Międzynarodowy Dzień Jazzu ustanowiony przez UNESCO, to także nasz dzień. Polski jazz powinien świętować na równi z amerykańskim czy skandynawskim. Ale co to znaczy "świętować"?

REKLAMA
Jazz był zawsze wolnością. Muzyką improwizowaną, którą staje się coraz częściej. Nie powiem, że tych, którzy grają jazz jest coraz mniej. Nie mam statystycznych badań potwierdzających ten fakt. Kocham muzykę improwizowaną.
Wynika z jazzu. Potem wpływają na nią przeróżne style i gatunki. Od muzyki klasycznej, po najbardziej ekstremalne dźwięki. Ta zabawa daje niesamowity potencjał i nową przestrzeń. Tyle, że klasycy spytają: może oddala od jazzu?
Nadal daje wolność. Wciąż, jak się okazuje, potrzebną człowiekowi. Teraz zagubionemu w komercyjności tego świata, z której korzysta przecież muzyka. Daje też wolność twórczą. Decyzją muzyka jest forma, którą zaakceptuje, uzna za jazzową.
Pozwolę sobie powrócić do koncertu w łódzkiej hali Arena, będąc wciąż "natemat" i zauważając w natłoku wydarzenie, o którym pisałem-mówiłem w "Kto chciałby wiedzieć, gdzie mieszka Andrea Bocelli?".
Maestro na bis wykonał w duecie "Can't Help Fall In Love" z repertuaru Elvisa Presleya (bisował 4 razy!) I nic ta wersja nie miała z oryginalnego wykonania. Miał jednak świadomość, że śpiewa dla widowni oczekującej innej sztuki.
Oceniającej w innych kategoriach jego śpiew, repertuar, koncert, show. I myślę, że nie tylko zadowolił publiczność. Oddał zarówno cząstkę siebie, gdy wspominał występy dla naszego Jana Pawła II, jak i bawiąc zwykłą piosenką.
W takim razie, czy "Międzynarodowy Dzień Jazzu" będzie zarezerwowany jedynie dla jazzu? Bo nawet jeśli dzisiaj świętujemy skromnie, wierzę, że tak samo jak jazz w różnych formach przetrwał latami, tak i ustanowiony dzień dla jazzu również będzie się rozwijał. Znam wiele przykładów koncertów, które jedynie podpinały się pod "świętowanie", a były czystą reklamą czegoś-kogoś innego.
Niech Dzień Jazzu pokaże jego siłę. Czy da też zrozumienie, czym jest współczesna muzyka jazzowa?