Współczuję pani Annie, bo śmierć dziecka jest największą tragedią, jaka może spotkać rodzica. Debata, która rozpoczęła się po tym smutnym wydarzeniu poszła jednak w zaskakującym kierunku. Przerzucanie odpowiedzialności na narkotyk to kreowanie tematów zastępczych o zabarwieniu politycznym. Narkotyki są złem, ale to nie one prowadzą do samobójstwa. Prawdziwym problemem jest zanik relacji międzyludzkich w… rodzinie.
REKLAMA
Czy marihuana zabija? - stawianie takich pytań to ucieczka przed próbą znalezienia rzeczywistego sedna problemu. Dlatego z niesmakiem obserwuję, jak tę tragedię wykorzystuje się jako pretekst do dyskusji dotyczącej karania za narkotyki. Przecież to nie narkotyk popełnia samobójstwo, to robi człowiek.
Z jakich powodów młodzi ludzie popełniają samobójstwa? Najczęściej na ten desperacki krok decydują się osoby, które doznały pewnego zawodu. Okazało się, że ich pragnienia czy marzenia boleśnie zderzyły się z otaczającą rzeczywistością, z jakichś powodów stawały się niemożliwe do realizacji. Dla młodych jest to sytuacja szczególnie frustrująca, bo w tym wieku ludzie chcą, niczym bohaterowie „Ody do młodości” „ruszyć z posad bryłę świata”. A jednocześnie są w wieku, kiedy osobowość ma charakter „eksperymentalny”, a zatem podatny na wiele, także złych wpływów.
Nie zapominajmy jednak, że nic nie dzieje się nagle, z dnia na dzień. Przed każdym samobójstwem wysyłane są sygnały ostrzegawcze, które w tej sytuacji albo nie zostały zauważone, albo, niestety, zignorowane. I to nie jest to kwestia godzin czy kilku dni. Takie sygnały człowiek zdesperowany wysyła tygodniami, miesiącami, są przypadki, że wręcz latami. Taka osoba krzyczy swoim zachowaniem: „pomóż mi!” A samobójstwo, jest efektem tego, że nikt nie zauważa lub nie rozumie tego wołania i nie wyciąga pomocnej dłoni. A może zwyczajnie - tak po ludzku nie potrafi wysłuchać wołającego. Przypadki, że ktoś pod wpływem pewnych potwornie silnych impulsów popełnił samobójstwo nie dając wcześniej żadnych sygnałów ostrzegawczych, są dosłownie jednostkowe.
Jeśli nie narkotyk zabił Stasia, to co? Odpowiedź może być trywialna: to wina największego problemu naszych czasów - spłycenia więzi międzyludzkich. Abstrahując od tej konkretnej nagłośnionej sytuacji, w większości przypadków rodzice mają coraz mniej czasu dla dzieci. Są wiecznie zaganiani w pracy, a kiedy w końcu pojawiają się w domu, chcą chwili wytchnienia i ciszy. Brak rozmowy, brak czasu dla dziecka, próbują rekompensować mu drogimi zabawkami, modnymi gadżetami elektronicznymi czy elitarnymi szkołami. Naiwnie licząc, że dobra podstawówka, gimnazjum albo liceum weźmie wszystkie problemy wychowawcze na siebie.
I tu wyłania się kolejny narastający od lat problem społeczny. Dziś żadna, nawet najbardziej elitarna szkoła, żadna instytucja ani najbardziej surowe prawo nie uchronią przed narkotykami. Zapewniania, że się pilnuje, karze, itp. - to szczyt niekompetencji. Człowiek, który sięga po narkotyki, chce poprawić swój obraz czy to we własnych oczach czy wobec otoczenia. Jest to zwykle próba doprowadzenia do tego, aby rówieśnicy go zaakceptowali. Dlatego nie warto zakazywać i karać. Zwłaszcza, że „owoc zakazany jest bardziej pożądany”.
Receptą - a słyszeliśmy to już wiele razy - jest poprawa relacji międzyludzkich, zwłaszcza w rodzinie. Tam gdzie są głębokie więzy, to w momencie pojawienia się problemu, taka zagubiona osoba podzieli się nim ze swoimi „przyjaciółmi” rodzicami czy rodzeństwem. Kiedy nie ma więzi albo są tylko jej miłe pozory, człowiek desperacko zaczyna szukać innych rozwiązań. To wtedy zaczynają się narkotyki czy droga do samobójstwa.
Mama Stasia opowiadała, że nikt nie spodziewał się samobójstwa, bo przecież Staś umawiał się z tatą na słuchanie płyt wieczorem. Tylko czy wspólne słuchanie muzyki jest równoznaczne z poważną rozmową? Można być razem i jednocześnie być obok siebie. Może zamiast iść razem do kina, na mecz czy słuchać płyt powinno się zwyczajnie porozmawiać? Nie wiem, jak było w tej rodzinie. Wierzę, że był czas na jedno i drugie. Że był czas na siebie. A przyczyny tragedii tkwiły w jeszcze innych możliwych powodach, o których dowiedzieć się nie możemy.
prof. Marek Konopczyński, Rektor PEDAGOGIUM Wyższej Szkoły Nauk Społecznych w Warszawie
--
Autor jest Pedagogiem, wykładowcą akademickim, specjalizuje się pedagogice resocjalizacyjnej, promuje twórczą resocjalizację poprzez m.in. organizację spektakli teatralnych z udziałem ludzi bezdomnych na „Scenie Pedagogium”.
Autor jest Pedagogiem, wykładowcą akademickim, specjalizuje się pedagogice resocjalizacyjnej, promuje twórczą resocjalizację poprzez m.in. organizację spektakli teatralnych z udziałem ludzi bezdomnych na „Scenie Pedagogium”.
Został powołany przez Prezesa Rady Ministrów na członka Rady Głównej ds. Społecznej Readaptacji i Pomocy Skazanym.
