Kiedy w leżącym na peryferiach Bawarii niemieckim Würzburgu gasną światła, 54-letni Claus - pracownik jednego z sieciowych marketów siada przed komputerem. W lekko spoconych dłoniach trzyma kartę kredytową. Choć samemu trudno mu się do tego przyznać, jest podniecony faktem, że za kilka minut porozmawia z dziewczyną swoich marzeń mieszkającą w niedalekim Frankfurcie. – Może dziś uda mi się ją namówić na spotkanie – myśli? W rzeczywistości Claus rozmawia z moderatorem, a dziewczyna którą ogląda pochodzi nie z Niemiec, a z Polski. To sprytnie działający mechanizm, w który wpadają tysiące mężczyzn z Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych, a nawet Australii. Erotycznym teatrem zarządzają właściciele firm rekrutujących wideomodelki. Zbudowali kamerkową potęgę, w której oprócz Polek pracują Rosjanki, Ukrainki, Czeszki i Rumunki.
W sieci jesteście nazywane „wideoprostytutkami”. Porównałabyś twoje zajęcie do najstarszego zawodu świata?
Nie spotkałam się z określeniem, żeby ta praca była jakąś formą prostytucji. Z drugiej strony, jeśli jakaś dziewczyna jest sama i ma dziecko na utrzymaniu, a na kamerkach zarobi 4, czy 5 tys. zł to nie widzę w tym nic złego. Za tysiąc złotych co ona kupi dziecku?
Dlaczego się na to zdecydowałaś?
Jak dostałam się na studia to zaczęłam szukać jakiejś pracy żeby się utrzymać. Wpisałam w wyszukiwarkę: „praca dla studentów” i wyskoczyła mi oferta jednej z firm rekrutujących wideomodelki. Pomyślałam, że mogłabym spróbować, zobaczyć jak to jest. No i dzięki jakiejś wewnętrznej odwadze zaczęłam. Dziś stać mnie na wynajęcie mieszkania na eleganckim, zamkniętym osiedlu. Zamierzam jeszcze trochę popracować, odłożyć sobie na samochód, na mieszkanie, czy na rozpoczęcie jakiejś działalności gospodarczej.
Jak wygląda rekrutacja?
Na samym początku wypełniłam kilka formularzy podając swoje dane. Następnego dnia mailowo dostałam prośbę o podesłanie swoich zdjęć, odpisano mi, że chętnie podejmą współpracę. Trwa to już ponad dwa lata, a ja jestem z tej współpracy zadowolona.
Nigdy nie miałaś „moralnego kaca”?
Czasami się tak zastanawiam, czy ktoś mnie nie zobaczy. O mojej pracy wie tyko chłopak. On to jednak wszystko akceptuje i o wszystkim wie. Choć pracuje się dla zagranicznych klientów, to teoretycznie gdyby ktoś z Polski chciał wejść na taką stronę z kamerkami, to by mógł mnie zobaczyć.
Jak daleko przesuwasz granicę nagości?
Rozbieram się do topless. Z klientami nie rozmawiam, więc nie trzeba znać angielskiego, czy niemieckiego.
To właściwie czym się zajmujesz?
Tym żeby ładnie wyglądać, kokietować, obracać się i co nie co pokazywać.
Jak w praktyce wygląda taka rozmowa z klientem?
W komunikatorze przez który „rozmawiamy” widzę tylko siebie. Moderator który rozmawia z klientem, pośredniczy w tej rozmowie, informując mnie, np. że rozpoczynamy sesję. Dostaje mój obraz, który jest dalej transmitowany dalej do klienta. Kontroluje mnie cały czas, mówiąc np., żeby zapalić światło, bo w pokoju jest zbyt ciemno. Przekazuje mi też prośby, żeby np. wstać, czy wykonać jakąś pozę.
Jakoś specjalnie się do takich spotkań przygotowujesz?
Układam fryzurę, maluje się, zakładam wyraźniejszą bieliznę niż taką, którą noszę na co dzień. W kamerce jest trochę inaczej, trzeba się mocniej umalować, mieć mocno podkreślone oczy, pomalowane paznokcie.
Jesteś zadowolona z zarobków?
W tej chwili zarabiam ok. 32 zł na godzinę, są też dziewczyny, które mają 50 czy 70 zł. Pracuję od kilku do ośmiu godzin dziennie. Najwięcej w ciągu dnia zarobiłam chyba ok. 250 zł. W poprzednie wakacje w miesiąc – zarobiłam 7 tys. złotych.
Na czym polega iluzja tego typu konwersacji?
Na tym, że nie rozmawiamy z klientami i tym, że myślą, że jako jedyni nas oglądają. Na raz może być kilku mężczyzn. Czasami dochodzi do kuriozalnych sytuacji, jeden mówi, żeby wstać, a drugi żeby usiąść. Jeśli klient klika akurat na mój profil – to mi na ekranie wyświetla się wykrzyknik. Jeśli moderator odpisuje coś klientom – mi w komunikatorze wyświetla się ikona klawiatury. Wtedy zbliżam przedramiona do klawiatury, nie muszę nawet na niej pisać, tylko delikatnie ruszać rękoma i na koniec np. się uśmiechnąć.
O co proszą klienci?
Sporo głupot. Jak siedzę na kamerce, mam zasłonięte rolety i okna. Czasami proszą, by wyjść na balkon, otworzyć drzwi. Jest duża ilość fetyszystów. Kiedyś jeden klient chciał, bym zamówiła pizze, inny, żeby pochodzić na czworaka na kolanach. Najczęściej chcą oczywiście zobaczyć figurę, wtedy wstaję, obracam się i siadam.
A pytają?
O rozmiar biustu, pochodzenie, wiek. Co moderator im odpowiada – nie wiem. Czasami muszę siedzieć godzinę i udawać, że piszę. Więc ja z kolei pytam o to moderatora, na jaki temat jest rozmowa. Niektórzy opisują swoje erotyczne fantazje, ale są i tacy, którzy przez godzinę, czy dwie rozmawiają o problemach z żoną.
Praca jakoś wpływa na twój związek?
Nie, zupełnie nam to nie przeszkadza i nie ma wpływu na nasze życie seksualne. Chłopak obserwował mnie nawet przy pracy. Staram się pracować wtedy, kiedy on wychodzi do pracy. Wieczorem się spotykamy i robimy kolację. Jest normalnie. Nigdy nie powiedział do mnie, że to wirtualna zdrada.
Dlaczego używasz określenia „klient” a nie np. „rozmówca”?
Mówię tak, może dlatego, że cały czas w tych polecaniach pada hasło: „klient prosi o to”, „klient coś tam chce”, itp. Nigdy się nie mówiło „rozmówca”. Już się przyzwyczaiłam.
To chyba łatwe pieniądze?
Trochę tak. Kiedy idę do sklepu wydaję pieniądze na bluzkę, czy torebkę, chociaż mogłabym je odłożyć. Dość łatwo przychodzą, więc nie mam typowych rozterek, że na coś mnie nie stać, albo że czegoś powinnam sobie odmówić. Jak się ciężej zarabia, prawdziwym wysiłkiem, to trudniej wydać na tę torebkę.
Ciągłe uśmiechanie się przez kilka godzin nie sprawia ci kłopotu?
Mam dość duży biust i kręgosłup mnie boli jak tak siedzę dobrych kilka godzin.
Masz plan… co dalej?
Chcę popracować w ten sposób trochę dłużej, niż do końca studiów. Zależy mi na tym, by odłożyć pieniądze na wkład własny na mieszkanie. Chcemy kupić też z chłopakiem samochód, pojechać na jakąś wycieczkę.
Rodzice nie zastanawiają się skąd masz pieniądze?
Oczywiście nie wiedzą, że pracuję w ten sposób. Powiedziałam im, że pracuję w miejscu związanym z charakterem moich studiów.
Coś cię w tej pracy zdziwiło?
To, że można zarobić na tym naprawdę dobre pieniądze. Pracując na kamerkach nie trzeba się rozbierać do naga, można do bielizny, czy nawet w ogóle. Do bielizny to dziewczyny się na plaży rozbierają, mają wszystko prawie na wierzchu. Dlaczego więc krytykować taki rodzaj zarobku? Można spróbować a po miesiącu zrezygnować.
A jeśli twój przyszły pracodawca zapyta cię o to, co robiłaś te kilka lat?
No raczej tego sobie nie wpisze w CV. Nie wiem. Właśnie zadałeś mi temat do myślenia.
*Rozmowa przeprowadzona w lipcu 2014, rozmówczyni prosiła o anonimowość, ma 22 lata i mieszka w jednym z miast wojewódzkich