
Reklama.
Niszowa gazeta wykryła w Polsce „spisek”: podczas protestu w Sejmie w grudniu 2016 r. opozycja pisała list do Brukseli z prośbą o interwencję w kraju. List miał być skierowany do władz Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Opowieść ta – która od razu uruchamia klisze „zdrada”, „Targowica”, „bratnia pomoc” i wyzwala emocje oburzonych patriotów – nabrała rozgłosu dzięki rządowej telewizji. Sprawą zajęli się niezliczeni komentatorzy, spekulujący nad rozmiarem winy spiskowców.
To nieważne, że żadnego listu nie było. Był apel do marszałka Sejmu, i skreślone zdanie o odpowiedzialności prawnej przed międzynarodowymi trybunałami. Kłamstwo zaczęło żyć własnym życiem. Wzbudziło realne społeczne emocje, stało się informacyjnym faktem.
Drugi przykład: na antenie kanału informacyjnego podano dramatyczną informację, że lider opozycyjnej partii został zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Nie, to nie był program kabaretowy, w którym żartuje się z ulubionego kota prezesa. Był to program publicystyczny, oglądany przez milionową widownię. „Fejk news”, ale zbitka słowna „zdrada” i nazwisko lidera wzbudziła prawdziwe, a nie fałszywe emocje.
Prawda, półprawda, post-prawda
Czy to post-prawda, czy zwykłe kłamstwo i manipulacja?
Post-prawdą nazwano rzeczywistość, w której obiektywne fakty mają mniejsze znaczenie w kształtowaniu opinii publicznej, niż odwołania do emocji i osobistych przekonań. Termin ten pojawił się już na początku lat 90., ale karierę zaczął robić dopiero w tym roku. Z esejów „jajogłowych” wkroczył do języka mas. O „polityce post-prawdy” zaczęli mówić dziennikarze, komentatorzy, politycy. Post-prawdą tłumaczono przegrane referendum w sprawie Brexitu (dyskusja była oparta na emocjach, a nie kalkulacji), wygraną Trumpa (sprytnie manipulował emocjami Amerykanów) czy powodzenie rosyjskiej propagandy w kwestii Ukrainy na Zachodzie.
Czy to post-prawda, czy zwykłe kłamstwo i manipulacja?
Post-prawdą nazwano rzeczywistość, w której obiektywne fakty mają mniejsze znaczenie w kształtowaniu opinii publicznej, niż odwołania do emocji i osobistych przekonań. Termin ten pojawił się już na początku lat 90., ale karierę zaczął robić dopiero w tym roku. Z esejów „jajogłowych” wkroczył do języka mas. O „polityce post-prawdy” zaczęli mówić dziennikarze, komentatorzy, politycy. Post-prawdą tłumaczono przegrane referendum w sprawie Brexitu (dyskusja była oparta na emocjach, a nie kalkulacji), wygraną Trumpa (sprytnie manipulował emocjami Amerykanów) czy powodzenie rosyjskiej propagandy w kwestii Ukrainy na Zachodzie.
Tak, ludzki umysł rzeczywiście nie jest zbyt bystry i nie jest odporny na kłamstwo. Łaknie opowieści, a im bardziej są fantastyczne, plotkarskie i obmierzłe, z tym większą przyjemnością ich słucha. Prawda brzmi przy nich blado. Jest zniuansowana, zwykle nie ocieka krwią.
Tak, dziś byle kto może wejść w rolę autorytetu, i przekazywać swoją „prawdę”. Każdy może głosić swoje „małe prawdy” lub większe idiotyzmy. Facebook i setki stron www stały się nośnikiem bredni, w które święcie wierzy wiele osób.
Tak, politycy o tym wiedzą i to wykorzystują. Prawda nigdy nie była oblubienicą cynicznych graczy, którzy udają troskliwych polityków. Daje znacznie mniej możliwości manewru. Jest złożona, czasem nieatrakcyjna. Nie porusza tak mocno, jak sensacja.
Ale nawet w świecie post-prawdy politycy i media mają wybór.
Mogą kłamać albo mówić prawdę.
Mogą kłamać albo mówić prawdę.
Świat utkany z przeinaczeń
PiS wybrał w rządzeniu drogę arogancji i świadomego kłamstwa. Trudno powiedzieć kiedy – już opowieści o „wszechobecnym układzie” mocno zakrzywiały rzeczywistość. Ale od katastrofy smoleńskiej Jarosław Kaczyński zdaje się celowo unieważniać prawdę.
PiS wybrał w rządzeniu drogę arogancji i świadomego kłamstwa. Trudno powiedzieć kiedy – już opowieści o „wszechobecnym układzie” mocno zakrzywiały rzeczywistość. Ale od katastrofy smoleńskiej Jarosław Kaczyński zdaje się celowo unieważniać prawdę.
Rozprzestrzeniania kłamstwa smoleńskiego było świadomym przekreślaniem prawdy – ustaleń własnego państwa w sprawie katastrofy. Mówienie o Polsce w ruinie – kłamstwem przekreślającym prawdę, która jest nieco bardziej złożona. Dziś mamy dziesiątki „ekspertów” od mrocznych, ukrytych stron rzeczywistości III RP, Antoni Macierewicz przedstawia kolejne, wykluczające się wersje „zamachu w Smoleńsku”, w grudniu w Sejmie miał miejsce „pucz”, a wypadek na drodze do Torunia to oczywiście spisek opozycji.
Partia rządząca świadomie buduje swoją siłę na oszukiwaniu i przeinaczeniach. Z publicznej telewizji uczyniła mechanizm, który tworzy i wzmacnia oszukańczy przekaz. Garściami czerpie – świadomie lub nie – z doświadczeń propagandy nazistowskich Niemiec, komunistycznego ZSRR i przaśnego PRL.
I nie usprawiedliwia tego działania założenie, że „ciemny lud to kupi”, bo taka jest natura umysłu, a wyborcy szukają przede wszystkim potwierdzenia własnych emocji i uprzedzeń. Owszem, kiedy Trump kłamie w sprawie migracji, a Macierewicz w kwestii Smoleńska, odwołują się do autentycznej złości, poczucia odrzucenia, wściekłości własnych wyborców. Te emocje są realne, bo ludzie boją się i czują zostawieni samym sobie.
Ale jednak kłamstwo jest kłamstwem.
Czy kłamstwo pozostanie bezkarne?
Jako rzecznik Nowoczesnej przekonałem się, jak trudno przeciwstawić się „zasadzie asymetryczności gówno prawdy" sformułowanej przez Alberto Brandoliniego. Nieprawdziwa informacja, kłamstwo, ewidentna bzdura utrwala się, bo się o niej głośno mówi. Prawo Brandoliniego głosi, że ilość energii, jaką trzeba włożyć w sprostowanie „gówno prawdy”, jest o rząd wielkości większa, niż energia potrzebna do jej wyprodukowania.
Jako rzecznik Nowoczesnej przekonałem się, jak trudno przeciwstawić się „zasadzie asymetryczności gówno prawdy" sformułowanej przez Alberto Brandoliniego. Nieprawdziwa informacja, kłamstwo, ewidentna bzdura utrwala się, bo się o niej głośno mówi. Prawo Brandoliniego głosi, że ilość energii, jaką trzeba włożyć w sprostowanie „gówno prawdy”, jest o rząd wielkości większa, niż energia potrzebna do jej wyprodukowania.
Taką informację łatwiej wypuścić niż zdementować. Kłamstwo szybko się zakorzenia. Ale trzeba dużego wysiłku, żeby je skontrować, obronić się przed manipulacją własnych słów albo ich interpretacją w złej wierze. Tak jak w przypadku „bratniej pomocy z Brukseli”, „donoszenia” czy przypomnienia, że niemieckie obozy zagłady tworzyli naziści.
Ale czy można się poddawać? Nie wolno. Mimo „prawa Brandoliniego” trzeba się temu przeciwstawiać.
Trzy razy nie
Po pierwsze, musimy przełamać poczucie, że wolność mediów upoważnia je do bezkarnego wpuszczania czytelników w maliny. „Superexpress” uważa, że nie ma powodu, by pozywać ich do sądu za sugestie, że posłowie nadużywają publicznych pieniędzy albo za łamanie tajemnicy korespondencji. Ale odpuszczenie byłoby zwykłą legalizacją kłamania. Mówienie nieprawdy ma wiele twarzy i form. To nie tylko kłamstwo powiedziane wprost.
Po pierwsze, musimy przełamać poczucie, że wolność mediów upoważnia je do bezkarnego wpuszczania czytelników w maliny. „Superexpress” uważa, że nie ma powodu, by pozywać ich do sądu za sugestie, że posłowie nadużywają publicznych pieniędzy albo za łamanie tajemnicy korespondencji. Ale odpuszczenie byłoby zwykłą legalizacją kłamania. Mówienie nieprawdy ma wiele twarzy i form. To nie tylko kłamstwo powiedziane wprost.
Po drugie, chyba powinniśmy jakoś walczyć z własną obojętnością na kłamstwo i manipulację. One już nas nawet nie bolą. W końcu w polityce opartej na szumie informacyjnym zacierają się granice między faktem a opinią, prawdą i fałszem, informacją i dezinformacją. Politycy nie konkurują ze sobą diagnozując problemy i rozwiązując je. Grają w „grę post-prawdy”. Mobilizują wokół siebie emocje i uprzedzenia swoich grup wyborców, mówiąc o „zamachu w Smoleńsku”, „prawdziwych kosztach członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej” czy „wstawaniu z kolan”. Od tej gry nie jest wolny już nawet kościół. Zakładamy więc, że wszyscy dziś kłamią. Ale to błędne założenie. Przecież ciągle część dziennikarzy – i zwykłych ludzi – docieka prawdy.
Po trzecie, powinniśmy domagać się od swojego państwa obrony prawdy. Państwo nie powinno zezwalać na kłamstwo. Źle, gdy go legalizuje, a tym bardziej posługuje się nim. Dziś mamy państwo, i partię rządzącą, która z przeinaczania prawdy zrobiła swój wyborczy oręż. Wygrała wybory dzięki kłamstwu, i dzięki kłamstwu rządzi.
Łgarstwo ma krótkie nogi
Ale to może nie potrwać długo. Bo między wykorzystywaniem reguł post-prawdy do politycznej gry a ordynarnym kłamstwem, marną manipulacją i bezdenną arogancją jest jednak spora różnica. Kłamstwo i arogancja, pogarda dla drugiego człowieka, są po prostu złe i niszczące.
Ale to może nie potrwać długo. Bo między wykorzystywaniem reguł post-prawdy do politycznej gry a ordynarnym kłamstwem, marną manipulacją i bezdenną arogancją jest jednak spora różnica. Kłamstwo i arogancja, pogarda dla drugiego człowieka, są po prostu złe i niszczące.
Kłamstwo ma krótkie nogi, nawet jeśli jest wielkie i dobrze zorganizowane. Przekonują się o tym Brytyjczycy, i zapewne przekonają Amerykanie. Obie te lekcje mogą być dość bolesne i kosztowne. Arogancja i pogarda też są kosztowne. A mamy jej codziennie mnóstwo, i w wykonaniu Antoniego Macierewicza, i w wykonaniu dziesiątków „Misiewiczów” z PiS. I zaczyna boleśnie kłuć w oczy nawet zwolenników PiS.
Demony post-prawdy budzą się, gdy prawda śpi. Ale przecież można ją obudzić.
A prawda jest taka, że tak jak poprzednim elitom zabrakło wyobraźni i chęci, by rozmawiać z ludźmi, usłyszeć głos wykluczonych i zrozumieć go, tak samo dziś brakuje ich obecnej ekipie.
Dlatego chcą utrzymać swoją władzę kłamstwem i manipulacją.
A prawda jest taka, że tak jak poprzednim elitom zabrakło wyobraźni i chęci, by rozmawiać z ludźmi, usłyszeć głos wykluczonych i zrozumieć go, tak samo dziś brakuje ich obecnej ekipie.
Dlatego chcą utrzymać swoją władzę kłamstwem i manipulacją.
Nie zasłaniajmy się post-prawdą. Ona nie usprawiedliwia oszukiwania.
Zamiast tego zacznijmy ostro reagować na wszystkie kłamstwa i przeinaczenia. Prawda zwycięża nie tylko wtedy, gdy przestaje nią być. Zwycięża także wtedy, gdy nie kupujemy już kłamstwa.