Nie sądzę, by naszych zachodnich sojuszników z NATO dziwiło, że w przeddzień warszawskiego szczytu wobec ministra Macierewicza opozycja złożyła wniosek o wotum nieufności. Bardziej jest dla nich bulwersujące, że w kraju należącym do NATO w ogóle ktoś taki jak Macierewicz może pełnić tak odpowiedzialną funkcję.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Formalnym powodem wniosku o wotum nieufności wobec ministra Antoniego Macierewicza są jego powiązania z Robertem Luśnią, który w swoim niezwykle bogatym życiorysie ma także tajną współpracę z SB. PiS uważa, że zgłaszanie takiego wniosku w przeddzień szczytu NATO to nieodpowiedzialność i narażanie na szwank polskich interesów.
Dawna, bliższa czy dalsza współpraca Macierewicza z Luśnią nie jest najważniejszym z powodów, dla których nie powinien on być ministrem obrony, a naszym interesom zagraża nie wniosek o jego odwołanie z funkcji ministra, lecz to, że za sprawą decyzji Jarosława Kaczyńskiego, on to stanowisko ministra objął.
Bo na tle wszystkich pozostałych ministrów obrony państw należących do NATO minister Macierewicz jawi się jako kompletne kuriozum. Być może opinia publiczna na Zachodzie niewiele potrafi o Macierewiczu powiedzieć, ale do ludzi kierującymi polityką obronną krajów Paktu dociera wszystko – każde słowo i każda decyzja naszego ministra od wojny i sztucznej mgły.
Wiedzą oni doskonale o jego obsesji, by z tragicznej (ale w sensie lotniczym typowej katastrofy) prezydenckiego samolotu tworzyć mit o zamachu. Zamachu – dodajmy – o wciąż zmieniających się sposobach jego przeprowadzenia: od sztucznej mgły po wybuchy bomb na jego pokładzie. Znają jego opinie o „tragicznym” stanie polskiej armii, cudownie odmienionym po kilku miesiącach pisowskich rządów. Słyszeli każdą inwektywę, jaką kierował on pod adresem swoich poprzedników, którzy byli przecież traktowani jako szanowani partnerzy w krajach NATO. Mają świadomość, co opowiada on o Wałęsie, które jest dla nich symbolem polskiej wolności. Nie uszły ich uwadze brednie o testowaniu – zwłaszcza nieopodal granicy niemieckiej – przez (no właśnie – przez kogo?) broni elektromagnetycznej na Polakach. Nie zdziwię się, jeśli znają oni również jego pasję do stawiania z wojskową asystą nielegalnych pomników. No i – last but not least – dobrze pamiętają zarządzony przez niego nocny nalot na Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO w Warszawie.
Każdy, kto choć trochę poznał standardy uprawiania polityki i dyplomacji na Zachodzie, sposoby prowadzenia rozmów – tak na przeróżnych forach jak i w kulisach, wie, że ktoś taki jak Macierewicz nie może być traktowany jako poważny partner. Nasi zachodni partnerzy i reprezentujący nas (na nasze nieszczęście) Macierewicz to dwa odmienne światy. Na plus Macierewicza można tylko zapisać, że bez wątpienia przez tamten świat jest on spostrzegany jako ciekawostka, którą warto zobaczyć. Tylko to trochę mało jako nasz wkład w szczyt NATO.
Bo posiadanie ciekawostki może co najwyżej podnieść walory turystyczne kraju, ale w żaden nie przekłada się na wzrost jego bezpieczeństwa.