Wczoraj, kiedy dogasały chaty po inscenizacji historycznej w Radymnie, miałem smutną refleksję, że widowisko jakie urządziły władze wsi Radymno to smutny obraz, być może dobrych, intencji organizatorów.
Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Widowisko tego rodzaju oddziaływuje przede wszystkim silnie na emocje, wyłącza rozum. Każdy, kto zetknął się chociaż ze strzępami informacji o ludobójstwie na Wołyniu i sposobach jego przeprowadzenia, nie może spokojnie myśleć, zarówno o losie pomordowanych, jak i o postaciach morderców. Powinniśmy jednak wypracować taki sposób mówienia o zbrodni sprzed lat, żeby nareszcie wypowiedziana prawda o ludobójstwie rodziła pamięć o jego ofiarach i zawsze prowadziła do pojednania ze wspólczesnymi Ukraińcami. Pamięć, która rodzi nienawiść i chęć zemsty jest przekleństwem, od którego bardzo trudno się uwolnić.
Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę nie dostrzegam w podpalaniu kilku chat, choćby śladu troski o cokolwiek innego niż podpalenie ludzkiego gniewu. Jeżeli widz obserwuje, że ktoś nocą przychodzi spalić polskie chaty. Wie, że są to Ukraińcy. Patrzy na ich kosy i siekiery i wie jaki z nich zrobią użytek, to co wtedy czuje? Współczucie dla ofiar, refleksję nad bolesną historią, jaskrawy obraz przebijania się pamięci, która wcześniej była pomijana lub przemilczana? Osobiście wątpię. Myślę, że raczej obrazy płonących wsi budzą gniew, wewnętrzny protest i... niestety - chęć wymierzenia kary. Czy tego uczyli nas wielcy Polacy? Czy o tym robił filmy Krzysztof Kieślowski w Dekalogu, czy zło złem polecał zwalczać błogosławiony Jerzy Popiełuszko? Jaki przykład dawał nasz polski papież Jan Paweł II, jaki stosunek do mszczenia się zaświadczył swoim życiem? Zemsta to odruch w pewnym sensie naturalny, bardzo ludzki. Ale też właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi powinno być stać na coś więcej niż uleganie naturze. Przebaczenie to największa forma miłości wobec bliźnich. Nie jest to truizm. Pamiętacie wrażenie jakie wywarła na świecie wizyta Jana Pawła II u Ali Agcy, który strzałem w serce próbował zabić błogosławionego Polaka? Odruchowi zemsty ulegnie większość, na pojednanie stać nielicznych. Myślałem nad tym bardzo długo i jakoś zupełnie nie dostrzegam, jak taka inscenizacja miałaby pomóc pojednaniu. Z łatwością natomiast wyobrażam sobie jak konfrontacja może być odebrana przez Ukraińców. Jak byście zareagowali, gdyby w Izraelu wykonano rekonstrukcję Jedwabnego? Czy bylibyśmy sobie bliżsi z Żydami, czy poczulibyśmy coś zupełnie przeciwnego?
Absolutnie i twardo sprzeciwiam się remisowi etycznemu, jaki kultywowano przez ostatnich dziesięć lat. Tegoroczne obchody jednoznacznie i ostatecznie z nim zerwały i jasno padło z ust przedstwicieli państwa polskiego, stwierdzenie że tzw. „rzeź wołyńska” byłą zbrodnią. Mówiłem o tym sam na posiedzeniach Forum Polsko-Ukraińskiego, mówił o tym współpracujący z nami historyk Grzegorz Motyka. Jasno sprawę postawił Prezydent. Nie trzeba też daleko szukać mocniejszych sformułowań. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej mówiłem, że na Wołyniu doszło do ludobójstwa. Wystawę o tym zrobił IPN i tam również już pierwsza plansza otwierająca wystawę informuje wprost „To było ludobójstwo”.
Termin ludobójstwo funkcjonuje w przestrzeni publicznej i trwale zastąpił bolesne dla rodzin i osobiście dla mnie eufemizmy – zdarzenia na Wołyniu, czy odmienianą przez wszystkie przypadki „wołyńską tragedię”. Powinno w końcu stać się jasne, że nie ma dróg na skróty i dopóki polska opinia publiczna oraz usiłujący ją reprezentować politycy nie będą zgodni, nie da się wymagać żadnego wspólnego stanowiska na Ukrainie. A co by nie mówił ksiądz Isakowicz Zaleski, czy ktokolwiek inny, dopiero ostatnio, w opozycji i trzy lata po śmierci brata, Jarosław Kaczyński zradykalizował swoją linię i zaczął nazywać rzeczy po imieniu. Wcześniej prezydent Kaczyński spotykając się z Wiktorem Juszczenką akceptował zrównywanie ludobójstwa na Kresach z akcjami odwetowymi oraz tolerował ukraiński nacjonalizm.
Z przykrością muszę skonstatować, że hasło “nie o zemstę, ale o pamięć nam chodzi”, z jakim pojawia się część działaczy Kresowych, płonie razem z chybionym pomysłem inscenizacji podpalenia wsi w Radymnie. Jestem daleki od osądzania organizatorów, bo chcę wierzyć, że w spektakularny sposób chcą nadrobić wiele lat, kiedy Wołyń był przemilczany, między innymi przez śp. Pamięci Lecha Kaczyńskiego i jego doradców - Annę Fotygę, Pawła Kowala, Michała Kamińskiego i wielu innych. Nie można przekreślić faktów. A te są takie, że to prezydent Komorowski zainicjował dialog biskupów Kościołów grekoktolickiego na Ukrainie i katolickiego z Polski, a także pojechał na mszę na Ukrainę, żeby oddać hołd zamordowanym - do Łucka stolicy regionu, gdzie czystka etniczna doprowadziła do tego, ze Polaków już prawie na Wołyniu nie ma.