem:
Czym prędzej więc odpowiedziałem:
„Bardzo chętnie wypowiem się na ten temat, ale przyznam, że trochę jestem tu w kłopocie. Tak się składa, że należę do tej grupy psychoterapeutów, którzy ADHD traktują nie jako odrębną jednostkę chorobową, tylko jako pojęcie umowne, którego stosowanie jest oparte na pewnej językowej konwencji . Kiedy ktoś nie zajmujący się psychologią słyszy o ADHD wyobraża sobie, że skoro specjalista mówi mu o czymś takim, to musi istnieć jakaś konkretna choroba pod tą nazwą, tak jak istnieje na przykład grypa. Tymczasem tak nie jest. ADHD to po prostu pewien zestaw zachowań u dziecka, który część specjalistów umówiła się grupować pod jedną nazwą. Różne dzieci z różnych powodów mogą zachowywać się w sposób opisywany jako "zachowanie adehadowca", a diagnozy dokonuje się wyłącznie na podstawie obserwacji tego co dziecko r o b i.
Nikt tu niczego nie skanuje, nie prześwietla, nie pobiera żadnych próbek tkanki i nie ma żadnej metody by fizycznym badaniem przewidzieć które dziecko będzie zachowywać się jak „adehadowiec” a które nie jeśli się tego wstępnie nie wie z wywiadu, więc o żadnej "chorobie ADHD" mówić tu nie można. Najczęściej są to powody rodzinne - zbyt niska pozycja ojca w rodzinie, zbyt mała rola struktury, niekonsekwencja rodzicielska, mylenie przemocy ze stanowczością, mylenie stanowczości z przemocą itd.
Także przewlekłe konflikty między opiekunami, przemoc w rodzinie itd., czyli po prostu są to problemy systemu rodzinnego. Różne bo też sama „choroba ADHD” nie jest jedną rzeczą tylko workiem do którego wkłada się dzieci zachowujące się z tych albo innych powodów nadaktywnie.
Takim powodem mogą być też na przykład zbyt wysokie wymagania szkolne - zbyt wcześnie stawiane dziecku w stosunku do jego poziomu rozwojowego skutkuje tym, że część dzieci otrzymuje diagnozę.
Trzecia grupa możliwych przyczyn, tym razem fizjologicznej już natury opisana jest w moim artykule.
W przypadku dorosłych "testy ADHD" publikowane w prasie popularnej i w internecie opisują cały gwiazdozbiór najróżniejszych zachowań i cech wzajemnie sprzecznych, z których każde może być spowodowane milionem konkretnych psychologicznych przyczyn. Nie twierdzę, że coś takiego jak ADHD absolutnie nie istnieje, ponieważ w ogóle ciężko jest stwierdzić o czymkolwiek, że nie istnieje, jednak obecnie diagnozowanie ADHD jest raczej zjawiskiem kulturowym niż medycznym i lansowanie go przynosi więcej szkody niż pożytku.”
Jakież było moje zdumienie, gdy przeczytałem odpowiedź na ten swój sążnisty tekst:
(...) dziękuję za szczegółową odpowiedź. Mam jeszcze kilka dodatkowych pytań. Załóżmy że adhd jest już zdiagnozowane. Jakie są najczęstsze zachowania dorosłego z adhd i jak postępować z taką osobą? Na co trzeba się uodpornić? Jak pracować z takim człowiekiem na co dzień? Czy są jakieś zadania w których nie można na niego liczyć?
Jakie są pozytywne cechy zachowań osoby z adhd, które mogą wpłynąć na związek? Jeśli takie są? (...)
Jakie są pozytywne cechy zachowań osoby z adhd, które mogą wpłynąć na związek? Jeśli takie są? (...)
Siedziałem nad tym tekstem dobrych kilka minut. O co tu chodzi? Napisałem przecież spory artykuł, gdzie wymieniłem masę możliwych przyczyn hiperaktywnego zachowania. Powiedziałem, jak traktuję stwierdzenie, że ktoś "ma ADHD" i to bardzo wyraźnie. A tu mnie pytają jakbym w ogóle niczego nie powiedział. Co tu jest grane?
Ktoś złośliwy mógłby uznać, że autorka e-maila nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Sam zastanawiałem się nad tą możliwością. Sądzę jednak, że prawda jest dużo gorsza. Świetnie czyta ze zrozumieniem kłopot w tym, że jej tego nie wolno. Dostała zamówienie na konkretny infotainmentowy tekst o określonej objętości i strukturze wpisany w ogólną koncepcję numeru i nie ma miejsca na wygłupy. Albo piszesz tak jak jest zamówione albo wypadasz. Nie umiesz dostarczyć dziesięciu prostych punktów o ADHD? To znajdzie się taki co będzie to umiał.
Po namyśle odpisałem więc co następuje:
>załóżmy że adhd jest już zdiagnozowane.
>jakie są najczęstsze zachowania dorosłego z adhad i jak postępować z taką osobą?
>jakie są najczęstsze zachowania dorosłego z adhad i jak postępować z taką osobą?
przede wszystkim nie przywiązywać się do tej diagnozy i nie próbować wyjaśniać wszystkiego za jej pomocą. Jeśli ktoś mówi,że dana osoba ma ADHD nie mówi w istocie niczego ponad to, że ta osoba zachowuje się w określony sposób. Czyli taka diagnoza nie mówi niczego konkretnego o przyczynach a jedynie właśnie o zachowaniach. Przyklejenie sobie etykietki "adehadowca" może zwalniać od myślenia dlaczego tak a nie inaczej postępujemy, dlaczego na tym a nie innym temacie skupić nam się trudniej itd.
>na co trzeba się uodpornić?
na myślenie o tej drugiej osobie w kategoriach "dysfunkcyjnego mózgu" o ile nie istnieje konkretne badanie mózgu które tego dowodzi. Jeśli myślenie w kategoriach dysfunkcyjnego mózgu się pojawi, rzeczywisty kontakt przestaje być możliwy.
>jak pracować z takim człowiekiem na co dzień?
jeśli ktoś zachowuje się impulsywnie, jedyne co może zrobić otoczenie to jasno stawiać granice i wymagania i konsekwentnie ich bronić.
>czy są jakieś zadania w których nie można na niego liczyć?
nie ma takich zadań
>jakie są pozytywne cechy zachowań osoby z adhd, które mogą wpłynąć na związek? jeśli takie są?
Jeśli ktoś jest widziany jako bardzo aktywny, to oczywiście duża aktywność ma tyle samo pozytywów co negatywów niezależnie od tego czym byłaby spowodowana.
Artykuł oczywiście w ogóle się nie ukazał. Nie przyszła też żadna odpowiedź. A szkoda, bo nie wyczerpaliśmy przecież tematu. Współczesne najnowsze badania wskazują, że w przypadku niektórych dzieci prawdopodobnie (jest tu jeszcze masa niejasności) dochodzić może do jakichś problemów z metabolizowaniem cukru. Przyjmowanie nawet niewielkich ilości cukru rafinowanego (butelka gazowanego napoju zawiera pięć łyżeczek) prowadzić może u takiego dziecka do różnych zaburzeń nastroju. Spekuluje się o jakichś związkach z zaburzeniami nastroju u cukrzyków, nic jednak konkretnego nie wiadomo. Odkryto, że ograniczenie spożywanego cukru może prowadzić do ustąpienia objawów nadpobudliwości u pewnej części tych dzieci. Nie bardzo jednak wiadomo, co zrobić z tą wiadomością i jak ją interpretować.
Nie ruszyliśmy także kwestii uwarunkowań rodzinnych. Stawianie granic, konsekwencja, czytelność rodzica, podmiotowość dziecka naprzeciw przedmiotowego traktowania nastawionego na "ma zrobić" lub naprzeciw obojętności. Rodzic niepewny siebie. Rodzic pełen poczucia winy gdy jasno określa zasady. Taki co bierze przemoc za stanowczość i taki co bierze stanowczość za przemoc. Jak oni wszyscy zachowują się, gdy lekarz mówi "zabroń dziecku jeść słodycze"? Co wtedy zmienia się w domu? Co tu naprawdę działa?
Zdecydowanie, czy cukier? Czy gdyby zamiast "ogranicz cukier" lekarz powiedział "przestań swoje dziecko wychowywać wyłącznie na słodko" efekt byłby ten sam? Albo na odwrót – skupmy się na dziecku z deficytem uwagi i spróbujmy poświęcić mu więcej uwagi. Skoncentrujmy się choćby na tym co ono jada. Jak to zadziała?
Współczesny rodzic jest coraz częściej pełen poczucia winy wobec dziecka. Za brak uwagi, za to, że się zezłościł, za to, że nie wie o czym z dzieckiem porozmawiać i właściwie za moment już dosłownie za wszystko. Boi się przy dziecku wykonać cokolwiek czego nie zatwierdzi specjalista. Argumentuje. Ale każdy argument można przecież potraktować kontrargumentem. Dyskusja może trwać godziny, miesiące i całe lata.
- nie możesz jeść słodyczy
- a dlaczego?
- bo masz zabronione
- ale dlaczego tak się uparłaś?
- a dlaczego?
- bo masz zabronione
- ale dlaczego tak się uparłaś?
Kiedy pojawia się "naukowy argument" rodzic wreszcie choć w tej jednej sprawie ma czego się chwycić.
- dlaczego nie mogę?
- bo to ci szkodzi. Pan doktór powiedział, pamiętasz?
- bo to ci szkodzi. Pan doktór powiedział, pamiętasz?
Tak oto "pan doktór" staje się współczesnym substytutem ostatecznego prawa. Punktu zahaczenia myślenia bez którego w psychice ma się tylko chaos i niekończącą się rzekę dyskusji. Pan doktor powiedział, że szkodzi i nie możesz jeść. To nie ja ci to robię ale coś, co stoi nade mną. Oboje na to nic nie poradzimy, to po prostu jest i jest pewne. To wkurza, budzi niezgodę ale też ma ważną funkcję, bo wreszcie jest się na czym zatrzymać.
A może to jednak mózg? Czysta fizjologia? Każda skrajność prowadzi człowieka za krawędź. Wiara w to, że wszystko można wyjaśnić fizjologią jest równie naiwna jak wiara w to, że wszystko można wyjaśnić ignorując fizjologię całkowicie. Warto jednak chociaż przez moment poświęcić uwagę (w kontekście, że tu mowa także o tak zwanym zespole deficytu uwagi) żeby zastanowić się nad tym problemem i przynajmniej rozróżnić te dwa stanowiska.
Może wreszcie zamiast powtarzania w nieskończoność prostych odpowiedzi z czterech literek przydałoby się w polskiej prasie jakieś porządne studium tematu? Czemu żadna z wielkich gazet nie dorobiła się czegoś takiego jak choćby ten artykuł z New York Times?
Albo choć próba uwzględnienia perspektywy innej niż biologiczna i farmakologiczna, uwzględniające argumenty takich ludzi jak profesor Szasz? Swoją drogą może go być żal, bo jego wypowiedzi stały się z czasem pożywką dla zwykłego oszołomstwa, scjentolodzy używają go dziś jako przynęty by antyreklamując w czambuł całą współczesną psychiatrię jednocześnie lansować swoją dziedzinę (której nie polecam) ale to nie znaczy, że on sam nie mówi czegoś istotnego.
W wywiadzie dla internetowej wersji der Spiegel profesor uniwersytetu w Harvardzie Jerome Kagan daje zjadliwą krytykę biznesu farmakologicznego który kierowany chciwością przyczynia się do błędnego diagnozowania milionów dzieci. Otwarcie kpi z „epidemii” ADHD i epidemii dziecięcej depresji.
Podobnie uważa doktor Leon Eisenberg, którego praca swego czasu znacznie przyczyniła się do sformułowania koncepcji ADHD. W niemieckojęzycznym wydaniu der Spiegel profesor otwarcie mówi, że ilość współcześnie wydawanych diagnoz ADHD jest bardzo znacznie zawyżona. Bardzo bardzo. I że nie bierze się pod uwagę czynników psychospołecznych i rodzinnych a powinno się zacząć bo inaczej to jest po prostu zła robota.
Warto bliżej przyjrzeć się sprawie Eisenberga, ponieważ z punktu widzenia procesów grupowych i psychoanalitycznego rozumienia takich zjawisk jak „ADHD” oraz „moda na diagnozowanie ADHD” jest to historia bardzo symptomatyczna.
Najpierw ukazał się artykuł w der Spiegel. Następnie dosłownie setki stron internetowych na całym świecie zreprodukowało tę samą informację, jakoby w tym wywiadzie Eisenberg powiedział, że choroba ADHD jest w całości wymyślona.
Ostatni wywiad przed śmiercią, doktor „twórca ADHD” mówi, że to była ściema i umiera. Materiał na piękny film, ale oto pojawiają się wątpliwości.
Co naprawdę powiedział doktor, którego stopniowo kolejne strony zaczęły nazywać nomen omen o j c e m ADHD? Co miał „ojciec” na myśli w kontekście całości swojej wypowiedzi? Internetowi pogromcy mitów przystępują do natarcia i rozpoczyna się wojna na wersje tłumaczenia.
Co naprawdę powiedział doktor, którego stopniowo kolejne strony zaczęły nazywać nomen omen o j c e m ADHD? Co miał „ojciec” na myśli w kontekście całości swojej wypowiedzi? Internetowi pogromcy mitów przystępują do natarcia i rozpoczyna się wojna na wersje tłumaczenia.
W wersji niemieckojęzycznej brzmiało to tak:
ADHS ist ein Paradebeispiel für eine fabrizierte Erkrankung. Die genetische Veranlagung für ADHS wird vollkommen überschätzt
ADHS ist ein Paradebeispiel für eine fabrizierte Erkrankung. Die genetische Veranlagung für ADHS wird vollkommen überschätzt
Nie znam niemieckiego, ale po przepuszczeniu przez translator Google otrzymujemy (średnio po polsku jak to z translatora)
ADHD jest doskonałym przykładem sfabrykowanych choroby. Predyspozycje genetyczne do ADHD jest całkowicie przereklamowany.
Jednak dyskusja o tym co może znaczyć „fabrizierte” w języku native speakerów trwa w najlepsze, analizują kontekst, rozważają różne wersje i nie wygląda na to, by było możliwe jakieś porozumienie. Ten kto się wypowiedział – ojcem zwany choć mocno na wyrost – jest nieobecny bo nie żyje. A my jak nie wiedzieliśmy wcześniej tak nie wiemy teraz.
Jako żywo przypomina to problem wielu dzieci które otrzymują wiadomą diagnozę, bo i one czasem nie wiedzą jaka jest ostateczna opinia ich ojca i tłumaczeniu, gadaniu i nic nie wnoszącym dyskusjom nie ma końca. W takiej sytuacji biega się od jednej opcji do drugiej i od jednego impulsu do drugiego i nie ma żadnego poczucia własnej stabilności, nie dziwi więc, że i portal Gazety Wyborczej pośpieszył się ze zreprodukowaniem historii o „ojcu co wszystko odwołał” by po chwili zastąpić artykuł innym – o Nigeli - bogini kuchni co została ofiarą domowej przemocy.
Czy w świecie, w którym nawet Bogini Kuchni może zostać ofiarą domowej przemocy zdanie ojca (choćby był tylko ojcem ADHD i żadnych własnych dzieci nie miał) powinno się liczyć jako ostateczne?
Niezależnie od tego, czy Eisenberg mówiąc swoje „fabriziert” miał na myśli „overdiagnosed” jak chcą jedni, czy może raczej „fabricated”, „manufactured”, „produced”, lub „constructed” jak sugerują inni wiele osób (niekoniecznie będących scjentologami) twierdzi, że ADHD jest w całości wymyślonym bytem. Argumenty otwarcie negujące sensowność samego pojęcia i wskazujące jak gigantyczny biznes za tym stoi można znaleźć od lat w wielu miejscach, na przykład na tym blogu emerytowanego psychologa Phila Hickeya. albo na tej stronie gdzie wystarczy wpisać w wyszukiwarkę ADHD żeby znaleźć mnóstwo poważnych argumentów.
Eisenberg mówił o swoim zaskoczeniu tym, że jego koncepcja zrobiła na świecie tak gigantyczną karierę. Nie na całym co prawda. We Francji dzieci z ADHD jest o wiele mniej niż w USA. W Japonii, Korei i Chinach rzecz jest prawie zupełnie nieznana. W USA bardzo popularna, w Polsce krzywa rośnie. W krajach arabskich cisza, w brazylijskiej puszczy dzieci z trafianiem z łuku też jakoś problemu nie mają, ale i tak kariera jest i to ogromna. Jeśli liczymy na to, że dziecko zrobi to czego my chcemy z tego powodu, że jego pragnienia dokładnie pokryją się z naszymi to prędzej czy później stajemy wobec sytuacji, w której tracimy jakikolwiek wpływ. Jeśli nie zechcemy w tym momencie porzucić teorii o możliwości zachęcenia dziecka do niechcianych i nielubianych przez niego czynności drogą wyłącznie „dogadania się” to jedyne co możemy wówczas zrobić to to dziecko zmedykalizować.
W USA 12,3% chłopców zdiagnozowano jako chorych na ADHD. Spośród wszystkich amerykańskich dzieci chore mózgi miałoby mieć 9%, bo dziewczynek diagnozuje się znacznie mniej. Najszybciej rosnącą grupą osób zażywających leki przeciw ADHD (głównie stymulanty chemicznie bliskie amfetaminy) są jednak nie dzieci, a młodzi dorośli w wieku od 20 do 39 lat. W roku 2007 wydawano im miesięcznie sześć milionów recept. W roku 2012 było tych recept miesięcznie już czternaście milionów. Albo mamy do czynienia z epidemią albo amfetamina lub inne składowe tych leków uzależniają. W roku 2006 przeprowadzono badanie nad uzależniającymi właściwościami leków na ADHD.
Mamy pokolenie zespołu deficytu uwagi, ponieważ rodzice coraz intensywniej zmuszani przez rynek do przebywania stale poza domem nie mają dość czasu by poświęcić uwagę i dzieci mają tej uwagi deficyt. Niestałość naszych związków, która jest ciemną stroną naszej wolności także skutkuje niestałością rodzicielskiej uwagi i deficytem w tej sferze.
Cztery literki mogą mieć różną postać – może to być ADHD a może być TLDR, którym ostatnio młodzi ludzie podsumowują co mogą (mnie się też dostało). Cóż to znaczy? Tekst za długi, nie przeczytałem.
Cztery literki mogą mieć różną postać – może to być ADHD a może być TLDR, którym ostatnio młodzi ludzie podsumowują co mogą (mnie się też dostało). Cóż to znaczy? Tekst za długi, nie przeczytałem.
Ktoś informuje wszystkich wokół, że próbę zatrzymania jego uwagi na jednym tekście na dłużej niż godzinę czy dwie uważa za przegięcie. Wcale się nie dziwię. W czasach dawniejszych ludzie wstydzili się kiedy czegoś nie pojmowali, dziś głośno narzekają, że za mało lekkostrawne. Komputer i internet to dobre sposoby by się odzwyczaić od skupienia uwagi na jednej rzeczy dłużej niż przez kilka sekund. Dość zrobić na sobie ten eksperyment by przekonać się co z nami robią. Ponoć najlepiej pisać na stronę, najwyżej półtora.
W dzisiejszym społeczeństwie ambicja jest w wielkiej cenie, ale dyscyplina już nie bardzo. A skupienie się wymaga dyscypliny, długiej pracy i zagłębienia w temat. Ani współczesne programy szkolne które jedyne czego uczą to lecenie po łebkach z czego na koniec nic nie zostaje, ani współczesna prasa która propaguje tylko łatwe odpowiedzi nie naruszające tego co czytelnik i tak już wie ani współczesne teorie wychowawcze eliminujące dyscyplinę i konfrontowanie dziecka z trudnościami nie uczą szacunku dla uwagi i pracy. Chcemy mieć szybki efekt, stąd moda na pastylki które nam przyśpieszą, pocieszą lub postawią to czy owo. Jednak świat nie może przyśpieszać w nieskończoność. Kiedyś trzeba się będzie zatrzymać.
