Półtora roku temu, z okazji 85. urodzin premiera Tadeusza Mazowieckiego pisałem na tych łamach: „Mąż stanu. To pojęcie, jakby wyjęte ze starego, od dawna nieużywanego słownika polityki i nie pasujące do nikogo, kto dzisiaj jest na pierwszej linii polskich sporów politycznych, przy nazwisku Tadeusza Mazowieckiego brzmi właściwie i bez żadnej fałszywej nuty”.

REKLAMA
Dziś przeżywamy smutek z powodu Jego odejścia. Dołącza On teraz do grona tych wielkich nieobecnych, Bronisława Geremka i Jacka Kuronia, z którymi razem kształtował opozycję demokratyczną w PRL-u, wspomagał Solidarność i współtworzył na przełomie l. 80 i 90. niepodległą Rzeczpospolitą.
Tadeusz Mazowiecki uosabiał cechy, o które u polityków coraz trudniej: prawość, uczciwość, bezinteresowność. Polityka była dla niego służbą a nie drogą kariery. Będąc pierwszym premierem III Rzeczypospolitej, już za życia wszedł do podręczników historii, a pozostał człowiekiem niezwykle skromnym – starszym nieco przygarbionym panem, którego można było spotkać na przystanku, gdzie czekał swój autobus.
Odszedł zacny i prawy człowiek. Polska bardzo wiele mu zawdzięcza.