Victor Orban, piewca narodowej dumy i niezależności, wyrazisty antykomunista widzący w dzisiejszej Rosji przedłużenie tamtej, sowieckiej, zniewalającej po II wojnie światowej połowę Europy, mentor i niedościgły wzór (jako ten, któremu się udało uwieść dwie trzecie rodaków) polskiej prawicy – dogadał się z Władimirem Putinem!
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Nie chcę się wdawać w dywagacje, czy podpisana z Putinem umowa, zgodnie z którą Rosja pożyczy Węgrom 10 mld euro na sfinansowanie elektrowni atomowej, którą zbudować ma – jakże by inaczej – rosyjska firma, to prognostyk przyszłego energetycznego sukcesu Węgier, czy raczej przejaw wybrania przez Węgry drogi na wschód i związanej z tym większej zależności od Rosji.
Dzisiaj najbardziej zastanawia mnie, jak ten krok Orbana będą interpretowali jego polscy apologeci z Jarosławem Kaczyńskim na czele. No bo jakże tak można! Jakże można od Putina – który mgłę smoleńską nawiewał, z Tuskiem z radością piąstki przybijał, wraku nie oddał i którego dziadek gotował Leninowi i Stalinowi – brać pieniądze. A to, że kwota pożyczki odmieniana jest w euro wcale, ale to wcale nie zmniejsza skali niezręczności.
Zaiste, nieodpowiedzialny w swej prorosyjskości krok Orbana to spory problem dla PiS-owskich egzegetów jedynie słusznej dotąd polityki węgierskiego premiera. Podpowiem, jak problem ten można rozwiązać. Wystarczy sięgnąć do archiwum po film „Do przyjaciół Rosjan” w którym blisko cztery lat temu Jarosław Kaczyński dzielił się z nami swoją miłością do Rosji i Rosjan. Puszczenie filmu teraz sprawi, że przekaz w sprawie Rosji autorstwa kierowanego przez Kaczyńskiego PiS-u będzie chwalebnie spójny z najnowszym przekazem kierowanego przez Orbana Fideszu.
A to, że w tamtym filmie sprzed czterech lat Jarosław Kaczyński był pod wpływem proszków? A kto tam o tym dzisiaj pamięta?!