REKLAMA
Trudności i nieporozumienia z partnerem zna chyba każdy, kto kiedykolwiek był w związku. Bywają problemy poważniejsze, mniej poważne i całkiem banalne. Kiedy je przeżywamy, zwykle robimy jedną z dwóch rzeczy – ukrywamy to co się dzieje, robiąc dobrą minę do złej gry, albo przeciwnie, zwierzamy się komuś bliskiemu.
Czemu ukrywamy problemy? Najczęściej z obawy utraty twarzy. Przypuśćmy, że jakaś kobieta wyszła za mąż za przystojnego, bogatego i inteligentnego mężczyznę. Mają duży dom, wyjeżdżają często za granicę, mają ładne dzieci, dobry samochód, ona prowadzi swoją firmę, ładnie wygląda i otoczenie uważa ją za szczęśliwą kobietę, która odniosła sukces. Koleżanki zazdroszczą jej tego wszystkiego, a ona jest z siebie dumna. Szczególnie, że jest spora odległość między tym, jak jej życie dziś wygląda z zewnątrz, a tym, jak ono wyglądało w czasach jej dzieciństwa i wczesnej młodości. Wiele znanych jej osób uważa, że zrobiła ona życiowy skok.
Jest jednak coś, o czym nie wiedzą. Jej partner często ją bije. Nikt o tym nie wie, bo jeśli ona miałaby komuś powiedzieć, cała iluzja pełnego sukcesów życia musiałaby upaść. Inwestuje zatem więcej pracy w wygląd, zachowuje się jeszcze bardziej jak ktoś, komu się wszystko udało i opowiada, jak jest wspaniale. Im gorzej jest w domu, tym bardziej ona się stara, by wyglądało to na zewnątrz jak najlepiej.
Takie działanie pozwala jej przez pewien czas lepiej się poczuć, ale w długim jest destrukcyjne. Im dłużej oszukuje wszystkich wokół, tym trudniej będzie jej zrzucić maskę kiedy nie będzie już mogła wytrzymać, a najprawdopodobniej ta chwila i tak kiedyś nadejdzie. Osoba w tej sytuacji ma często tendencję do uzasadniania swego zachowania przez to, że ludzie wcale nie chcą wiedzieć, jak jest naprawdę, nie interesują się tym, a nawet, że gdyby wiedzieli, to i tak zmuszaliby ją, by nic nie zmieniała. Często bywa tak, że taka osoba rzuca otoczeniu pewne aluzje. Daje coś do zrozumienia w taki sposób, by mieć wrażenie, że „coś zasygnalizowała”, czyni to jednak w taki sposób, by w gruncie rzeczy mieć absolutną pewność, że nikt tego sygnału nie miał szansy pojąć. Może się zdarzyć, że mówi na przykład „nie mam ochoty rozmawiać z Romanem, bo wczoraj się z nim pokłóciłam”.
Ojej, pokłóciliście się? To może z nim pogadaj, pogódźcie się jakoś.. – odpowiada ktoś z otoczenia, całkiem nieświadomy rzeczywistej sytuacji. Bohaterka opowiadania wyprowadza stąd często prywatny wniosek, że oto ludzie z jej otoczenia ewidentnie pchają ją w ramiona człowieka, który nad nią się znęca, a więc w jakimś sensie uznają jego działanie za prawidłowe. Czemu? No bo przecież wyraźnie powiedzieli, że ma się pogodzić. Nieważne, że nie wyjaśniła im wcześniej prawdziwej sytuacji i nie mieli bladego pojęcia, o czym faktycznie jest mowa. Nie powiedziała, ale dała do zrozumienia. W swoim prywatnym poczuciu zrobiła wszystko, co można było, a jeśli nastąpiła właśnie taka reakcja, to znaczy, że otoczenie popiera jego, nie ją.
Co z kolei oznacza, że kontynuowanie tej samej gry ze światem, co dotąd jest uzasadnione i nie trzeba zdejmować maski kobiety sukcesu. W ten sposób izolacja trwa nadal, nawet się pogłębia, a nadzieja na otrzymanie realnej pomocy i zmianę bardzo się oddala.
To przykład z jednego krańca. Jest i drugi kraniec. Przyjmijmy, że mamy kobietę, której partner nie robi niczego takiego, jak partner z pierwszego przykładu. Nie ma żadnego bicia, żadnych potworności, jednak oboje z jakichś powodów nie potrafią się dogadać. Ta osoba przyjmuje jednak wobec otoczenia postawę całkiem odwrotną, niż pierwsza opisywana kobieta. Tym razem nasza bohaterka zwierza się bardzo chętnie i w pewnym sensie nawet nałogowo. Każdego dnia po południu przychodzi do swojej ciotki i wygłasza niekończącą się litanię narzekań na swego partnera. Nie przyniósł, nie wyniósł, źle się odezwał, nie dał pieniędzy, nie weźmie się, dzwonił nie wiadomo do kogo, wrócił nie wiadomo o której, dzieckiem się nie zajął, jego matka.., jego ojciec.., a on na to.., no i ona po prostu nie ma do niego już siły. To narzekanie powtarza się całe miesiące.
W jaki sposób to działa? Izoluje tę kobietę od partnera. Cokolwiek mówi ona do ciotki, lub do koleżanek, zbliża ją to do nich. Wspólne narzekanie na partnera tworzy bliskość opowiadającej i słuchaczek opartą na dzielonym wspólnie przekonaniu, że omawiany mężczyzna jest osobą złą i fatalną. Im więcej złego ona mówi, tym bardziej jest to przez słuchaczki nagradzane, a im bardziej jest nagradzane i wzmacniane, tym wyraźniej ona widzi, z jak beznadziejnym mężczyzną przyszło jej żyć i mówi tego do nich jeszcze więcej.
Ponieważ przyjaciółki (lub ciotka) chcą być lojalne, nie konfrontują jej, nie zaprzeczają i nie pokazują niczego, co by przeczyło kreślonemu przez nią obrazowi. Jeśli rozumieją przyjaźń jako układ, w którym zawsze stoimy po stronie przyjaciół we wszelkich dokonywanych przez nich ocenach sytuacji, nie zaprzeczą opowiadającej choćby naprawdę mocno przesadzała. Wypowiedziane słowa tworzą nową rzeczywistość. Po powrocie do domu może być bardzo trudno szczerze rozmawiać z człowiekiem, którego przez parę ostatnich godzin intensywnie się obgadywało. Może istnieć potężny kontrast między realną osobą, którą się spotyka po powrocie, a tą beznadziejną postacią, która była bohaterem rozmów z przyjaciółką. Im więcej tego omawiania, tym ta odległość większa. Bywa nawet gorzej. Jeśli długo i konsekwentnie obrabia się partnera przed znajomymi (lub partnerkę, bo to działa w obie strony), tym bardziej krępującym i trudnym zadaniem może być później okazanie mu czułości, lub zainteresowania, gdy ci znajomi to będą widzieli.
Trudno będzie uzasadnić wspólne inwestycje, decyzje wspólnych wyjazdów, posiadanie kolejnych dzieci, albo podzielić się wrażeniami ze wspólnej dobrej zabawy z partnerem, jeśli wcześniej mówiło się o nim wyłącznie źle. Jeśli znajomi słyszeli o twoim partnerze, lub partnerce wyłącznie złe rzeczy, z pewnością nie potraktują tej osoby dobrze, kiedy ją spotkają. Jest więc niemal pewne, że na takim spotkaniu źle się z tym kimś poczujesz (bo i on się źle poczuje) i żadne z was nie będzie dążyć do spotkań kolejnych. A to z kolei prosta droga do izolacji waszej pary, co kiepsko wróży na przyszłość.
Zatem – czy zwierzać się otoczeniu z trudności w związku, czy raczej tego unikać? Nie ma tu żadnej jednej proste rady. Warto po prostu rozumieć, że każde rozwiązanie ma swoje konsekwencje, bo to, jak inni widzą nas i nasze związki zawsze na nas wpływa.
P.S - podobnie jak w artykule poprzednim, podczas próby reedycji nie udało się zachować oryginalnego linku i komentarzy, za co przepraszam Linkujących i Komentujących.