Lanie jakie w starciu z Lyndonem Johnsonem dostał w 1964 roku Barry Goldwater, na wiele lat przekonały republikanów, iż kandydat o skrajnych poglądach może co prawda podobać się większości republikańskich aktywistów, ale ma małe szanse na zdobycia poparcia wyborców centrowych, a tym samym na wygranie prezydentury.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Pogromca Goldwatera, urzędujący prezydent Johnson, zdobył wtedy ponad 61% głosów; najlepszy, nie pobity dotąd rekordowy wynik, licząc od 1816 roku! Od czasów tamtej dotkliwej porażki establishment republikański, mimo pojawiania się pretendentów o skrajnych czy egzotycznych poglądach, potrafił jakoś sprawy prostować i wyłaniać ostatecznie kandydata środka, kogoś z realnymi szansami na wybór. Partia stawiała zatem na takie osoby jak np. Georg Bush (1988), a radykałowie z kręgów Tea Party mogli co najwyżej liczyć na nominację wiceprezydencką, czego przykładem była Sarah Palin (2008).
W tym roku rozsądek zdaje się republikanów opuszczać. W republikańskich prawyborach skrajny, nieprzewidywany i politycznie całkowicie niepoprawny Donald Trump zdecydowanie prowadzi. Jeśli 1 marca wygra „superwtorek” (prawybory w 11 stanach) to można być pewnym, iż w lipcu, na krajowej konwencji, otrzyma republikańską nominację.
I w ten sposób – zabawię się tu w proroka – republikanie zapewnią demokratom kolejne cztery lata w Białym Domu. Tym samym – wszystko na to wskazuje – Amerykanie pokuszą się o kolejny precedens: po pierwszym prezydencie czarnoskórym, najwyższy urząd w kraju obejmie po raz pierwszy kobieta.
To co się teraz dzieje w Ameryce jest wielce pouczające. Republikańscy wyborcy, ci mieszkający głównie w centrum kraju, gdzie łatwiej spotkać przybysza z Marsa niż liberalnego demokratę, szczerze Hilary Clinton nie znoszą, i wiele by dali, by przegrała ona wybory. Musieliby jednak postawić na kogoś bardziej umiarkowanego. Ale ktoś bardziej umiarkowany – ktoś kto miałby olbrzymie szanse pokonania Hilary Clinton, czyli szansę na to, by wygrać „na zewnątrz” – nie ma dzisiaj większych szans, by wygrać „wewnątrz” Partii Republikańskiej. Jeśli Clinton wygra w listopadzie, to przede wszystkim będzie to zawdzięczać rezultatom odbywających się teraz prawyborów republikańskich.
Jaka to szkoda, że w naszych w wyborach prezydenckich 2015 roku, PiS (czytaj: Jarosław Kaczyński) nie popełnił tego błędu, jaki szykują sobie amerykańscy republikanie w 2016.