REKLAMA
W ostatnim okresie jesteśmy w natłoku przytłaczających informacji o ekspansji zagrożenia. Szukamy możliwości przeciwstawienia się negatywnym dla nas ich skutkom. Sięgamy do dobrych wspomnień, coraz śmielej projektujemy czas„po wirusie” w nadziei, że to zacznie się niebawem. A natenczas sięgamy do fajnych opowieści będących źródłem bliskich nam skojarzeń lub projektowaniem własnych obrazów, które sami dla swojego życia stworzymy. Zachęcamy do przeczytania takiej wartkiej narracji autorstwa Mariusza Rynkiewicza, zawodnika amatorsko uprawiającego kolarstwo MTB, z którym mamy przyjemność współpracować:
Dlaczego kocham kolarstwo?
Moja droga do dwóch kółek nie była taka oczywista. Zaczęła się ponad 10 lat temu. Byłem klasycznym „kanapowcem” z dodatkowymi kilogramami. Gdzieś z tyłu głowy miałem chęć na inną jakość życia. Powoli zaczynałem myśleć o sobie. Sięgałem po gotowe plany diet. Zobaczyłem, że nie jest to trudne. Nawet osiągałem sukcesy. Moja waga spadała! Jednak po euforii przychodził kryzys. Efekt „jo-jo”. Brakowało konkretnego planu postępowania i wsparcia. Sama dieta okazała się niewystarczająca. W międzyczasie doświadczyłem trudnego urazu wzroku. Wiedziałem, że muszę efektywniej wykorzystać swój zapał, żeby odzyskać zdrowie i aktywność. Lekarz wskazał mi kierunek - rower. Niby banalne i oczywiste, a jednak... Sam na to nie wpadłem. Ba, nie przypuszczałem nawet, że ów rower stanie się dużą częścią mojego życia.
logo
Wsiadłem na dwa kółka i kręcę. Kręcę do dziś.Z początku nie zdawałem sobie sprawy z niesamowitości, których doświadczałem jeżdżąc rowerem. Myślę, że każdy z nas ma w pamięci swój pierwszy rower do uprawiania sportu. U mnie był to rower miejski. Po dwóch miesiącach przesiadłem się na „szosę”. Jakież było moje zdziwienie, że można jechać szybciej niż 20 km/h. Zacząłem zastanawiać się i poszukiwać, jak sprawić żeby było szybciej, mocniej i wydajniej.
Poznałem ludzi z klubu KK24h. Stanąłem z nimi na linii startu w kolarskich zawodach. Poznałem, czym jest jazda w terenie. Pamiętam pierwszy wyścig w Lelisie na dystansie 18 km i pierwszy podjazd, który wtedy „wchodziłem z buta”. Wówczas ten podjazd wydawał się nie do pokonania. W kolejnym roku w Dąbrówce pokonałem dystans 28 km. I mimo, iż daleko mi było do zawodników z pierwszej linii, to duży wpływ na kontynuowanie rowerowej pasji miała atmosfera na treningach i zawodach, w tym fantastyczne spotkania z ludźmi. Pozytywne emocje, jakie wyzwalała jazda w terenie, również pchały mnie dalej w ramiona rowerowej przygody.
Przede mną zaczął się nowy etap, trenowanie samego siebie. Poznawałem tereny rowerowe w swojej okolicy. Kręciłem kółka z chłopkami z klubu KK24h. Spotykałem się na wspólnych treningach w terenie i WSC w każdy czwartek na szosie. Pierwsze starty w „Legia MTB” mogę uznać za etap podstawowy, jak w szkole. Kolejny rok to „Maratony Kresowe”. Cały sezon na Podlasiu to niesamowite przeżycia z długim dystansem.
Wtedy też zacząłem moją pierwszą współpracę z trenerem, osobą która zaczynała porządkować moje życie sportowe. Czas płynął szybko. Nadszedł kolejny sezon. Tym razem „Mazury MTB”. Tu już przyszło mocne i techniczne ściganie, które pokazało mi jak mało jeszcze wiem i umiem. Wspólne objazdy tras przed zawodami w dniu poprzedzającym pod kierunkiem „Piasecki Concept” były początkiem naszej znajomości.
logo
Za punkt zwrotny mojego górskiego kolarstwa uważam udział w wyścigach „Cyklokarpaty”. Cztery lata temu pojechałem zobaczyć i poczuć jak wygląda pure MTB. Najpierw był Horyniec. Niesamowite doświadczenie. Byłem zachwycony organizacją samych zawodów, jak i piękna trasą. Za jakiś czas była Wierchomla. Wtedy zrozumiałem, że bez wsparcia oraz porządnego przygotowania siłowego i technicznego nie da się iść do przodu. I mimo, że cały czas następował rozwój mojej osoby oraz zmiana postrzegania świata sportu, czułem niedosyt. Po szerokim przeglądzie środowiska trenerskiego dokonałem zmiany. Wydawać mogłoby się, że teraz pójdzie z górki...
Długo trwało moje przekonywanie się do nowego zespołu. Przemodelował on bowiem całkowicie moje dotychczasowe życie sportowe. Zgodziłem się na to, co zaproponował mi zespół, mając na uwadze, że „nie wyważa się otwartych drzwi”. Pod ich okiem zaliczyłem udany cały kolejny sezon w „Cyklokarpatach”. Nie mówię o osiąganiu podium, ale o ogromnym, jak na moje możliwości, progresie pod każdym względem - technicznym, siłowym, wytrzymałościowym i mentalnym. Razem ze zmianą podejścia do jazdy rowerem dokonałem zmian w żywieniu.
Dietetyk zespołu pomógł mi w dopasowaniu planu żywienia do moich potrzeb. Pomógł zrozumieć jak komponować zbilansowane posiłki. Dziś wiem, że współpraca z tą ekipą to świetny wybór. Mam doskonałą opiekę pod względem treningów i techniki jazdy, świetnie prowadzone żywienie i, co ważne, wsparcie mentalne.Na koniec dwa słowa, o tym, co w kolarstwie najcenniejsze. Postronna osoba „widzi” rywalizację i przepychanie się, pot i błoto, chwilami twardą grę. Jakże mocno mogłaby się zdziwić, gdyby sama doświadczyła ogromnej przyjemności z bycia w naturze, endorfin po ukończonej trasie, radości z wzajemnych gratulacji i wspólnego przeżywania emocji tych właśnie zawodników, którzy jeszcze przed chwilą ścigali się ze samym sobą i między sobą.
logo
To właśnie sportowi współzawodnicy, żeby nie powiedzieć rywale, są motorem dobrego postępu i wyniku sportowego.To właśnie wyścigowa atmosfera, sportowe współzawodnictwo, szacunek do drugiego zawodnika, współpraca i wyrzeczenia na rzecz sportu są tym, co najbardziej kocham. Daje mi ogromną energię do codziennego życia.
Mariusz Rynkiewicz
Nas takie opowieści bardzo inspirują. Może i ty znajdziesz w niej coś dla siebie, jeśli wahasz się czy dopuścić rywalizację sportową do swojego życia. Może już chcesz takiego życia dla siebie ? Kiedy tylko okoliczności na to pozwolą, zacznij od spędzania więcej czasu z ludźmi, którzy już je mają. Dalej potoczy się ono
w całkiem nowej koleinie. Bądźcie zdrowi.