Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. To właściwe miejsce, by ujawnić całą prawdę o rządach PiS-u i rozliczyć IV RP.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Domniemanie niewinności zastąpiono wtedy zasadą, iż wystarczy politycznie wytypować winnego, „a paragraf się znajdzie”. Posługiwano się szantażem wobec tych, którzy zdaniem politycznie sterowanych prokuratorów mogli złożyć użyteczne zeznania. Bardzo często stosowano tzw. areszt wydobywczy – zakładając, że jak ktoś rok posiedzi, to w końcu zacznie mówić to, czego oczekiwali od niego prowadzący śledztwo.
Najgłośniejszą i najbardziej tragiczną ofiarą tamtego okresu jest Barbara Blida. Ona zapłaciła najwyższą cenę. Ale wielu innym złamano zawodowe kariery, gdy przez lata, pozbawieni dobrego imienia, musieli bronić się przed fałszywymi oskarżeniami. Przypomnę choćby szeroko zakrojoną akcję przeciwko domniemanemu „układowi warszawskiemu”. Dzisiaj wiemy już dobrze, że ów układ istniał wyłącznie w głowach PiS-owskich prokuratorów i usłużnych im dziennikarzy, ale zwracam uwagę, że b. prezydent Warszawy Wojciech Kozak musiał czekać na pełne uniewinnienie prawie 7 lat.
Idea państwa, w którym obywatel nie tyle jest podmiotem władzy, co przedmiotem podejrzeń nie umarła wraz z odejściem rządów PiS-u. Dzisiejsza prokuratura niewiele różni się od tej z lat 2005–2007, a liczba zakładanych przez służby podsłuchów jest nawet większa niż w tamtych latach.
Recydywa PiS-owskich metod rządzenia jest więc ciągle możliwa, a dla władzy kusząca. Jeśli nie chcemy do tego dopuścić, nie zostawiajmy oceny IV RP osądowi historii. Właściwszy od historii jest tu Trybunał Stanu. Bo jego wyrok może stanowić skuteczne ostrzeżenie dla każdej przyszłej władzy.