W latach 1931-32 Einstein i Freud żywo korespondowali na temat pomysłu Einsteina, by stworzyć międzynarodowy zespół naukowców, którego celem miało być zapobieżenie wojnie. Korespondencja ta została wydana w roku 1933 w ilości 2000 egzemplarzy, które w większości zaginęły podczas II wojny światowej.

REKLAMA
W roku 1960 umieszczono jednak te listy w ramach większej pracy – książki Marii Popowej na temat pokojowej działalności Einsteina.
Fragmenty znajdują się na tej stronie skąd zdecydowałem się je w pewnej części przetłumaczyć, bo o ile wiem, w Polsce w żadnej formie nie zostały wydane. Tłumaczenie jest amatorskie, na pewno więc pozostawia wiele do życzenia, mam jednak nadzieję, że udało mi się zachować sens wypowiedzi obu piszących na tyle, że umieszczenie tekstu pozostaje celowe.
Sądzę, że myśli i spostrzeżenia rozmówców nie straciły nic ze swej aktualności.
Einstein (1931)
Podziwiam Pańską pasję w dążeniu do ustalenia prawdy, którą przeniknięte jest całe Pańskie myślenie. Pokazał Pan z wielką jasnością, jak nierozerwalnie agresywne i niszczycielskie instynkty związane są w ludzkiej psychice z dążeniem do miłości i życia. Jednocześnie Pańska argumentacja objawia głębokie przywiązanie do wielkiego celu – wewnętrznego i zewnętrznego wyzwolenia człowieka od zła wojny. Było to zawsze głęboką nadzieją wszystkich tych, którzy, jak Jezus, Goethe, lub Kant, szanowani byli, jako przywódcy moralni i duchowi, daleko poza granicami ich czasu i kraju. Czy nie jest istotne, że właśnie tacy ludzie są powszechnie uznawani za liderów, mimo, że ich próby wpływania na realny bieg rzeczy okazywały się tak nieskuteczne?
Jestem przekonany, że prawie wszyscy wielcy ludzie, którzy z powodu swoich osiągnięć, są uznawani za liderów nawet przez stosunkowo niewielkie grupy, mają w gruncie rzeczy te same ideały. Niestety jednak ich wpływ na bieg politycznych wydarzeń jest niewielki. Wydaje się, że te dziedziny działalności ludzkiej, które są kluczowe dla losów narodów, znajdują się w rękach przywódców politycznych, którzy są zupełnie nieodpowiedzialni.
Przywódcy polityczni i rządy zawdzięczają swoją władzę i prawo do użycia siły wyborowi ich przez masy. Nie można traktować ich jako reprezentacji najcenniejszych elementów moralnych państwa. W naszych czasach elita intelektualna nie ma żadnego bezpośredniego wpływu na wydarzenia, a sam fakt jej podziału na wiele frakcji uniemożliwia jej członkom rozwiązywanie dzisiejszych palących problemów.
(…) dlatego proponowałbym stworzenie dobrowolnego stowarzyszenia osób, których uprzednia praca i osiągnięcia dają gwarancję ich zdolności, kompetencji i uczciwości.
Składam tę propozycję Panu, zanim skierowałem ją do kogokolwiek innego, ponieważ łączy Pan cechy krytycznego osądu z powagą i odpowiedzialnością i bardziej, niż w przypadku wielu innych osób, Pańskie poczucie rzeczywistości wolne jest od pobożnych życzeń.

W następnym roku Einstein oficjalnie zaprosił już Freuda do współpracy w tworzeniu Instytutu Wymiany Intelektualnej. W liście do niego pisze:
Oto nasz podstawowy problem: Czy jest jakiś sposób zabezpieczenia ludzkości od groźby wojny? Powszechnie wiadomo, że w związku z coraz szybszym postępem technicznym, kwestia ta stała się sprawą życia i śmierci dla całej znanej nam cywilizacji. Mimo to wszystkie dotychczasowe próby rozwiązania sytuacji kończą się jedynie tworzeniem kolejnych żałosnych podziałów.
(..)
Wydaje się, że istnieją pewne zjawiska psychologiczne, które stoją tu na przeszkodzie, a których zrozumienie trudne jest dla laika w dziedzinie nauk o ludzkiej psychice. Myślę, że byłby Pan w stanie wykorzystać swoją wiedzę, by zaproponować metody, których opracowanie leży daleko poza wyobraźnią polityka i dzięki tym metodom udałoby się pokonać przeszkody.
(..)
Myślę, że podstawowym sposobem zachowania pokoju, jaki musielibyśmy przyjąć, jest wprowadzenie zasady, zgodnie z którą każdy naród częściowo pozbyłby się własnego prawa do samostanowienia na korzyść jakiejś wspólnoty ponadnarowodej, która mogłaby być arbitrem w sporach i ustanawiałaby zasady, obowiązujące wszystkie kraje na równi. Tego rodzaju wspólnota byłaby nadrzędna nad każdym poszczególnym narodowym rządem.
Klasa rządząca każdego narodu charakteryzuje się silnym pragnieniem władzy, dlatego z pewnością niechętnie podejdzie ona do każdego ograniczenia suwerenności narodowej. Ten polityczny głód mocy znajduje zresztą wyraz w klasach średnich – w działaniu spontanicznie powstających, bardzo aktywnych grup, które z całkowitą obojętnością na względy społeczne domagają się zwiększania produkcji i sprzedaży broni, także do prywatnych celów, po prostu po to, by poszerzać zakres osobistej władzy i kultywować poczucie mocy i przewagi nad postawionymi niżej od nich. Czemu te tendencje znajdują taki posłuch w szerokich masach? Sądzę, że dzieje się tak, ponieważ klasy rządzące mają do swej dyspozycji media, tworzą programy szkolne, oraz sponsorują instytucje religijne. Wszystko to razem sprawia, że masami łatwo jest manipulować, używając ich do swoich celów.
(…)
Czy można kontrolować rozwój człowieka w taki sposób, by uczynić go odpornym na kampanie nienawiści i destrukcyjne podszepty? Mam tu na myśli nie tylko kształtowanie świadomości osób niewykształconych. Doświadczenie wykazuje, że nawet osoby spośród tak zwanej inteligencji skłonne są do ulegania katastrofalnym w skutkach zbiorowym histeriom, prowadzącym do destrukcyjnych, zbrojnych konfliktów.
Wiem, że w Pańskich pracach można znaleźć wszystkie odpowiedzi na to ważne pytanie, byłoby jednak z wielkim pożytkiem dla świata, gdyby udało nam się w oparciu o odkrycia Pańskiej dziedziny przedstawić konkretny program i rozwiązania, które zmierzałyby do osiągnięcia nakreślonego przeze mnie celu.

Freud wkrótce odpowiedział na pytania Einsteina, zastrzegając jednak na wstępie, że choć chętnie weźmie udział w forum wymiany myśli naukowców, to jednak to, co może mieć do powiedzenia, jest raczej pesymistyczne i może zniechęcić niektórych do pracy.
Oto, co napisał:
Przez całe życie musiałem mówić ludziom rzeczy, które były trudne do przyjęcia. Teraz, kiedy jestem już stary, nie zacznę ich oszukiwać.
(..)
Wspomniał Pan o relacji między siłą i prawem i myślę, że to właściwy punkt wyjścia do naszych rozważań. Jednak słowo „siła” zastąpiłbym tu innym, które lepiej opisuje to, o co nam chodzi. Przemoc. W dzisiejszych czasach o przemocy i prawie mówi się, jako o rzeczach przeciwstawnych. Łatwo jednak udowodnić, że jedno wywodzi się z drugiego.
(..)
Pierwotnie konflikt między człowiekiem i człowiekiem, bywał zwykle rozwiązany przez odwołanie się do przemocy. Podobnie jest w królestwie zwierząt, z którego człowiek nie jest przecież całkowicie wykluczony. Jednakże, inaczej, niż w królestwie zwierząt, ludzie bywają podatni na konflikty niekoniecznie dotyczące realnych rzeczy. Konflikty ludzi przebiegają na szczytach ich działalności intelektualnej, gdzie nie da się ich rozwiązać poprzez prostą siłę. Wiążą się z pojęciami abstrakcyjnymi i skupiają na nich, często mogą więc być zażegnane także dzięki nim.
To jednak osiągnięcie stosunkowo późne. Początkowo, w małych ludzkich grupach to siła decydowała o prawie własności i o tym, czyja wola przeważała. Bardzo szybko siła ta została uzupełniona, a następnie zastąpiona przez różne narzędzia. Zwyciężał ten, kto miał lepszą broń, lub lepiej umiał się nią posługiwać. W tym czasie po raz pierwszy przewaga intelektualna zaczęła być ważniejsza, niż fizyczna, jednak zasadniczy sposób rozwiązywania konfliktów pozostawał ten sam. Jedna ze stron musiała ustąpić z powodu odniesionych obrażeń, utraty siły i możliwości jej zastosowania.
Ten cel był osiągnięty najskuteczniej, gdy strona taka została całkowicie wyeliminowana z konfliktu. Inaczej mówiąc – gdy ktoś został po prostu zabity. Miało to wiele zalet. Ktoś, kto stracił życie nie mógł już się zemścić po powtórnym nabraniu sił, a w dodatku jego śmierć odstraszała innych potencjalnych konkurentów, którzy nie mieli ochoty podążyć jego śladem. W dodatku śmierć wroga zaspokajała instynktowne pragnienie. Było jednak coś, co mogło powstrzymać człowieka przed zaspokojeniem swojej żądzy mordu. To możliwość użycia pokonanego wroga jako niewolnika. Było to możliwe, o ile wola tego drugiego została złamana. Miało to jednak istotną wadę, bo odtąd zwycięzca musiał już ciągle obawiać się zemsty ze strony człowieka, którego skrzywdził.
(..)
Brutalna siła może zostać zneutralizowana dzięki współpracy grupowej. Sprzymierzenie się ludzi, dotychczas działających w pojedynkę daje im przewagę nad każdym samotnym gigantem. Tak więc „prawo” możemy zdefiniować właśnie jako wyraz tego rodzaju potęgi ludzkiej społeczności. Wciąż nie jest to nic innego, niż przemoc, zdolna szybko podporządkować sobie każdą jednostkę, która by tej przemocy stanęła na drodze.
Używa się tu identycznych metod, jak wcześniej, jest jednak pewna różnica. Przemoc grupy opiera się na grupowych regułach. Aby nastąpiło przejście od brutalnej, indywidualnej przemocy, do grupowych reguł, które dałoby się już nazywać prawem, musi być spełniony pewien ważny psychologiczny warunek: zjednoczenie ludzi musi być trwałe. Jeśli zostało zawiązane tylko po to, by pokonać jakąś jedną, silną osobę, nie przetrwa dłużej, niż to konieczne i nie stworzy stałego prawa, zatem takie rozwiązanie jest tymczasowe i nie prowadzi do niczego. Kolejna osoba, pełna zaufania do swojej siły, szybko może podporządkować sobie taką grupę i sytuacja wróci do punktu wyjścia.
Związek ludzi musi zatem być stały i dobrze zorganizowany. Musi mieć uchwalone zasady, które przeciwdziałałyby rewolcie wewnątrz niego. Grupa taka musi posiadać mechanizmy zapewniające, że reguły są stałe i stale, w przewidywalny sposób realizowane. Uznanie wspólnoty interesów musi rodzić wśród członków poczucie przynależności i braterskiej solidarności, bo jedynie to będzie stanowić w tej grupie jej prawdziwą siłę. To właśnie wydaje mi się istotą sprawy. Przeniesienie siły z jednostki, na mechanizmy grupowe, możliwe jest tylko wtedy, kiedy między członkami grupy istnieje jakiś emocjonalny związek, który może ich łączyć.
(..)
We wszystkich systemach, gdzie istnieje prawo, mamy do czynienia z tym, że grupy, które prawo stanowią, robią wszystko, by same mogły znaleźć się ponad nim. Z drugiej strony ci, którzy są prawu podporządkowani, wciąż walczą o to, by usunąć krępujące ich ograniczenia i zastąpić je równymi prawami dla wszystkich.
(..)
Działania wojenne czasami prowadzą do powstania imperiów, w granicach których wojna jest zakazana przez silną władzę centralną. W ten sposób, paradoksalnie, wojna czasami prowadzi do pokoju.
(..)
Potrzebowalibyśmy zatem dwóch rzeczy. Po pierwsze – stworzenia tej najwyższej instancji, jakiegoś rodzaju sądu nad sądami. Po drugie – wyposażenia tej instancji w niezbędną siłę wykonawczą. Jeśli ten drugi warunek nie jest spełniony, spełnienie pierwszego jest daremne.
Liga Narodów spełnia pierwszy warunek, działając jako Sąd Najwyższy, nie spełnia jednak warunku drugiego. Nie posiada żadnych własnych sił do dyspozycji i może użyć tylko tego, czego dostarczą jej państwa, które są członkami Ligi. Nie ma raczej nadziei, że to się zmieni. Ważne jest jednak, że tego rodzaju eksperyment, jak powołanie Ligi Narodów, nigdy w historii ludzkości nie miał precedensu. Jest to próba stworzenia instancji, która będzie mogła wywierać wpływ bez użycia siły, a jedynie dzięki wprowadzeniu do gry pewnych idealistycznych nastawień. Jak wspomniałem wcześniej, w grupie istnieją dwa czynniki, decydujące o jej spójności i skuteczności jej oddziaływania – brutalna siła i związek emocjonalny jej członków. Jeśli jeden z czynników przestaje działać, zawsze jeszcze może działać drugi i to może wystarczyć dla utrzymania grupy w spójności.
(..)
Próżno szukać w naszych czasach jakiejkolwiek wspólnej idei, która byłaby wszędzie akceptowana i nie kwestionowana przez nikogo. Jasne jest także, że idee nacjonalistyczne, które są najżywsze w każdym z krajów, działają w zupełnie przeciwnym kierunku. Niektórzy utrzymują, że koncepcje Bolszewików mogłyby doprowadzić do zakończenia wojen, jednak cel ten wydaje się bardzo daleki od aktualnych realiów i jeśli w ogóle Bolszewikom udałoby się to osiągnąć, to jedynie po długim okresie bardzo brutalnych wojen. Wydaje mi się więc, że wszelkie próby, by czynnik brutalnej siły zastąpić przez siłę ideałów, wydają mi się całkowicie skazane na porażkę. Nasze rozumowanie będzie całkowicie błędne, jeśli zignorujemy fakt, że prawo opiera się na stosowaniu siły i nawet dziś jeśli nasze prawa mają być utrzymane, wciąż nie mogą bez siły się obyć.
(..)
Zakładamy, że ludzkie instynkty można podzielić na dwa rodzaje. Pierwszy rodzaj instynktów, to ten, który zachowuje, podtrzymuje i ujednolica i który nazywamy „erotycznym” (w tym sensie, w jakim Platon mówi o Erosie w Uczcie), lub „seksualnym” (przy czym bardzo znacznie rozszerzamy tu pojęcie seksualności poza to, co rozumie się pod tym słowem w mowie potocznej).
Drugi, to ten, który prowadzi do zniszczenia i zabijania. To instynkt agresywny i destrukcyjny. Te dobrze znane przeciwieństwa Miłości i Nienawiści, opisane są tu w formie konstrukcji teoretycznej. Niewykluczone, że w swojej dalekiej historii wywodzą się one z sił przyciągania i odpychania, które znane są w Twojej (Einsteina) dziedzinie. Należy być jednak bardzo ostrożnym z prostym przetłumaczaniem tych pojęć na znane powszechnie kategorie Dobra i Zła.
Każdy z tych instynktów jest tak samo niezbędny do przeżycia, jak jego przeciwieństwo, a wszystkie zjawiska życia dzieją się dzięki ich współpracy, lub ich konfliktowi. Instynkty te bardzo rzadko działają w izolacji. Najczęściej są one w jakiś sposób stopione. Każdy z tych instynktów, by działał, musi zawierać pewien element swego przeciwieństwa. Bez tego jest nieskuteczny. Na przykład o instynkcie samozachowawczym powiedzielibyśmy, że z pewnością należy on do grupy „erotycznych”, jednak jeśli ma on spełniać swój cel, wymaga to zdolności do agresywnego działania. Podobnie pragnienie o charakterze miłosnym, gdy kieruje się w stronę określonego przedmiotu, musi być w stanie wygenerować jakiś element aktywnego działania, jeśli ma doprowadzić do zdobycia obiektu uczuć. Istnieje olbrzymia trudność w zaobserwowaniu któregokolwiek z tych instynktów w izolacji i z tego powodu przez bardzo długi czas nie udało nam się ich nazwać i rozpoznać.
Tylko zupełnie wyjątkowo możemy spotkać się z tym, że jakieś działanie stymulowane jest tylko przez jeden z instynktów – na przykład tylko przez miłość, lub tylko przez nienawiść. Zasadą jest, że żeby doszło do jakiegokolwiek działania, potrzebne jest wiele złożonych motywów.
Kiedy jakiś naród zostaje wezwany do udziału w wojnie, na apel ten może odpowiedzieć cała gama możliwych ludzkich wewnętrznych motywacji – wysokich i niskich – z których część będzie dopuszczona do świadomości i eksponowana, a część głęboko skryta. Żądza walki i zniszczenia wchodzi tu oczywiście w grę. Niezliczone okrucieństwa w historii, a także te, które obserwujemy w codziennym życiu wystarczająco potwierdzają siłę tych tendencji. Odwołanie się do szlachetności, miłości i idealistycznych wyobrażeń może bardzo łatwo torować drogę do uwolnienia się wszelkich okrutnych i destrukcyjnych dążeń. Kiedy przeglądamy opisy zbrodni zapisane na kartach historii, łatwo wyczuć, że idealistyczne motywy często służą jako przykrywka do motywów destrukcyjnych i dają usprawiedliwienie dla okrucieństwa.
Czasami, jak to widać choćby na przykładzie zbrodni inkwizycji, idealistyczne motywy zajmują pierwszy plan świadomości, jednak czerpią one siłę właśnie z destrukcyjnych impulsów, zanurzonych głęboko w nieświadomości. W takiej sytuacji każda z interpretacji działania wykonawców – sadystyczna i idealistyczna – znajduje w pewnej części swoje potwierdzenie.
(..)
Rozwój ludzkiej kultury jest w toku od niepamiętnych czasów. Zawdzięczamy mu wszystko to, co w nas najlepsze, ale kosztuje on nas też mnóstwo cierpienia. Początki tego rozwoju są niejasne, a jego przyszłość niepewna, jednak niektóre jego cechy łatwo dostrzec. Rozwój cywilizacyjny może doprowadzić ludzkość do wymarcia, łatwo bowiem zauważyć, że najszybciej rozmnażają się te grupy, które z tego rozwoju najmniej korzystają. Psychiczne zmiany w ludziach, które towarzyszą rozwojowi kultury są uderzające i wyraźnie widać, jakie przynoszą nam zyski. Zmiany te polegają na stopniowym odrzucaniu, lub osłabianiu reakcji czysto instynktownych. Prowadzi to do rozwoju intelektu, który przejmuje kontrolę nad naszymi impulsami i do kierowania agresywnych tendencji raczej do wewnątrz, ze wszystkimi tego korzyściami i zagrożeniami.
W tej sytuacji wezwanie do wojny jest zwykle najdobitniej sprzeczne z wszystkimi dyspozycjami narzuconymi nam przez rozwój kultury. Im bardziej jesteśmy w kulturę wdrożeni, tym silniej zobowiązuje nas ona, by wezwanie do wojny odrzucić i potraktować je jako nieakceptowalne.
Jak długo musimy jednak czekać, aż wszyscy wokół nas zostaną takimi samymi, jak my, pacyfistami? Nie da się tego określić, są jednak dwa czynniki, na których oprzeć możemy nasze nadzieje. Po pierwsze, rozwój kultury wciąż trwa. Po drugie, świadomość nieuniknionych strat wynikających z wojen staje się coraz bardziej powszechna. Dzięki tym faktom oczekiwanie, że w najbliższej przyszłości wojny uda się jednak uniknąć, nie wydaje się całkowitą chimerą. Jakkolwiek jednak się nie stanie, pewne jest jedno. Cokolwiek czynimy dla rozwoju kultury, działa to przeciw wojnie.