Dwukrotne, dokonane na tle narodowościowym, brutalne pobicie Polaków, w tym raz ze skutkiem śmiertelnym, które miało miejsce w Harlow we wschodniej Anglii, budzi nasz zrozumiały sprzeciw i oburzenie. Ale reakcja polskiego rządu na tę haniebną napaść jest równie tromtadracka co pełna hipokryzji.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Premier Beata Szydło nakazała jednocześnie trzem (!) ministrom – sprawiedliwości, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych – niezwłoczny wyjazd do Londynu. „Wizyta polskich przedstawicieli w Londynie ma przynieść skuteczną deklarację strony brytyjskiej, że bezpieczeństwo Polaków na Wyspach będzie zapewnione” – oznajmia dyrektor biura rzecznika prasowego MSZ Rafał Sobczak.
Oczywiście, zapowiedziana wizyta trzech ministrów w Londynie, z punktu widzenia sytuacji Polaków w Wielkiej Brytanii, nie ma żadnego znaczenia. Brytyjczycy sami sobie poradzą z przejawami przemocy na tle narodowościowym, podobnie – jak dwie dekady temu – potrafili skutecznie zlikwidować kibolskie chuligaństwo na stadionach. Wyjazd ma sens wyłącznie w kontekście krajowym – jako sygnał, iż rząd „dobrej zmiany” dba o Polaków tak w kraju, jak i zagranicą. A jeżeli poza naszymi granicami ktoś Polaków krzywdzi, to polski rząd „dobrej zmiany” szybko i stanowczo zwróci uwagę tamtejszym władzom na niedającą się zaakceptować niestosowność takich zachowań.
Niestety, na użytek krajowy bardziej potrzebny byłby słyszalny głos rządu w bulwersujących zajściach, które miały miejsce na polskich ulicach. Oto dwa przykłady. W kwietniu tego roku, nieopodal Hali Mirowskiej w Warszawie, brutalnie został pobity mieszkający na stałe w Polsce Pakistańczyk prowadzący u nas szkołę języka angielskiego. Premier Beata Szydło, minister Ziobro czy Błaszczak całkowicie przemilczeli ten rasistowski incydent. Jesienią ubiegłego roku, przy Starym Browarze w Poznania pobito Syryjczyka. Odnotujmy z uznaniem, iż pobitego odwiedzili w szpitalu i przeprosili abp Stanisław Gądęcki i prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, i że liczni poznaniacy wyrazili z pobitym swoją solidarność. Ale trzeba też zauważyć, że nikt z rządu się nawet nie zająknął, iż coraz poważniejszym problemem staje u nas coraz większa liczba napaści na tle rasowym czy narodowościowym.
Bo rząd pisowskiej „dobrej zmiany” woli wychowywać Brytyjczyków, niż pochylić się nad wadami własnych rodaków. Pewnie dlatego, że oficjalna narracja PiS-u, jak i prowadzona przez tę partię polityka historyczna, wykluczają widzenie naszych polskich grzechów i bicie się we własne piersi.
Nie bez znaczenia jest też i fakt, że strategia PiS-u zakłada jak najściślejszą współpracę z „kibolami” i ONR – czyli środowiskami, które same chętnie sięgają po przemoc, nie znoszą „obcych”, „kolorowych” czy „tęczowych” i nie widzą nic złego w tym, co się wydarzyło w listopadzie pod Starym Browarem w Poznaniu czy w kwietniu nieopodal Hali Mirowskiej w Warszawie.