Czuję się obok, tak jak obok stadionu narodowego byłem kiedy zalało mecz, a ja godzinę czekałem na tramwaj
REKLAMA
Może nie pamiętam najlepiej, ale pogoda w tym roku raczej nas rozpieszczała. Rozpieszcza znów. Dwadzieścia stopni, bezchmurne niebo w połowie października. Może, znów, źle pamiętam jakoby w mojej świadomości "złota polska jesień" była tworem wyłącznie literackim. Piszę to jako samozwańczy meteopata chcąc wydusić z siebie jakiś pozytywny pogląd.
Autodiagnoza. Stoję w korku, boli mnie ząb, dwa dni temu zacząłem tzydziesty rok życia.
Od trzech miesięcy próbuję kupić samochód. Fora internetowe, opinie, testy... czuję się głupszy, maleję pod naporem wiedzy motoryzacyjnej narodu. Tłumaczę, "nie wiem, nie znam się", "proszę pomóżcie!", piszę do internetowych specjalistów. W odpowiedzi dostaję slang, niezrozumiałe słowa, wdeptują mnie w ziemię jakbym niegodny był samochodu. Polski internet wydaje się być skarbnicą wiedzy niepodwarzalnej, bez miejsca dla żółtodziobów. By uczestniczyć trzeba mieć zdanie, niepowtarzalne, nie do obalenia. Nasze auta, sprzęty, miasta są lepsze, po prostu. Jako obcy, nieposiadający powinienem się przeprowadzić, zmienić, stare wyrzucić. Tak tu już jest.
Czuję się obok, tak jak obok stadionu narodowego byłem kiedy zalało mecz, a ja godzinę czekałem na tramwaj.
Nie zostanę już ślusarzem. Może to ze mną jest coś nie tak. To poczucie obok, jakby przestrzeń publiczna o której wciąż słyszę nie była moja. Czy poradziłem sobie zbyt dobrze by nie należeć do tych najbardziej pokrzywdzonych, okłamywanych przez kolejne ekipy rządzących. Gdzie jestem, w wieku trzydziestu lat pracując, studiując, prowadząc życie towarzyskie i uczuciowe. Samochodziaże mnie nie chcą, ja nie chcę stadionów. Tak tkwię sobie w tej niszy, raz jest lepiej, innym razem gorzej. Ale to chyba pozytywne jakoś że mogę sobie tak żyć.
