09.07 / Rano budzą nas promienie słońca, w uszach szum morza a w śpiworach muszelki, które tworzą tu plażę zamiast piasku. Wystarczy kilka kroków by zanurzyć się w ciepłej wodzie i spłukać z oczu sen. Nie ma czasu na spanie, dziś zabawa na całego.
REKLAMA
Fale z samego brzegu są tak wysokie, że musimy podskakiwać by nie przykryły nas całkiem tak silne, że zwalają z nóg. Bawimy się jak dzieci. Na śniadanie wygrzebujemy z popiołu z ogniska jeszcze ciepłe pieczone ziemniaki. Zrzucamy ciuchy i znów wszyscy do wody. Jest tak ciepło, że ubrania są zbędne. Mimo ogromnych ilości kremu z filtrem białe fragmenty ciał powoli czerwienieją, potem brązowieją, nie obyło się niestety bez poparzeń i lekkich udarów cieplnych. Atrakcją dnia była przejażdżka do sklepu po zimne piwko. Co w tym nadzwyczajnego? To, że podczas jazdy część z nas siedziała na dachu busowym a część stała na tylnym zderzaku czując wiatr we włosach i podskakując na wybojach piaszczystej i krętej drogi. Niestety nie spodobało się to panu policjantowi spotkanemu pod sklepem. Prosi żebyśmy wsiedli do środka. Dobrze, możemy na chwilę, potem i tak wracamy na Arabatkowe odludzie. Dziś przemieszczamy się o jakieś 50 km dalej na kolejny nocleg. Tu komary wydają się bardziej wygłodniałe. Żarłoczne i szybkie bestie nie pozostawiają na nas kawałka skóry bez bąbla. Z kolei na niebie trudno znaleźć miejsce bez gwiazdy. Zasypiamy z myślą, że jutro już niestety musimy opuścić to zaczarowane miejsce. Pamiętajcie o Arabatce jeśli kiedykolwiek będziecie na Krymie.
