Była koncentracja. Była organizacja. Byli wykonawcy. Były siły. Był więc i wynik. Choć patrząc tylko na relację gra-rezultat wczoraj zwycięstwo należało nam się bardziej niż w meczu z Grekami, tym razem mamy sukces. Można dziś z pewnością powiedzieć kilka ciepłych słów o Franciszku Smudzie. Ale nie po to od dwóch lat piszę, że na oceny czas przyjdzie po Mistrzostwa Europy, żeby już teraz oddawać mu pokłon. Nawet po tak niezłej grze.
REKLAMA
Po pierwsze Błaszczykowski i Obraniak. Może wydawać się dziwne, że grając czwórką obrońców i trzema defensywnymi pomocnikami odegrali oni tak ważną rolę w defensywie. A to dzięki ich zaangażowaniu w walce ze rosyjskimi skrzydłowymi tak gęsto było na środku i tak trudno było oszukać naszą linię obronną prostopadłym podaniem. A nawet jak nie udało się przeciąć takiego zagrania, to rosyjski snajper startował do piłki z przyklejonym obrońcą. A i Wasyl i Perquis interweniowali z absolutną pewnością siebie. Choć kibicom serca drżały.
Po drugie Murawski, Polański, Boenisch i Piszczek. Może to, że mieliśmy zaledwie trzech zawodników nominalnie ofensywnych dał tej czwórce takie wewnętrzne przekonanie, że trzeba się podłączyć. Choć mam nadzieję, że i Franz maczał w tym palce. Może na początku brakowało trochę odwagi, pod koniec może troszkę sił, ale intensywność udziału tej czwórki w akcjach ofensywnych była nadzwyczajna, jak na dotychczasowe poczynania zespołu Smudy.
Po trzecie Błaszczykowski i Obraniak. W kwestii gry tych dwóch panów trzeba dodać, że narzekania na kondycję Polaków okazały się w ich (ale nie tylko) przypadku bezzasadne. Częsta obecność w okolicach własnego pola karnego nie zmieniła częstotliwości bytności pod bramką na przeciwległym krańcu boiska.
Po czwarte Lewandowski. Nie wszystkie długie piłki do niego były dobre, ale jak już miał szanse o nią zawalczyć, to wymuszał faule, bądź przyjmował ją z obrońcą na plecach i przytrzymywał przy nodze, aż jego koledzy nie podłączą się do akcji. Ten zawodnik i dokładnie ta umiejętność daje naszej reprezentacji bardzo, ale to bardzo wiele.
Po piąte jeszcze raz Obraniak. Wszyscy wiemy, że potrafi on zagrać precyzyjnie z piłki stojącej, ale mnogość dobrych dośrodkowań wczoraj znacznie przerosła moje oczekiwania. Gdyby Boenisch nie chciał uderzać głową piłki, która spadała mu na wysokość uda, Ludo miałby piękną asystę. Szczerze powiedziawszy emocje jakie mi towarzyszyły, gdy schodził boiska były podobne w wymowie (choć może niekoniecznie w formie i w nasilaniu) jak samego Obraniaka.
Można by jeszcze dorzucić kilka ciepłych słów o duecie stoperów, o pracy defensywnej trójki, która grała tuż przed nimi. To wszystko składa się na elegancką, sensowną i logiczną całość. Szkoda, że czujemy taką satysfakcję, z tego, że gra Polaków była po prostu uporządkowana, ale trudno - cieszmy się.
A Rosjanom trochę zazdrościć można. Może i im nie szło, ale rozegranie rzutu wolnego po którym padła bramka było perfekcyjne. Każdy wiedział dokładnie co ma zrobić. I każdy to zrobił. Jedna prosta, wyćwiczona akcja i mecz kompletnie zmienił oblicze.
Przed nami ostatni mecz w grupie. Można nawet napisać, że pierwszy fazy pucharowej. Trzeba wygrać. Bo satysfakcja z tego, że nie przegraliśmy żadnego meczu, gdy z trzema punktami odpadniemy z turnieju będzie raczej nikła.
Mam co do tego spotkania takie marzenie. Chcę poczuć jak to jest gdy w tak ważnym meczu prowadzi się dwiema bramkami. Chcę móc spokojnie oglądać końcówkę. No i chcę ćwierćfinału.
