Będę pisał o młodym, bardzo młodym kompozytorze i orkiestrze, którą powołał do życia, aby grała jego muzykę. Właściwie na niej się skupię, bowiem doskonale oddaje cały proces dojrzewania jej twórcy, czyli Nikoli Kołodziejczyka, który przyznaje, że wiele się nauczył u boku Vince 'a Mendozy, znakomitego kompozytora i dyrygenta, stojącego między innymi na czele znanego w całym świecie zespołu Metropole Orkest.
REKLAMA
Po kilku przesłuchaniach płyty "Chord Nation", nagranej przez Nikola Kołodziejczyk Orchestra, doszedłem do wniosku, że muzyka na niej zawarta mogłaby stanowić doskonałe tło do filmu opowiadającego o narodzinach polskiego kompozytora muzyki jazzowej, szukającego nowej formy dla współczesnego big bandu.
Jednak zanim sobie uświadomiłem, że można w ten sposób interpretować suitę Nikoli Kołodziejczyka, z niesamowitą mocą uderzyły we mnie pierwsze jej dźwięki, zatrzymując na dłużej w pewnego rodzaju nostalgii. Kiedyś to się grało - pomyślałem, wracając do Gershwina, a potem...
... nie, nie chodzi tutaj o porównania, zwłaszcza, że wszystkie retrospekcje, jakie mogą się państwu przydarzyć podczas słuchania "Chord Nation", przeplatają się w szalonym tempie z kolejnymi, naprawdę interesującymi poszukiwaniami młodego człowieka, którego inspiruje wszystko tu i teraz.
Ze świadomością użyłem przed chwilą stwierdzenia "szalone tempo", gdyż tylko się wydaje, że poszczególne utwory, ze względu na swoją rozbudowaną formę pozwalają na dłuższe zastanowienie, tymczasem wystarczy chwila rozkojarzenia, aby niespodziewanie stwierdzić, że coś ważnego musiało człowiekowi umknąć w trakcie słuchania. I niby się nie zagubił, lecz mimo wszystko ma wrażenie, jakby w opowiadanej historii upłynęło naprawdę mnóstwo czasu.
Rzeczywiście, motyw początkowy, przynoszący wiele wspomnień, prawie od razu łączy się z nowoczesnym, lekko motorycznym rytmem, który zaczyna wyznaczać tempo całej opowieści. W odpowiednich momentach przyspiesza, na nowo pozwalając się zachwycić orkiestracją, bądź doprowadzając do totalnej improwizacji, a wtedy już nie ma jakichkolwiek wątpliwości, że słuchamy muzyku stworzonej w XXI wieku.
Tak, przenikają się wszystkie te elementy po utwór ostatni, zatytułowany, jak cała płyta, "Chord Nation".
A propos tytułów, przyznam, że niezłą zabawę miał Nikola Kołodziejczyk, nadając poszczególnym częściom swojej suity takie nazwy, jak "Funny Money", "Way Too Long To Be A Hit", czy w końcu "Zręblarka strzelarka". Niezmiernie rozweselają, o czym wspomniałem już na początku. I mogą odciągać wyobraźnię od postrzeganie tej muzyki, jako autorskiej wypowiedzi jej kompozytora, zapewne sugerując, że chodzi wyłącznie o zabawę.
Co do zabawy, słychać, jak wszystkich w orkiestrze niezmiernie cieszy granie tej muzyki.
Nie wymieniam ponad dwudziestu nazwisk, stanowiących prawdziwe oblicze Nikola Kołodziejczyk Orchestra, by nie przedłużać mojego pisania, ale proszę mi wierzyć, zainteresowani muzyką improwizowaną znajdą wśród nich wiele utalentowanych postaci.
Niezaprzeczalnie muzyka Nikoli Kołodziejczyka ma jednak sprawić radość przede wszystkim słuchającym. Tym, którzy pamiętają dawne, wspaniałe orkiestry, jak również pokoleniu dopiero dojrzewającemu do tego typu emocji.
To jednak nie zmienia faktu, że "Chord Nation" jest czymś więcej, niż tylko wizytówką tego artysty.
To jednak nie zmienia faktu, że "Chord Nation" jest czymś więcej, niż tylko wizytówką tego artysty.
Będę pisał o młodym, bardzo młodym kompozytorze i orkiestrze, którą powołał do życia, aby grała jego muzykę. Właściwie na niej się skupię, bowiem doskonale oddaje cały proces dojrzewania jej twórcy - napisałem z przeświadczeniem, że można w tej muzyce uchwycić wiele elementów, które znakomicie charakteryzują Nikole Kołodziejczyka.
Teraz wystarczy potraktować jego muzykę, jako film o nim samym, po czym odnaleźć chronologię wydarzeń, aby wyraźnie zobaczyć kolejne etapy jego artystycznego rozwoju, doprowadzające do powstania tej płyty.
Przy okazji zwrócę uwagę, że niezaprzeczalnie jednym z najważniejszych dla niego momentów było zbieranie doświadczeń u boku Vince'a Mendozy, znakomitego kompozytora i dyrygenta, stojącego między innymi na czele Metropole Orkest, współpracującego z wieloma wybitnymi muzykami, jak chociażby Patem Metheny, Charlie Hadenem, czy Randy Brackerem.
W końcu pozostaje pytanie, czy Nikola Kołodziejczyk już odnalazł nowoczesną formę dla swojego big bandu, czy jeszcze musimy zaczekać, aż jego orkiestra będzie projektem doskonałym?
Jeśli o mnie chodzi, pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że nie powiedział ostatniego słowa. Powiem więcej, trzymam kciuki za niego, bo słucham wciąż jego muzyki i wyraźnie słyszę, że warto!
