Stała się rzecz, której jeszcze rok temu nikt by nie przewidział. Polacy masowo pokochali gender. Z początku głównie lepiej wykształceni, ale to wróży jednoznacznie. Rzecz jest rozwojowa.
Miłość ta, jak to miłość, ślepa jest u swych początków, szalona, a co ciekawsze, że nawet nie od pierwszego wejrzenia, ale wręcz bez wejrzenia. Starczyło kilka opinii z ambony, by uznano, że ten, co jest przeciw gender musi być burakiem. Ponieważ burakiem nikt być nie chce, musiało dojść do konsensusu w sprawie, że to nauka. I dziś to już pewne.
Nauka. Nauka gender. Czego to człowiek pełen dobrych chęci z rozpędu nie powie.
A co to w ogóle jest nauka?
Jest na to wiele odpowiedzi i sprzecznych. Kto chce różnice w definicjach poznać (są zasadnicze i bardzo ostre) może sobie zajrzeć choćby tutaj.
Grzmią z ambony, że gender, to ideologia, nie nauka. A co to jest ideologia?
Prócz tego, że jak ideologia, to na pewno komuniści, podaję w ślad za wikipedią:
Ideologia jest to powstała na bazie danej kultury wspólnota światopoglądów, u podstaw której tkwi świadome dążenie do realizacji określonego interesu klasowego lub grupowego albo narodowego.
Czyli nauka, czy ideologia? A jeśli nauka, to według czyjej definicji naukowości?
Jakiś czas temu miałem na ten temat krótką internetową wymianę zdań z osobą, która chyba dobrze zna się na temacie.
Napisałem:
- Pojęcie „płeć kulturowa” wydaje mi się mocno mylące. Płeć, to płeć. Istnieje coś takiego, jak odmienne kulturowo sposoby ekspresji różnicy płci, a nie kulturowo odmienna płeć. Płeć, to nie zachowanie ją odróżniające, tylko powód odróżniania.
- Słusznie. Odmienne kulturowo sposoby ekspresji różnicy płci to bardziej precyzyjne tłumaczenie terminu gender.
- Czyli jest to po prostu jeden z tematów etnografii.
- Pewnie byłby tylko tematem etnografii, gdyby nie miał bieżącego znaczenia ekonomicznego i politycznego.
- Czyli to są poszukiwania etnograficzne podejmowane w celu uzasadnienia postulatów politycznych wynikających z ideologii – odpowiedziałem.
Czyli jakby trochę tego i trochę tamtego. Taki jakby miks.
Jako członkowie zbiorowości wszyscy zaczynamy polegać na prostych schematach. Jeśli coś jest białe, to to, co jest naprzeciw z pewnością jest czarne. Odruchowo dążymy, by przynależeć do jakiegoś obozu. Być w jakimś sojuszu. A im więcej osób zbierze się naraz, tym bardziej czarno-białe ich myślenie. Tak, czy inaczej, w ogóle nie chodzi nikomu o gender, tylko o kościół. Gender (przykro mi to pisać) mało kogo w tym kraju naprawdę obchodzi. Za to kościół obchodzi każdego.
Oskarżany zewsząd o historyczne ciemne sprawki, coraz śmielej krytykowany za bizantyjskie finansowe przekręty, coraz bardziej bezlitośnie demaskowany za seksualne nadużycia, coraz głośniej przepędzany z polityki, postanowił wreszcie przystąpić do kontry i zaatakował „ideologię gender”, czym powołał nowy byt do życia. I powstał nagle potężny ruch społeczny popierania i obrony nie znanego nikomu genderu. Memy, artykuły, humory w gazetach, audycje w radiu i telewizji, wszyscy bronią kompletnie dotąd tu nikomu nie znanej dziedziny. Tylko czekać, kto pierwszy napisze piosenkę i zrobi duże pieniądze. Może Donatan?
Samo w sobie byłoby to wystarczająco zabawne, ale lepsze jest to, co następuje dalej. Bo oto jakaś grupa ludzi odpowiada, że żadna ideologia gender nie istnieje. I teraz to oni się czują zaatakowani. Grzmieniem na coś, czego nie ma.
Jak można być zaatakowanym przez czyjąś przemowę na temat nieistniejącej rzeczy? Jeśli coś nie istnieje, to skąd ci ludzie wiedzą, że to o nich chodzi? Dalej jest jeszcze śmieszniej, bo oni odpowiadają:
„przecież my nie negujemy biologicznych różnic między płciami”
Łatwo powiedzieć, póki nikt nie pyta o szczegóły. Jeśli nie negują różnic między płciami, to konkretnie jakich różnic nie negują?
Różnic zainteresowań i wynikających z nich życiowych celów? Różnic zdolności w różnych dziedzinach? Różnic strategii społecznych? Różnic strategii seksualnej? Różnicy w podejściu do rywalizacji? Różnicy w agresywności? Różnicy w tendencji do opiekowania się potomstwem? Które różnice są według nich biologiczne, by ich mogli nie negować? Bo kiedykolwiek przeczytam coś na ten temat, jak choćby ten tekst z Feminoteki
, to zawsze piszą na przykład tak:
O tym, czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą, nie decyduje sama budowa narządów płciowych, ale przede wszystkim kultura (we wspólczesnych teoriach dotyczących gender, także płeć biologiczna jest konstruktem społecznym)
A jednak, gdy ktoś robi z tego zarzut, to zaraz czytam, że różnice biologiczne między płciami nie są negowane. Czyli które nie są negowane, skoro każda konkretnie wskazana z miejsca przypisywana jest kulturze?
Co najciekawsze, rzeczywiście jest prawdą, że nie istnieje „ideologia gender”. Nikt przed kościelnym sformułowaniem sam siebie w taki sposób przecież nie określał. Podobnie zresztą nie istnieje „nauka gender”.
Gender studies, bo o nich tu mowa, to po prostu pewien kierunek analiz humanistycznych, stanowiący intelektualne zaplecze dla feminizmu. Który jest ideologią, rzecz jasna. Feminizm, nie gender.
Wiele feministek wyznaje wiarę w androgyniczną naturę ludzkich istot, wiele innych wiary tej zupełnie nie podziela. Istotnie jednak im dalej idą koncepcje odgórnego wyrównywania szans, tym bardziej staje się oczywiste, że pewnych rzeczy nie da się uzasadnić bez wprowadzenia idei jakiegoś „człowieka przed płcią”, który owszem, podejmuje w zależności od płci odmienne życiowe wybory, choćby możliwości nic nie krępowało, ale czyni to jedynie z uwagi na zawinione przez kulturę nierozpoznanie swej prawdziwej, przedpłciowej natury. Choćby więc oficjalnie idea człowieka jako wrodzonego androgyna lansowana wprost nie była, to jednak trudno zaprzeczyć, że funkcjonalnie ona coraz mocniej się wyłania.
O czym płeć biologiczna decyduje, a o czym nie? Jeśli czegoś nie kwestionujemy, to konkretnie czego? Jeśli jednak kwestionujemy, to konkretnie co?
Jeśli na przykład jest tak, że płeć biologiczna decyduje w jakiś sposób o tym, co chcemy robić w życiu, to może odmienne sytuacje życiowe kobiet i mężczyzn niekoniecznie i nie zawsze wynikają z kulturowych i instytucjonalnych ograniczeń, ale są właśnie konsekwencjami tych biologicznych różnic? Jaki sens ma w takim wypadku dalsza praca nad wyrównywaniem i uszczęśliwianie na siłę kogoś, kto może wcale sam tego nie chce?
A jeśli płeć biologiczna nie decyduje o niczym (świat na pewno byłby sprawiedliwszy, gdyby tak było, choć nie wiem, na ile wiara w sprawiedliwość przyrody może być elementem naukowego światopoglądu), to czy możemy to jakoś udowodnić, czy też samo stwierdzenie, że tak by było uczciwiej ma starczyć za ostateczny dowód i zamknąć dyskusję?
Pytania, co wynika, a co nie wynika z biologii nie da się ignorować, jeśli chce się wprowadzać społeczne reformy. Stopniowo dochodzi się do prób usuwania różnic nie mając pojęcia, czy faktycznie nie są nieuniknione i, obawiam się, nie chcąc tego wiedzieć w obawie, że rozpędzona maszyna pędząca ku światu idealnej sprawiedliwości, raz zatrzymana w biegu po prostu się może rozlecieć.
W większości tekstów, które ukazały się w ostatnim czasie z genderem w tytule, wystarczy słówko na g zamienić na słówko feminizm i sens całości staje się jasny, oczywisty i spójny. Polacy rozumieją słowo feminizm od wielu lat. Po co wymyślać nowe określenia, żeby w sumie to samo napisać? Bez kościoła i tego nowego wyrazu nikt by jednak tego w Polsce nie czytał, prócz garstki fachowców.
A czy te analizy, gender studies, to nauka? Humanistyka, to rozważania o człowieku. Konieczne w kulturze, potrzebne, inspirujące i ciekawe, ale pamiętajmy, że można to widzieć tak, można inaczej.. To metafory, konstrukcje, modele, refleksje, a nie przedmioty, rzeczy i liczby. To po prostu zebrania oczytanych feministów z humanistycznych kierunków, gdzie oni filozofują sobie na temat płci w kulturze, zbierając różne kawałki wiedzy z wielu dziedzin, literackie utwory, własne doświadczenia i krytyczne analizy na poziomie abstrakcji niemożliwym chyba już do przeskoczenia. I tyle.
Z pewnością ciekawe to wszystko, poza tym fajni ludzie (wiem, co mówię), ale czy jeśli się rozgłasza, że to nauka, to znaczy, że tam coś udowodniono? W dzisiejszych czasach to, czy coś się uznaje za naukę jest kwestią bardzo istotną, bo tylko nauka ma jeszcze jaki taki autorytet. Jeśli mówi się, że coś jest nauką, albo, że działalność naszej konkurencji w definicji naukowości nie mieści się wcale, to automatycznie odnosi się z tego ogromne korzyści.
Ale są różne definicje nauki i mało kto o tym pamięta. Nauka według Kartezjusza, Poppera, albo Kuhna, to są zupełnie różne rzeczy. Szkoda, że likwidują te wydziały filozofii, bo gdyby tej dziedziny porządnie uczono w szkołach, mniej wygłaszano by publicznie bzdur. Pewne rzeczy filozofia dawno już ponazywała, więc dość by było do nazwiska się odwołać, by średnio wykształcony człowiek wiedział o czym mowa.
W gender studies bada się płeć kulturową. Ale żeby ją badać, trzeba by chyba wpierw określić tę nie – kulturową, podobno nie kwestionowaną. Tymczasem perspektywa biologiczna jest w tych studiach całkowicie nieobecna. A przecież mogłaby tu sporo wnosić. Usuwa się ją z rozważań właśnie dlatego, że gdyby tego nie robić, to nie wszystkie wyniki analiz zmieściłyby się w ideologii (obojętne, czy słusznej, czy nie) z której się gender studies wywodzą. Jest to więc nauka, ale trochę tak, jak teologia nią jest – wszystkie wnioski są możliwe, prócz jednego.
Gdzie przebiega granica między biologią i kulturą? Tego nie wiem. Ale na pewno nie chciałbym tego rozważać bez choćby podstawowej znajomości biologicznych faktów.
A biologia ma do powiedzenia bardzo wiele.
Testosteron na przykład jest hormonem niespecyficznym. Ten sam dla wszystkich ssaków. Czyli testosteron byka, barana, szympansa, człowieka, szczura, żyrafy i polnej myszy, to zawsze ta sama substancja. Zawsze. Wzór chemiczny C19H28O2. I to samo robi u wszystkich ssaków. Od początku życia płodowego ma istotną rolę w maskulinizacji płodu. Nie tylko genitaliów. Całego płodu.
Albo estrogeny. Grupa żeńskich hormonów. Niedobór estrogenów może spowodować obniżenie się głosu kobiety do brzmienia niemal męskiego. Estrogeny są te same dla całej przyrody. Estriol, wzór C18H24O3, estradiol C18H24O2 i estron C18H22O2. W całej przyrodzie to samo.
Jak można sprawdzić bez testów z apteki, czy kobieta jest w ciąży? To proste. Bierze się kilka nasionek fasoli i jedno podlewa wodą z dodatkiem moczu, a pozostałe zwykłą wodą. Jeśli kobieta jest w ciąży, nasionko podlewane wodą z dodatkiem moczu będzie wschodzić znacznie szybciej. Jakim cudem? Estrogen. Człowiek, fasolka, wszystko jedno. Estrogen każe rosnąć, to rośnie. Wszyscy jesteśmy rodziną. Przyroda, to przyroda.
Statystycznie rzecz biorąc mężczyźni orientują się w terenie raczej wedle stron świata, a kobiety według punktów orientacyjnych. Ale właściwie dlaczego tak jest? Od czego to zależy? Od kultury, czy od biologii? Na ile to uniwersalne? Na ile jest to wynikiem sytuacji badawczej?
Mężczyźni i kobiety inaczej reagują na ten sam hormon. Na przykład testosteron podany mężczyźnie obniża jego skuteczność w rozwiązywaniu zadań intelektualnych, a podany kobiecie podwyższa.. Kiedy mężczyzna wygrywa w grze z innym mężczyzną, jego poziom testosteronu na krótki czas intensywnie się podnosi. Przegranemu się chwilowo obniża. U kobiet ten efekt występuje rzadko, a jeśli, to jedynie śladowo.
Mózg jest plastyczny i życiowe doświadczenia wpływają na jego strukturę, ale te akurat różnice nie są efektem kulturowego treningu. Są efektem działania odmiennych pakietów hormonalnych i zaczynają się wykształcać jeszcze w życiu płodowym.
Jeśli chodzi o tak zwaną lateralizację, czyli czynnościową asymetrię półkul mózgowych, to także i z podobnych przyczyn jest ona odmienna u kobiet i mężczyzn i różnice także odmiennie rozkładają się w różnych partiach mózgu. Dokładniej przeanalizowane tworzy to zasadnicze różnice struktury. To nie tak, że po prostu jakiś jeden kawałek jest większy. Różnice idą przez wiele poziomów.
Tego typu wiedza jest istotna na przykład w badaniach nad zaburzeniami ze spektrum autyzmu, które właśnie z powodu tych neurologicznych różnic częściej dotykają płeć męską.
Jak pisze neurobiolog Doreen Kimura, różnice w organizacji połączeń mózgowych skutkują różnicami międzypłciowymi w efektach uszkodzeń. Na przykład jeśli uszkodzona jest tylko jedna półkula, mężczyźni statystycznie wychodzą na tym znacznie gorzej i daje to gorszy obraz kliniczny w zakresie złożonych umiejętności, takich jak na przykład definiowanie znaczenia słów. Podobnie jest z testami płynności słownej. Uszkodzenie jednej półkuli u kobiety rzadko ją upośledza. U mężczyzny znacznie częściej.
Afazja, to dramatyczne w obrazie klinicznym upośledzenie zdolności mówienia i rozumienia mowy. Człowiek wie, o czym chce powiedzieć, wie, co ma do wyrażenia, ale nie jest w stanie tego zrobić, mimo, że ani słuch, ani fizyczne narządy artykulacji nie są uszkodzone. U kobiet występuje to częściej po uszkodzeniach w przedniej części mózgu, u mężczyzn zaś w tylnej. Podobnie jest w przypadku, gdy człowiek zostaje dotknięty apraksją, czyli z powodu fizycznych uszkodzeń mózgu nie jest w stanie powtórzyć precyzyjnych ruchów. Uszkodzenia w części przedniej statystycznie częściej wywołują to u kobiet, w tylnej u mężczyzn.
Istnieją schorzenia, w wyniku których dziewczynka w okresie płodowym może zostać narażona na wpływ nadmiernej ilości męskich hormonów. Przed rokiem 1970 pewna ilość dziewczynek była narażona na taką sytuację z powodu masowego błędnego podawania leków sterydowych. Doszło do częściowej maskulinizacji żeńskich płodów, wykształciły się zmiany w budowie genitaliów i inne cechy płciowe. Skutecznie skorygowano je z pomocą chirurgii, jednak dziewczynki narażone na nadmiarową ilość męskich hormonów różniły się nie tylko zewnętrzną budową, ale i osobowością. Po prostu były męskie. W badaniach Berrenbaum i Hines obserwowano, jakiego rodzaju zabawy będą preferować dzieci narażone na nietypowe oddziaływanie hormonalne.
Okazało się, że dziewczynki poddane wpływowi męskich hormonów preferowały męskie zabawki – samochodziki, zabawki konstrukcyjne itd. znacząco częściej, niż inne dziewczynki. Efekt ten nie wystąpił u chłopców. W innych badaniach Berenbaum i Resnick nad dziećmi poddanymi nietypowym oddziaływaniom hormonalnym wykazano, że dzieci poddane wpływowi hormonów męskich w życiu płodowym, lub po urodzeniu przewyższają agresywnością pozostałe.
Co ciekawe, efekt ten z wiekiem nie zanika, lecz narasta.
O dzieciach i ich przygodach z płcią i hormonami wie zresztą biologia dużo więcej.
Jednemu z chłopców w niemowlęctwie podczas błędnie przeprowadzonej operacji chirurgicznej nieodwracalnie obcięto penisa. Nie było możliwości jego rekonstrukcji, więc zdesperowani rodzice zdecydowali się na interwencję chirurgiczną w drugą stronę, zmienili mu imię na żeńskie i usiłowali wychować go na dziewczynkę, nie informując go, kim był na początku.
Okazało się to totalnym fiaskiem.
"Brenda nie miała jeszcze dwóch lat, a już nie chciała ubierać się w sukienki, które z siebie agresywnie zdzierała. Kiedy poszła do szkoły, sytuacja jeszcze się pogorszyła – zachowywała się jak chłopak, wdawała w bójki, chciała sikać na stojąco, nie bawiła się z dziewczynkami, co było powodem szykan i izolacji.(…) próbowała samobójstwa, nie chciała zgodzić się na kolejną operację narządów płciowych, niechętnie przyjmowała estrogen, który wywoływał wzrost piersi (nie powstrzymał jednak rozwoju męskiej sylwetki - szerokich ramion i karku).(…) Wreszcie przyszedł moment zwrotny całej historii. To prawdopodobnie od swojego psychiatry – lub od ojca za jego radą – Brenda jako czternastolatka dowiedziała się prawdy o sobie. „Nagle to, jak się czułem, zaczęło mieć sens, okazało się, że nie jestem jakimś dziwadłem, że nie zwariowałem”.
Jest tego więcej.
Melford i Audrey Spiro w latach pięćdziesiątych i siedemdziesiątych przeprowadzili w izraelskim kibucu próbę wykazania, że podział ról związany z płcią jest produktem kultury. Spróbowano wyeliminować całkowicie te czynniki. Dzieci miały być traktowane jednakowo, niezależnie od płci. Starano się ograniczyć wpływ osób starszych, a dorosłe kobiety miały zapewniony dostęp do prac wcześniej zastrzeżonych dla mężczyzn.
Po przeszło dwudziestu latach okazało się, że ta próba zakończyła się porażką. Chłopcy wybierali zabawy wymagające sprawności fizycznej i umiejętności technicznych. Częściej pomagali ojcom i bardziej od dziewcząt koncentrowali się na sprawach materialnych.
Dziewczynki wybierały lalki i preferowały czynności wymagające współpracy. Bardziej ceniły warto-ści moralne, niż czynniki finansowe. Niezależnie od prób wychowawców dzieci znalazły sposób, by jednak się różnić.
Dzisiejszy kościół chce się stać strażnikiem niezmienności ludzkiej płci. Czy to, co niezmienne, też wymaga pilnowania? Ciekaw byłbym bardzo, jak się ma nauka o hormonach i budowie mózgu, co ponoć warunkują człowieka na sztywno, do wolnej woli i koncepcji nieśmiertelnej duszy?
Czy jeśli testosteron wzmaga agresję u mężczyzn, to na sądzie ostatecznym będzie to okolicznością łagodzącą? Z innej beczki – jeśli płeć i role płciowe są biologiczne, to czy homoseksualizm (który jest przecież ewidentnie jakąś rolą płciową) także jest biologiczny?
Druga strona ma zresztą problem podobny. Jeśli płeć, to tylko role, które można intelektualnie zdekonstruować, to czy w takim razie homoseksualizm też można tak zdekonstruować? Jeśli role płciowe są względne i wyuczone, to czemu niektórzy upierają się, by płeć zmienić? Właściwie co chcą zmienić? Skoro to tylko kulturowy teatr, to czy ich cierpienia i domaganie się, by pozwolono im przejść operację, także są tylko teatrem?