Adam Bałdych stał się jedną z wizytówek polskiego jazzu, przynajmniej od czasu płyty "Imaginery Room", wydanej w 2013 roku. (Pisałem o niej na moim blogu: http://piotrbielawski.natemat.pl/15257,adam-baldych-zachwyca-swoja-gra-amerkanow-i-skandynawow-a-teraz-wraca-z-nowa-plyta-premiera-25-maja). Jednak niesamowity potencjał drzemiący w polskim skrzypku mogliśmy tak naprawdę odkryć dużo wcześniej, mając okazję słuchać jego poprzednich albumów, albo podczas koncertów. Obserwując, jak się rozwija, z czego wynikają jego inspiracje, czym jest dla niego improwizacja, skąd wynika u niego potrzeba eksperymentowania, w końcu zauważając w nim potrzebę znalezienia własnego języka, mogliśmy od dawna przypuszczać, w jakim kierunku podąży. I oto 30 maja ukazuje się najnowsza płyta Adama Bałdycha i Yarona Hermana "New Tradition", więc tylko tu i teraz, przedpremierowo o tym, że warto wiedzieć, skąd się pochodzi, zanim się zacznie robić karierę!
Prawie? - przecież to najlepszy przykład, w jaki sposób można poszukiwać nowych środków wyrazu, zachowując istotę kompozycji. Już dawno nie słyszałem tak płaczliwej wersji tego utworu. Pisałem już o tym w relacji z koncertu Adama Bałdycha i Yarona Hermana podczas festiwalu Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie. Wyjątkowość tego momentu polega na tym, że możemy odczuć ten płacz, bez względu na pochodzenie, czy kulturowe doświadczenia, choć mówi się w wielu przypadkach, że słowiański sentymentalizm jest często niezrozumiały.
Ok, mogę wprost napisać, że rola tego wybitnego pianisty na płycie "New Tradition" jest nie do przeceniania! Według mnie jest on swoistego rodzaju lustrem dla naszego skrzypka. Nawet pojedynczymi dźwiękami fortepianu potrafi stworzyć właściwy punkt odniesienia, aby Adam Bałdych mógł spojrzeć na siebie z odpowiedniej perspektywy.
Dopiero nałożenie tych dwóch rzeczy uzmysławia, jak rzeczywiście brzmi "Nowa Tradycja", a także przekonuje, jak wielkie znaczenie w jej tworzeniu ma klasyczne wykształcenie Yarona Hermana.
