Politolog mieszkający w Pradze, licencjonowany, alternatywny przewodnik praski, http://www.gawlinskipopradze.pl/
"Więcej statystów zginęło przy kręceniu filmu o Powstaniu praskim, niż w rzeczywistym powstaniu" - dowcipkują polscy turyści w Pradze (Ci, którzy szczycą się głęboką wiedzą historyczną i przyjmują ciężką rolę grupowych wodzirejów)...
Uważni czytelnicy Kundery przypomną sobie słowa dot. Ratusza Staromiejskiego, a w zasadzie jego skrzydła, które spłonęło 8 maja 1945...Miało nie zostać odbudowane, żeby było co pokazywać Polakom...
Beneš miał podobno powiedzieć angielskiemu historykowi Taylorowi w 1946 roku, pokazując mu Pragę z okna Zamku Praskiego: "To moje dzieło!". Chodziło oczywiście o gorzkie, trudne decyzje roku 1938, które zaważyły na całym jego późniejszym życiu i życiu całego narodu. Niewiele brakowało, żeby jego plan został zupełnie zaprzepaszczony na 3 dni przed końcem wojny...
Tylko statyści?
Spacerując po Pradze pytania o zasadność walki, bohaterstwa, dla wielu męczeństwa, nasuwają się same. Podobne pytania towarzyszyły mi, kiedy pokazywałem czeskim znajomym film z samolotu przelatującego nad Warszawą w lutym 1945 (jeśli się nie mylę był upubliczniony przy okazji otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego)...
Z jednej strony słucham głosów pragmatyzmu, doceniających mądre decyzje braci Czechów, z drugiej strony spotykam się często z leczeniem kompleksów (bo czym innym to wytłumaczyć) - niewybrednymi żartami, niemającymi nic wspólnego z prawdą historyczną...Znacie ten o Hitlerze i czeskiej partyzantce, której nie było? Nie zwracamy uwagi na odmienność położenia Czechosłowackiego w dwudziestoleciu międzywojennym, na odmienność potencjałów gospodarczych, odmienność w okupacjach...Na internetowych forach ludzie porównują Powstanie warszawskie do praskiego, tak jakby w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości wojennej dało się porównać stan uzbrojenia, nastawienie cywilnej ludności, morale armii niemieckiej czy szybkość marszu Armii Czerwonej, której śpieszy się na zachód...
Fakty są jednak takie:
powstanie wybucha 5 maja 1945 roku, kiedy wojna lada dzień ma się zakończyć. Od 4 maja maja trwa zdejmowanie niemieckich flag, tablic, przemalowywanie napisów, na które pozostające w mieście siły niemieckie reagują ogniem. Nawoływanie Českého rozhlasu do oczyszczania miasta ze znaków okupacji, zamienia się w nawoływanie do walki.
Praga staje się miastem barykad. Powstaje ich ponad 2000. W trzydniowych walkach ginie nawet do 2000 osób po stronie powstańców (tu pamiętać trzeba także o Własowcach), 1000 po stronie niemieckiej. 8 maja do godzin popołudniowych trwają pertraktacje z siłami Wehrmachtu, walki ustają. Kapitulacji nie uznają siły Wafen SS, "oczyszczanie" miasta z wciąż ostrzeliwujących się członków tej formacji, trwa także dnia następnego. Tu wydatnie pomaga Armia Czerwona, która we wczesnych godzinach rannych 9 maja 1945 dociera do Pragi.
Co by było gdyby...
Dziś w Republice Czeskiej święto narodowe - Dzień Zwycięstwa...Jak potoczyłaby się historia Czechosłowacji i Europy, gdyby 7 maja 1945 oswobodzili Pragę Amerykanie? Do księgarni trafia właśnie książka kolektywu historyków czeskich pod tytułem: "Historia na rozdrożu". Chodzi oczywiście o gdybanie i projektowanie alternatywnych scenariuszy wydarzeń.
Jeden z autorów - historyk Vít Smetana projektuje w rozmowie z MF Dnes zupełnie inny rozwój powojennej sytuacji w Czechosłowacji, wierzy, że udałoby się powstrzymać komunistów..."Gdyby do stolicy przyszli Amerykanie, mentalna mapa czeskiego społeczeństwa byłaby inna. Nie byłoby argumentu, że nie możemy polegać na Zachodzie, który w odróżnieniu od Związku Radzieckiego, znów nie pomógł tym, którzy w Pradze krwawili na barykadach. Ze strony Zachodu byłoby to zmazanie Monachium. Dobrze, Francuzi i Anglicy wtedy zawiedli, ale ci Amerykanie są inni, nowocześniejsi, bardziej progresywni. A oni to we wszystkim prezentowali: w stroju, wyglądali dobrze w odróżnieniu od często biednych żołnierzy sowieckich, rozrzucali gumy do żucia, rajstopy, kawę. Wszystkiego mieli pod dostatkiem. To by z pewnością społeczeństwu imponowało i miało by bez wątpienia wpływ na wynik wyborów w 1946."
Czy gumą do żucia i "nylonkami" dałoby się odmienić losy powojennej Czechosłowacji? Z pewnością nie. Kluczowy dla historyków jest rok 1947, kiedy Czechosłowacja odrzuca plan Marshalla. Według Smetany wystarczyłoby by Beneš przekonał Związek Radziecki o przyjaźni i powiązaniach pomimo przyjęcia pomocy ze strony Zachodu. Niepokoje, które z pewnością by wybuchły, nie byłyby tak dobrze zorganizowane jak w lutym 1948, kiedy komuniści dochodzą do władzy. Gdyby udało się jeszcze rozbroić komunistyczną milicję...Na terenie Czechosłowacji nie było Armii Czerwonej, komuniści nie mieli jeszcze kontroli nad armią...Byliby bezbronni przeciwko "prawicowej dyktaturze"?
W ten piękny majowy dzień takie rozważania można bez końca toczyć z wielu miejsc nad Pragą - na Letnej, w ogrodach Zamku Praskiego, ze Strahova, z murów cytadeli wyszehradzkiej, z niezliczonej ilości praskich wieży...I 68 lat od tamtego maja wyobrażać sobie pożary, unoszące się dymy, strzały z różnych stron miasta, wybuchy...To przy tak pięknej pogodzie, wśród obezwładniającej zieleni prawie niewyobrażalne...68 lat temu Czesi nie czekali, aż pokój do miasta przywiezie marszałek Koniew i choć było to bardzo ryzykowne wystawili Mateczkę Pragę na rany...
Z Pragi
Piotrek Gawliński
Autor tekstu jest politologiem mieszkającym w Pradze, przewodnikiem po mieście, organizatorem turystyki piwnej, szukającym nowych sposobów pokazywania miasta, a także miłośnikiem muzyki... więcej informacji tu: http://www.gawlinskipopradze.pl/