Jedyna branża, która pod względem pretensjonalności jest w stanie prześcignąć kiepskich projektantów mody, to perfumiarze. Nie mówię o tzw. nosach, którzy rzeczywiście potrafią czasami zrobić piękne zapachy, ale o całym sztabie marketingowców, którzy przeszkadzają im w pracy i właśnie za to dostają duże pieniądze.
W książce “On Perfume Making” Frederic Malle tłumaczy, dlaczego od plus minus 20 lat drogie perfumy pachną jak tanie, a te z kolei jak płyn do płukania tkanin. Po prostu produkowaniem perfum co raz częściej zajmują się wielkie korporacje, gigantyczne koncerny kosmetyczno-chemiczne. Nikt w nich nie ma ambicji, żeby stworzyć zapach wyjątkowy, bo to ryzykowne – jak się nie spodoba milionom, to się dobrze nie sprzeda i w korporacji polecą głowy. Bezpieczniej jest więc wyprodukować coś podobnego do aktualnego przeboju z perfumerii, opakować w piękne słówka i pudełka i pchnąć na rynek. Na promocję wydaje się dzisiaj o wiele więcej niż na składniki perfum, proces produkcji skraca się do minimum, bo szkoda na to czasu. Zanim ludzie się zorientują, że coś im tutaj śmierdzi, zapach znika z rynku i już lansuje się nowy.
Co roku w perfumierach debiutuje prawie 500 nowych perfum. Zdecydowanie za dużo z nich wykorzystuje 20 tych samych, tanich synetycznych składników. Wprawdzie skomponowanie zapachu nadal zleca się profesjonalnym nosom, zamęcza się ich marketingowym bla bla bla, czyli briefami, testami konsumenckimi, wykresami sprzedaży itp. Nawet jeżeli jakiś zapach zapowiada się ciekawie, na życzenie potencjalnych klientów, idealnych przeciętniaków, sprowadza się go do banału, w najlepszym przypadku do kopii aktualnego numeru jeden na rynku.
Malle nie ma powodu, żeby pisać dobrze o wielkich firmach. Trochę dla nich popracował, rozaczarował się i założył własny biznes perfumeryjny, w którym nosy są gwiazdami, natomiast marketing nie ma prawa głosu. No, jednak nie do końca, bo jego książka bardziej niż zdemaskowaniu rynku służy promocji jego marki. Pięknie wydana, potężna, przykrywa pół stołu. Strasznie trudno się to czyta, zwłaszcza w łóżku, ale za to jak wygląda. Jak numer jeden z dobrej perfumerii.