Wiele razy w „NaTemat” piętnowałem szkodliwą i niszczącą polskie firmy samowolę urzędników skarbowych. Wydawać by się mogło, iż patologia działań naszego fiskusa sięgnęła dna. A jednak okazuje się, że pod tym dnem kryje się jeszcze sporo miejsca na zachowania, których wcześniej nie byliśmy w stanie ogarnąć naszą wyobraźnią.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Oto bowiem dowiadujemy się („Rzeczpospolita” z 13.10.2015), iż padł właśnie ostatni bastion, z którego w sporze z fiskusem mogła się skutecznie bronić gnębiona przez niego firma: korzystny wyrok sądowy. Pewna firma spierała się z fiskusem, czy na roboty budowlane przy dostawie sprzętu medycznego przysługuje preferencyjna stawka VAT. Zdaniem firmy w taki właśnie sposób można było rozumieć uzyskaną od skarbówki wykładnię obowiązujących przepisów.
Interpretację firmy podzielił wojewódzki sąd administracyjny, a gdy fiskus się odwołał, rację firmie przyznał także NSA. Izba Skarbowa uznała wtedy – i słusznie – że prawomocnemu wyrokowi sądowemu musi się podporządkować. Ale nie pogodził się z tym minister finansów i wydał... nową, niekorzystna dla firmy interpretację. Niestety tym razem NSA przyznał w tym sensie rację ministrowi, gdyż stwierdził, że minister finansów ma prawo zmieniać interpretację.
Dotąd wydawało się, że jest tak: Prosimy, jako firma, skarbówkę o interpretację przepisów. Dostajemy ją, i zgodnie z tym jak ją rozumiemy, działamy. Jeśli fiskus uważa, że działamy niezgodnie z tą interpretacją, możemy odwołać się do sądu (tak zrobiła to przywołana wyżej firma). Jeśli sąd przyzna nam rację, to fiskus musi to uznać.
I oto okazuje się, że nie musi. Bo jeśli wydaną wcześniej interpretację dana firma i sądy dwóch instancji mogą rozumieć inaczej, niż to sobie założył fiskus, to... minister finansów tę „niewłaściwie” zinterpretowaną przez sąd interpretację może wyrzucić do kosza i napisać nową.
Takie postawienie sprawy – jak słusznie zauważa „Rz” – czyni bezprzedmiotowymi przepisy o sądowej kontroli interpretacji wydawanych przez instancje skarbowe i sprawia, iż w obszarze, w którym działa fiskus, stajemy się państwem fiskusowego bezprawia.
Ta sprawa powinna być maksymalnie nagłośniona – zwłaszcza teraz, gdy kampania wyborcza wchodzi na ostatnią prostą. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, czy premier Kopacz akceptuje takie zachowania ministra finansów, który, gdy przegra w sądzie spór o wydaną przez siebie interpretację, to zamiast uznać wyrok, pisze nową. Powinniśmy też wiedzieć, jakie wytyczne w tym zakresie wyda swojemu ministrowi finansów Beata Szydło, gdyby miało się okazać, że to ona po wyborach zostanie premierem.
„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” – zdaje się mówić minister finansów. Otóż to, co było śmieszne w ustach starej Pawlakowej z „Samych swoich” – jako zasada działania jakiegokolwiek ministra z tego czy przyszłego rządu zabawne nie jest. Jest to groźne i w demokratycznym państwie prawa nie do zaakceptowania.