Mężczyzna zachowujący się jak kobieta nie wzbudza u kobiet zainteresowania. Jednocześnie jednak oczekiwanie, by mężczyzna dokładnie kopiował w wychowaniu funkcje kobiety wyręczając ją w proporcji 50/50 jest coraz intensywniej formułowane i to ze strony samych pań. Czy kobieta pragnie mężczyzny który jest w domu i jej pomaga duplikując jej wszystkie funkcje, czy raczej mężczyzny którego nie ma bo pracuje na ten dom? Każdy ma tu jakieś swoje zdanie, jednak różnice między tym co się deklaruje w słowach a tym co wychodzi z badań jest zastanawiająca. Być może jedno i drugie pokazuje jakiś rodzaj prawdy? Można powiedzieć, że pojawia się tu problem nie do rozwiązania, gdyż oczekiwania są wewnętrznie sprzeczne.

REKLAMA
Właśnie urodził mi się syn. Stąd przerwa w publikowaniu, a pewnie i tego tekstu by nie było gdyby nie był prawie gotów już daleko wcześniej. Wklejam, bo w jakimś sensie jest dla mnie na czasie.
Kiedy urodzi się dziecko potrzebujesz czasu by nim się zająć. I tak nikt nie da rady zrobić tego wszystkiego sam (dobrze to wiem bo zdarzyło mi się już w życiu być samotnym ojcem), ale nawet mając potężną pomoc z każdej strony przez pewien czas potrzebny jest urlop.
Najpierw był „macierzyński”. Macierz – macierzyństwo – macierzyński. Skąd „tacierzyński”?
Trzeba by pewnie wywieść to od słowa „tacierz” analogicznego do „macierz”.
Macierz – macierzyństwo – macierzyński tak jak tacierz – tacierzynstwo – tacierzyński. Co to jest tacierz? Przyłączyć Śląsk do macierzy, tak jak przyłączyć do tacierzy? Port macierzysty tak jak port tacierzysty? Uczucia macierzyńskie jak uczucia tacierzyńskie? I idąc dalej w źródłosłów – komuś matkować tak jak komuś tatkować? Jej macierzyństwo tak jak jego tacierzyństwo? Ktoś w nas wzbudza tacierzyńskie uczucia? Instynkt tacierzyński..? Jej macica a jego tacica?
Próba zbudowania takich tworów językowych zawodzi bo intuicyjnie czujemy, że nie ma tu żadnej symetrii w języku. Istnieje pojęcie macierzyństwa i pojęcie ojcostwa. Nie jest to „tak samo tylko odwrotnie” tylko coś całkiem innego.
Każdy rozumie o co chodzi kiedy mowa o ustaleniu ojcostwa, ale jeśli ktoś odgadnie o co mogłoby chodzić z ustaleniem macierzyństwa to konia mu z rzędem. Wiemy kto jest matką bo to widać i pomijając zupełnie wyjątkowe sytuacje macierzyństwo jest kwestią wiedzy. Ojcostwo jest kwestią wiary. Nie możemy go zobaczyć, wywodzimy je logicznie z pewnych przesłanek i uznajemy lub nie, co często bywa kwestią sporów między ludźmi. W sprawie macierzyństwa taki spór jest z oczywistych przyczyn dużo rzadszy. To zresztą nawet dalej idzie, bo w mówieniu męskim i żeńskim nie ma żadnej symetrii. O ile łatwo znaleźć zastosowanie dla takich pojęć jak na przykład dowód męstwa (są tacy co się zgodzą i tacy co wydmą usta z pogardą, ale na pewno nie ma takich co by nie rozumieli o czym mowa), o tyle „dowód żeństwa” wydaje się raczej słowotworem dla którego zastosowanie trzeba by dopiero wykoncypować. Da się zbudować to z liter i ustami wypowiedzieć, ale jak często użyjemy tego spontanicznie nie kontrolując tego co mówimy?
Wiele nowocześnie zorientowanych osób o wadze „dowodów męstwa” nawet nie chce słyszeć. Jednak jak dowodzą przeróżne badania to o czym słyszeć nie chcemy nie przestaje być ważne. Obojętne co o tym sądzimy i jak godzimy to z naszym światopoglądem mężczyzna nieśmiały, wrażliwy i skromny przegrywa z pewnym siebie.
Wracając do „tacierzyńskich” urlopów szerzej problem językowy omawia profesor Bralczyk w artykule Niesymetryczne rodzicielstwo. Wtóruje mu mistrz ortografii polskiej Maciej Malinowski a we wspomnianej przez niego książce profesora Miodka Słowo jest w człowieku autor proponuje (co podaję za Malinowskim) „nazwijmy rzecz tak jak należy, tzn. że jest to urlop ojcowski”.
Czemu w takim razie nie mówi się „ojcowski” tylko wymyśla takie słowotwory? Sposób w jaki ludzie mówią odzwierciedla sposób w jaki myślą. Analizując podstawy języka i pochodzenie jego elementów dochodzimy do tego, na jakich nieświadomych założeniach wspólnych dla wszystkich uczestników danej grupy językowej opierać się może ich kultura i rozumowanie.
Jasna rzecz, że na poziomie emocjonalnego odbioru mówić o urlopie tacierzyńskim to zupełnie coś innego niż mówić o urlopie ojcowskim. Łatwo to poczuć kiedy sobie uświadomimy w jakich kontekstach używa się słowa „ojciec” a w jakich „tata”. Czy chcemy, żeby mężczyzna był wobec potomka ojcem czy tatą? Pewnie i to i to, jasne jednak, że jeśli są dwa wyrazy to i trochę co innego znaczą.
W krajach gdzie wiele kwestii związanych z urlopami wychowawczymi jest regulowane przez rynek, takich jak USA wiele firm oferuje urlopy wychowawcze dla ojców ponieważ ich zarządy uznają, że pokazanie, iż nie są seksistowskie dobrze wpłynie na ich wizerunek. Jak pisze Wall Street Journal mężczyźni w USA niechętnie jednak korzystają z takich urlopów.
Wedle tego co pisze WSJ mężczyźni biorący taki urlop dobrowolnie są postrzegani jako słabo zaangażowani w sprawy firmy. Trudno powiedzieć co tu jest przyczyną a co skutkiem. Czy naprawdę biorą urlop wiedząc jak to będzie odebrane z tego powodu, że są mało zaangażowani? A może biorą urlop bo i tak nie widzą w firmie zbyt wielkich perspektyw i nie czują, by ich praca miała jakieś kluczowe znaczenie? A może są emocjonalnie zaangażowani i w wychowanie i w pracę? A może tylko czekają na to, by z tej pracy uciec dokądkolwiek? Albo zwariowali na punkcie tego dziecka i wszystko inne przestało już liczyć się dla nich? A może są świadomymi, nowoczesnymi mężczyznami i pragną wspólnie z kobietą dzielić trudy życia wedle uczciwych zasad?
Tego typu pytania przekraczają możliwości badań statystycznych. Jeśli wierzyć artykułowi nawet ci ojcowie, którzy udają się na dłuższe urlopy spędzają często około 40% dnia na kontakcie z firmą i oczekuje się od nich, że cały czas będą pod telefonem. Trzy czwarte ankietowanych mężczyzn będących menadżerami wyższego szczebla uważa, że urlopy wychowawcze dla ojców to dobry pomysł, jednak tylko piętnaście procent z nich taki urlop bierze.
W dłuższym okresie zaangażowanie ojca w wychowanie ma dobry wpływ na jego więź z dzieckiem jeśli chodzi o pierwszych kilka lat jego życia. To zresztą oczywiste. Silniejszą więź ma po prostu ta osoba, która jest bardziej obecna. Później to się nieco zmienia w miarę jak zmieniają się potrzeby dziecka i sama obecność przestaje gwarantować już cokolwiek a bywa, że nawet przeszkadza. Jednocześnie według innych raportów zaangażowanie ojca w wychowanie ma destrukcyjny wpływ na karierę a łącząc to z jeszcze innymi danymi może to się wiązać z kryzysem związku z partnerką. Czyli nic nie jest tak proste na jakie wygląda. Czasem im więcej ciebie tym więcej, a czasem „im więcej ciebie tym mniej".
Jak to jest możliwe?
Ojcowie mniej zaangażowani w wychowanie swoich dzieci prześcigają swoich kolegów w pracy i z czasem ta różnica przynosi skutki dla rozwoju zawodowego obu grup.
Poczucie sprawiedliwości wymaga, by uczciwie dzielić się obciążeniem, więc wiele kobiet oczekuje tu równego udziału. Wielu mężczyzn obawia się jednak, że obniżenie ich dochodów oraz utrata perspektyw zawodowego rozwoju i prestiżu może spowodować spadek ich atrakcyjności w oczach partnerek. Czy ulegają stereotypowi?
Profesor Lamar Pierce przebadał w Danii 200 000 par małżeńskich. Zauważył, że w parach gdzie dochody kobiety przewyższały dochody mężczyzny znacząco większy był odsetek mężczyzn z zaburzeniami erekcji. Wyższy w tych parach był także odsetek kobiet uskarżających się na bezsenność oraz biorących środki przeciwlękowe.
Jak zwykle przy tego typu analizach trudno powiedzieć co tu jest przyczyną a co skutkiem, skądinąd wiadomo jednak, że niefizyczne cechy partnera mają większy wpływ na atrakcyjność mężczyzny w oczach kobiety niż na atrakcyjność kobiety w oczach mężczyzny. W metaanalizie wielu badań na ten temat wykazano, że o ile takie cechy jak poczucie humoru, osobowość i fizyczna atrakcyjność ważne są dla obu stron mniej więcej symetrycznie, o tyle czynnik socjoekonomiczny (czyli pieniądze i stanowisko ujmując rzecz jak najbrutalniej) ma znaczenie niesymetryczne i te różnice nie zależą ani od pokolenia ani od regionu.
Z wielu innych badań wynika, że mężczyzna więcej zyskuje na atrakcyjności jeśli podwyższa swój status socjoekonomiczny, kobieta zaś zyskuje jeśli wzrasta jej atrakcyjność fizyczna. Co gorsza – i to niestety też bezlitośnie w badaniach wykryto – ten efekt silniej wychodzi kiedy badamy reakcje i zachowania niż gdy badamy deklaracje. Pytani twierdzimy, że status socjoekonomiczny mężczyzny ma mniejsze znaczenie niż faktycznie ma i fakt ten ujawnia się kiedy się bada zachowanie a nie to co deklarujemy. Analogicznie jest z fizyczną atrakcyjnością u kobiet. Panowie pytani o deklaracje mówią o osobowości i do pewnego stopnia pokrywa się to z wynikami badań zachowania. Osobowość ma znaczenie, jednak kiedy bada się zachowania a nie deklaracje, to proporcja ważności atrakcyjność fizyczna vs. osobowość wychodzi mniej poprawnie niż byśmy pewnie wszyscy chcieli. Na szczęście nie trzeba w tej sprawie mi wierzyć na słowo. Dowolna pozycja książkowa z zakresu psychologii ewolucyjnej zawiera dość odsyłaczy do badań by było co googlować i czytać przez rok.
Mężczyzna zachowujący się jak kobieta nie wzbudza u kobiet zainteresowania. Jednocześnie jednak oczekiwanie, by mężczyzna dokładnie kopiował w wychowaniu funkcje kobiety wyręczając ją w proporcji 50/50 jest coraz intensywniej formułowane i to ze strony samych pań. Czy kobieta pragnie mężczyzny który jest w domu i jej pomaga duplikując jej wszystkie funkcje, czy raczej mężczyzny którego nie ma bo pracuje na ten dom? Każdy ma tu jakieś swoje zdanie, jednak różnice między tym co się deklaruje w słowach a tym co wychodzi z badań jest zastanawiająca. Być może jedno i drugie pokazuje jakiś rodzaj prawdy? Można powiedzieć, że pojawia się tu problem nie do rozwiązania, gdyż oczekiwania są wewnętrznie sprzeczne.
Prawdopodobnie dzieje się tak, bo pochodzą one z różnych źródeł. Żądanie większego udziału mężczyzn w wychowaniu pochodzi z poczucia sprawiedliwości i potrzeby godności, natomiast oczekiwanie, by jego status socjoekonomiczny był wyższy ma źródło w różnicy płci.
Można więc powiedzieć, że nasza ludzka część jest sprawiedliwa, ale seksualna nie umie się ucywilizować. Jesteśmy więc w wewnętrznym konflikcie i napięcie w społecznej dyskusji o roli wychowawczej ojców odpowiada wewnętrznemu napięciu jakie w tej kwestii człowiek nosi w sobie.
Są jednak tacy, którzy idą nawet dalej i żądanie uczestnictwa mężczyzn w czynnościach tradycyjnie wykonywanych przez kobiety traktują wyłącznie jako zamaskowane żądanie zainteresowania w jakiejkolwiek (choćby takiej „rób to samo co ja”) formie. A zatem i tu różnica płci i tam różnica płci a „poczucie sprawiedliwości” to tylko powierzchnia. Czy mają rację? Osobiście dałbym im ostrożne 53%.
Krajem który poszedł w tych sprawach najdalej jest Szwecja. Jeśli mężczyzna nie weźmie tam urlopu, te dni przepadają całkowicie. Ilu mężczyzn go bierze? Przyznam, że miałem sporą trudność z ustaleniem tego, bo znalazłem aż trzy wersje: 80% biorą kobiety, na 100 kobiet bierze 77 mężczyzn, bierze 42% mężczyzn. Nie wiem która wersja i czy którakolwiek jest prawdziwa. Ponoć wielu szwedzkich pracodawców dopłaca ojcom by brali taki urlop, ale ilu ich jest, ile płacą i jak to działa nie udało mi się ustalić.
Pani Aga Baczkowska, autorka feministycznego bloga ujmuje to bardzo dosadnie. Kopnęłam swego męża w dupę. Kiedy się po raz pierwszy czyta tekst, można mieć wrażenie, że samiec – troglodyta został odrzucony z powodu przywiązania do tradycyjnego modelu rodziny i swoich przywilejów które z niego wywodził. Nie robił nic w domu, przy dziecku nie pomagał, nie zmywał, nie sprzątał, nie prał, nie gotował, zakupów nie robił, pieluszek nie zmieniał to i zmieniono go na lepszy model. Jednak jak słusznie zauważa jeden z komentatorów tak to wygląda tylko na pierwszy rzut oka.
Autorka pisze bowiem co następuje:
I coraz więcej kobiet zostawia swoich mężów – bo mając dzieci – nie mogą sobie pozwolić na utrzymanie faceta, s z c z e g ó l n i e (podkr. moje) j e ś l i t e n n i e p r a c u j e.
A za chwilę dodatkowo:
Jeśli mój mąż mnie utrzymuje, to w porządku, proszę bardzo.
Czy zatem mąż Autorki dostał kosza bo był zbyt tradycyjny czy może dlatego, że był tradycyjny niewystarczająco? Nie śmiałbym zgadywać. Gdyby wierzyć raczej obrazom niż słowom mężczyzna na zdjęciu troglodyty w niczym nie przypomina, a pozycja w jakiej stoi czyni tytułowe wyznanie wielce prawdopodobnym.
No to co zrobić? Czy mężczyzna mający w takiej sprawie całkowicie wolny wybór zrobiłby mądrzej inwestując w karierę wbrew żądaniom, czy raczej spełniając oczekiwania partnerki o których słyszy i czyta w każdym możliwym środku masowego przekazu? Powinien ojciec brać taki urlop czy nie powinien? Generalnie inwestować w prowadzenie domu, dobieranie serwetek do stolika, zasłon do firanek i kwiatów na stół? A może raczej w to, by porządnie na te kwiaty zarobić? Badania wykazujące, że to w praktyce jest sprzeczność przeprowadzono już wielokrotnie na kobietach. Mężczyzn (badanych od niedawna) dotyczy dokładnie to samo. Jak nie pracujesz w firmie tylko w domu, ci co pracują w firmie prędzej czy później cię wyprzedzają.
Co będzie lepsze dla niego, dla dziecka, dla partnerki?
Przewidywanie przyszłości nie jest zadaniem psychoterapeutów. Czego dziś nie wiemy i nie potrafimy zgadnąć, to w swoim czasie pokaże nam życie które na szczęście każdy ma na własność i sam może dokonać wyboru. Jeśli prawdą jest to co z badań wynika czyli, że oba sprzeczne oczekiwania – współpracy przy wychowaniu i socjoekonomicznego sukcesu – są w kobiecie aktywne, to próbując spełnić którekolwiek z nich zawsze wywoła się frustrację gdyż odbędzie się to kosztem drugiego. Być może (ale przyznam, że to raczej mój domysł niż wiedza) jeśli mężczyzna będzie miał dość siły i konsekwencji by robić to do czego ma wewnętrzne przekonanie i będzie to robił niezależnie od tego co o tym myślą psycholodzy, dziennikarze, teściowie, rodzice, szef, koledzy a nawet jego partnerka i jej koleżanki, to może to dawać nową jakość. Ważniejszą niż pieniądze i cenniejszą od wytrzepania dywanu. Choć może wcale tak nie jest..?
Codziennie bombardowani jesteśmy zewsząd bełkotem – bądź taka, nie bądź taka, zmień się, rozwiń, ewoluuj, stosuj zasady z naszej księgi, odrzuć stare zasady wybierz nasze lepsze.. Czy jakiekolwiek recepty dawane słowami przez jednych mogą być przez drugich tak zrealizowane, jak to sobie wyobrażali doradcy? Czy to co dobre dla jednego jest równie dobre dla drugiego?
Wiele dziś jest o „ratowaniu rozpadającej się rodziny” i konieczności stania się męskim mężczyzną – wojownikiem. Równie wiele z drugiej strony o „męskim leniu” do którego apelują by się zreformował i "nadążał za przemianami". Niezależnie o której stronie by nie mówić lepiej dziś się wychodzi na wygłaszaniu takich nauk niż na próbach wdrażania ich w życiu. Kapłani nauczający o tym jak być wielodzietnym wojownikiem ani sami są wojownikami ani dzieci na utrzymaniu nie mają. Z drugiej strony o mężczyznach feministach przyjaznych kobietom wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że są ludźmi o niskiej socjoekonomicznej pozycji. Czy swe powodzenie u kobiet (nie wątpię, że mają) zawdzięczają gotowości by prać i prasować?
Ok. Rób więcej tego czego naprawdę chce Twoja kobieta. Ale co to jest naprawdę? Nie pytaj autorytetów. Może właśnie tego ona chce, żebyś przestał słuchać a zaczął sam coś wiedzieć? A może chce, żebyś przestał się zastanawiać czego ona chce i zaczął coś robić? Z drugiej strony - czy ktokolwiek może wiedzieć o czymś, co nigdy nie zostało powiedziane?
Oczy i uszy mogą cię zwieść. Bądź jak rycerz Jedi. Zaufaj intuicji i niech Moc będzie z tobą.