Wszyscy już wiedzą, że Michała Figurskiego, zwanego niekiedy "tym drugim", nie stać ostatnio na sushi.
To wstrząsające wyznanie padło z ust byłego prezentera Eski Rock we wzruszającym wywiadzie, jakiego Figurski udzielił "Gazecie Wyborczej". Trudno stwierdzić, czy powiedział to specjalnie, żeby znowu było o nim głośno. Czy jednak dlatego, że nie jest świadom konsekwencji swoich czynów. I trudno orzec, w którym z tych przypadków okazuje się bardziej żałosny. Jedno jest pewne. W obu zasługuje na współczucie. I tylko ryby się cieszą. Bo pożyją odrobinę dłużej.
To, co głupiego w "nie stać mnie na sushi", przeradza się w zupełną miazgę w innych fragmentach wywiadu. "Myślisz, że ludzie z Latającego Cyrku Monty Pythona wierzyli w to, co robili?". Ależ milordzie! I dalej: "Ricky Gervais nie wciela się w pedofila, bo propaguje zboczenia albo chce wywołać dyskusję. Robi to i kupuje to jego publika. Balansuje na scenie na krawędzi, a potem idzie do kasy. To jest show-biznes". Prawdziwie dojebał. Wnioski z tego są takie: wyczyny Figurskiego z Wojewódzkim nie były żadną ą ę prowokacją, na którą ciemnota dała się nabrać, tylko grą obliczoną na zarobek. (Który później można wydać na sushi). To po pierwsze. A po drugie: po aferze z Ukrainkami publika powiedziała "nara" i nie należy nad tym specjalnie rozpaczać, bo takie są prawa show-biznesu. Widać przestali kupować balansowanie na krawędzi w wykonaniu Figurskiego.