Premier Donald Tusk chce uchodzić za twardziela, który błyskawicznie reaguje na sygnały o nieprawidłowościach i w konsekwencji tzw. taśm PSL-u wymusił na koalicjancie dymisję ministra rolnictwa. Ja jednak uważam, że w rolę twardego i surowego szefa Donald Tusk wchodzi tylko wtedy, gdy jest mu to wygodne.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
A sądzę tak porównując reakcję Donalda Tuska na taśmy dotyczące ministra Sawickiego, z reakcja na taśmy dotyczące Ewy Kopacz – osoby z jego najbliższego politycznego otoczenia. Wygląda na to, że przy odsłuchiwaniu tego typu taśm Donalda Tuska charakteryzuje wybitnie wybiórczy słuch.
W rozmowie byłego szefa ARR Władysława Łukasika z szefem kółek rolniczych Władysławem Serafinem minister rolnictwa Marek Sawicki nie występuje jako główny winowajca, lecz raczej jako ktoś, kto niewłaściwie nadzorował, dopuszczał do nieprawidłowości w podległych sobie agencjach czy wreszcie tolerował i promował klasyczny dla PSL-u koleżeńsko-rodzinny nepotyzm .
To oczywiście tak czy owak poważne zarzuty ale wyglądają blado przy charakterystyce, jaką Ewie Kopacz wystawiła jej ówczesna koleżanka partyjna i posłanka Beata Sawicka. Gdy w luźnej rozmowie z podającymi się za biznesmenów agentami CBA opowiadała o „kręceniu lodów” przy prywatyzacji szpitali, zasugerowała – o czym półtora miesiąca temu napisał „Fakt” – że najwięcej można załatwić dzięki Ewie Kopacz, bo to „pierwszy macher, partnerka z mojej grupy, dzisiaj sama przewodnicząca komisji zdrowia”.
Niewykluczone, że taśmy dotyczące ministra Sawickiego to wyłącznie taśmy prawdy, a taśmy Beaty Sawickiej to wyłącznie fałszywe oskarżenia, ale wypadałoby się na tym choć na moment pochylić i skomentować. Bo im bardziej nabiera się wody w usta w sprawie „swoich” tym mniej wiarygodnie wyglądają połajanki dotyczące innych.