W dniu, kiedy mówimy o wolności i zachodniej cywilizacji, trzeba przypomnieć, że jest jeszcze jeden ważny temat, w którym Polska poważnie odstaje od poziomu wolności w krajach Unii Europejskiej. To związki partnerskie osób tej samej płci – czyli równość małżeńska.
Jakub i Dawid zawrą związek małżeński w Portugalii 8 czerwca. W Polsce nie mają na to szans, mają za to kłopoty z uzyskaniem zaświadczenia z urzędu stanu cywilnego, że są stanu wolnego i chcą wstąpić w związek małżeński za granicą. Portugalia jest jednym z ponad 20 europejskich krajów, gdzie osoby tej samej płci mogą zawrzeć małżeństwo lub związek partnerski. Będzie więc ceremonia, na która przylecą też znajomi i rodzice. Nie wszyscy dotrą, więc ta para żałuje, że nie może wziąć ślubu w Polsce, tak gdzie się urodzili i wychowali.
Jacek i Andrzej są rodziną od 2013 r. mają dwóch adoptowanych chłopców. Wzięli ślub w Wielkiej Brytanii i tam mieszkają. Mogli tam zawrzeć związek małżeński i wychowywać dzieci tak jak normalne pary heteroseksualne. W Polsce prawo jednak nie rozpoznaje ich związku, są traktowani jak obce dla siebie osoby. Podobnie Beata i Kamila, które opuściły Polskę i mieszkają ze swoim dzieckiem pod Londynem. W filmie „Artykuł 18” o związkach osób LGBT można zobaczyć ich ślub. Białe sukienki, słowa małżeńskiej przysięgi, wzruszenie, łzy.
Ludzie, którzy się kochają i chcą być ze sobą potrzebują rozpoznania swojego związku. Szacunku dla swoich uczuć, uznania społecznego. Dla wielu osób równość małżeńska pozostaje jednak tylko marzeniem. Nie każda para gejów czy lesbijek może zawrzeć związek za granicą, nie każdego na to stać, nie każdy ma siłę, by przejść biurokratyczne mitręgi.
Państwo odwrócone tyłem
Polskie państwo jest od wielu lat odwrócone plecami od par jednopłciowych, które żyją ze sobą. Zamyka oczy na fakty, podobnie zresztą jak w wielu innych sprawach. Można opowiadać na demonstracjach i w expose sejmowym frazesy o wolności i równości, ale trudno mienić się krajem wolnym, jeśli nie jest się w stanie zadbać o potrzeby istotnej części swoich obywateli, jeśli nie dostrzega się ich potrzeb i sposobu życia.
Osoby homoseksualne, biseksualne i transpłciowe również tworzą Polskę, są jej obywatelami i obywatelkami. Europejskość oznacza zaś także równość wobec prawa. Polska już dawno temu dojrzała do równości. To polscy politycy do niej nie dojrzeli.
Historia dopominania się w Polsce o związki partnerskie to prawdziwa historia hańby i tchórzostwa polityków. Kluczenie, nagłe zwroty, uleganie miękkiemu lub twardemu dyktatowi Kościoła, handlowanie szczęściem swoich obywateli w zamian za podejrzane poparcie dla niepewnych politycznych interesów. A przede wszystkim kompletna obojętność wobec uczuć dla – jak się oblicza – 2 mln osób LGBT w Polsce. Tak, jakby one nie istniały, jakby ich uczucia nie były istotne.
To dlatego dziś Polska jest jednym z sześciu krajów Unii Europejskiej, w których pary jednopłciowe nie mogą zawierać związków partnerskich ani małżeństw. I absolutnie nie przekonuje mnie gadanina, że to są sprawy nieistotne wobec rozwoju, gospodarki, patriotyzmu. Nie ma nic ważniejszego niż uczucie, miłość, związek i godność.
Nieludzkie prawo na nieludzkiej ziemi
Tymczasem w Polsce w świetle prawa kochające się osoby są dla siebie obcymi ludźmi. Przepisy spadkowe nie pozwalają im zabezpieczyć swojej przyszłości, nie mają także prawa do pochówku ukochanej osoby. Lekarz może utrudnić lub uniemożliwić opiekowanie się chorym partnerem lub partnerką. To dotyczy około 2 mln osób, które chcą godnie i normalnie żyć. Tworzą rodziny, w których wychowuje się około 50 tys. dzieci – ich status jest wciąż nieuregulowany. W momencie śmierci biologicznego rodzica, mogą nawet trafić do domu dziecka.
Nowoczesna jest jedyną partią polityczną która konsekwentnie, od powstania, od pierwszych wypowiedzi mówi o tym, że związki partnerskie powinny być dawno wprowadzone. Ryszard Petru mówił o tym wielokrotnie, w tym na kongresie programowym partii we wrześniu 2016, wskazując związki partnerskie jako jeden z kilkunastu kluczowych postulatów programu Nowoczesnej. Bo są one ważne. To miernik wolności i równości w państwie, miernik tego, czy państwo jest oparte na frazesach o wolności, czy rzeczywiście wolność realizuje.
Związki oraz równość małżeńska zostały wprowadzone w wielu krajach i wbrew obawom konserwatystów nie dzieje się nic złego. Dania wprowadziła związki partnerskie w 1989 r., a dziś ma równość małżeńską, Holandia od 2001 r. ma małżeństwa jednopłciowe. Od 2006 r. są w RPA, od 2010 – w Argentynie, od 2015 r. w całym USA, od tego roku w Finlandii.
Bóg nad Finlandią, Hiszpanią i Irlandią jest taki sam, jak nad Polską. Może dlatego David Cameron, gdy Wielka Brytania wprowadzała małżeństwa gejów mówił: robimy to, bo jesteśmy konserwatystami. A konserwatyści doceniają siłę ludzkich więzi.
Polskie państwo, które ich nie rozpoznaje, zachowuje się nieludzko. Linia tej dyskryminacji w Europie dość ściśle pokrywa się zresztą z linią wpływów dawnego ZSRR. Nieuznawanie praw swoich obywateli do miłości to dziedzictwo postkomunizmu.
Walka o prawo do szczęścia
Jestem pod wrażeniem walki o swoje prawa, jaką toczą z polskim państwem jednopłciowe pary. Pięć par walczy o prawo do zawarcia związku w Polsce przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Mają już za sobą wizyty w urzędach stanu cywilnego i przegrane sprawy w sądach pierwszej instancji, ale nie zamierzają się poddać. Ich determinacja może doprowadzić do legalizacji jednopłciowych małżeństw, tak jak stało się to we Włoszech.
Może, ale czy to jest poważne? Czy poważne jest to, że polskie pary zawierają związki małżeńskie w Irlandii, Szkocji, Portugalii – zamiast zawrzeć je w Polsce? Przecie geje i lesbijki i tak tworzą już rodziny. Nic tego nie zmieni, żadne kłamstwa i zaklęcia. Rozsądne, dobrze zorganizowane państwo zastanawia się, jak ułatwić swoim obywatelom życie, a nie jak je utrudniać.
Czy Polska nie może być również państwem, które nie żyje mitami, które nie klęczy przed kościołem i nie poddaje się jego dyktatowi, ale potrafi zadbać o interesy pokaźnej grupy swoich obywateli? Czy wolność u nas zawsze trzeba wywalczyć, wymuszać siłą?
Minister Morawiecki ma zamiar ściągać Polaków z wielkiej Brytanii do Polski. Powodzenia. Ale badania, które prowadziłem w Wielkiej Brytanii mówią jasno, dlaczego Polacy tam zostają. Nie tylko dla pieniędzy i dla pracy. Także dlatego, że nikt nie zagląda im tam do łóżka, i nikt nie poucza ich, jak, z kim i ile razy w tygodniu mogą albo nie mogą się kochać.
Państwo nie może reglamentować obrączek
Przez ostatnie 25 lat polskie państwo nie potrafiło stanąć na wysokości zadania jeśli chodzi o regulację związków partnerskich. Dziś zaś mamy najbardziej antywolnościowy i najbardziej antyeuropejski rząd jaki rządził w Polsce po 1989 r. Trudno spodziewać się od niego czegokolwiek dobrego.
Tym bardziej jednak – właśnie teraz – musimy walczyć o podstawowe wolności, o wolność do życia w szczęściu, z ukochaną osobą, do rozpoznania tego związku, i szacunku dla niego.
Trzeba więc powiedzieć, za św. Mateuszem, niech nasza mowa będzie prosta: tak – tak, nie – nie.
Homofobia nie jest dumą, jest hańbą. Polacy, którzy są homofobami żyją w hańbie, i przy okazji hańbią nasz kraj.
Polskie państwo, które nie zadbało o prawa i szczęście swoich obywateli LGBT daje świadectwo swojej nieudolności i obojętności wobec obywateli.
Związki partnerskie powinny być dawno temu uregulowane. To skandal, że tak się nie stało, i obciąża to poprzednie rządy, głównie PO i SLD.
Dopóki geje i lesbijki nie będą mogli żyć ze sobą mieli równych praw, nie będzie prawdziwej wolności i demokracji.
Sądzę, że jeszcze kilka lat temu nie domagałbym się tego tak głośno. Wystarczył mi udany dyskretny związek, miłość i emocje, wspólne życie, wspólne zasypianie i budzenie się obok siebie. To i tak wydawało się wielkim szczęściem. To i tak bardzo dużo - czuć, że chce się ze sobą żyć, zestarzeć się i obok siebie umrzeć.
Ale dziś, jako polityk, naprawdę nie widzę powodu, aby taki czy inny związek dwóch chłopaków czy dwóch dziewczyn nie mógł być zarejestrowany w Urzędzie Stanu Cywilnego, tak jak dzieje się to teraz w większości europejskich państw. By nie towarzyszyła mu normalna ceremonia, uroczysta i godna ich miłości i relacji. By nie miała ona stosownej oprawy, kwiatów, szampana, i przemów, i by pary takie nie mogły dzielić majątku oraz trosk codziennego życia w majestacie prawa. Z całym szacunkiem to dużo istotniejsza sprawa niż Żołnierze Wyklęci czy jałowe spory o Bolka i Lolka.
Przez wieki kościół, a później państwo, miało monopol na to, kto może komu założyć obrączkę.
Ale nie widzę dziś żadnego powodu, by państwo mówiło ludziom, którzy się kochają, że nie mogą urządzić swojego ślubu i wesela i nie są godni noszenia małżeńskich obrączek. Jedyne rozsądne, co może zrobi dobrze rządzone państwo, to uznać i uszanować ich związek. To jest dziś realna miara wolności dla bardzo wielu polskich obywateli.