Są w naszym kraju jeszcze miejsca, do których nie dotarła cywilizacja. Są wioski, w których nie używa się telefonów komórkowych, nie ma dostępu do internetu, dyskontów spożywczych, a nawet odbiorników telewizyjnych. Są miejsca gdzie ludzie żyją w swoim tempie, z dala od zgiełku miasta.
Paweł Szwarcbach - doradca biznesowy, wykładowca, doktorant, członek Mensy Polskiej.
Spotkałem się ze znajomym, z którym okazjonalnie razem pracujemy. Niedawno spędził on miesiąc w pewnej małej polskiej wiosce. Choć nadal był w swoim, dobrze sobie znanym kraju, to jednak czuł się jakby odwiedził zupełnie inny świat.
Znajomy wraz z kolegą budował chatkę z drewna w niewielkiej wiosce pod Białorusią, 1-2 kilometry od granicy. Kilkanaście domów, dwa razy więcej mieszkańców, ludność głownie w wieku 60+. Młodzi wyjechali.
Do najbliższego sklepu kilka kilometrów. Zasięg telefonii komórkowej jedynie po wejściu na słup. W całej wiosce chyba jeden telewizor. Gdy znajomy ustawił antenę został radośnie okrzyknięty „inżynierem”. Woda ze studni, do jedzenia głównie to, co urośnie.
Zapytałem go, czy mieszkańcy wioski czują się bardziej Polakami czy Białorusinami. Okazało się, że czują się po prostu „tambylcami”. Gdy zapytał ich jakim językiem się posługują, usłyszał że „mówią po prostu”.
Sam często bywam w pewnej wsi w centralnej Polsce, jednakże „moja” wieś w porównaniu z tamtą wioską to metropolia. Do niezwykłej mieściny pod Białorusią wybieram się na wiosnę. Ma tam powstać jakiś ośrodek agroturystyczny. Trzeba się spieszyć.