Od rana skwar jest nie do zniesienia. Planujemy wyjazd na plażę żeby się ochłodzić. Traf chciał, że do busów z zaciekawieniem podchodzi grupka młodych chłopaków w alpinistycznych uprzężach – są właśnie w pracy, która polega na montażu oświetlenia na wysokich budynkach a po pracy wybierają się na plażę i mogą nas zabrać.
REKLAMA
Czekamy zatem na ich fajrant smażąc się na słońcu. Przez ten czas w skrócie: odwiedzamy bazar z kolorowymi szmatami, pocztę oddaloną o kilka przystanków metrem, pozostały czas spędzamy smażąc się na słońcu tudzież szukając cienia, chłodząc się w fontannach i mocząc nogi w kanałach z gondolami. Koło busów kręci się pan mieszkający nieopodal i mówiący trochę po polsku, któremu najwyraźniej się nudzi. Siedzi z nami kilka godzin i co chwilę przynosi miejscowe przysmaki. Spotykamy też Husaina – młodego chłopaka z Azerbejdżanu, który mówi po polsku, gdyż studiował w Polsce kulturoznastwo kilka lat. Tutaj prowadzi galerię sztuki, gdzie zatrudnia kolegę, który na spopockim Monciaku rysuje karykatury i jest dosyć znany. Husain daje nam sporo rad dotyczących swojej ojczyzny i daje numer telefonu do siebie abyśmy mieli do kogo zadzwonić w razie czego. W końcu przybywają nasi alpiniści – dwóch z nich wskakuje do busa, pozostała ekipa dołącza się po drodze, a droga trwa długo – co chwilę przystanki, a to zakupy a to któryś z naszych nowych znajomych zajeżdża do domu po wędkę czy jeszcze inne niezbędne do plażowania rzeczy. Czujemy, że ludzie są w porządku jednak mimo wszystko nie dajemy usnąć naszej polskiej czujności – w końcu obiektywnie patrząc jedziemy gdzieś przez odludzie na dziką plażę, z nami pięciu krzepkich facetów a ma się dołączyć jeszcze jeden samochód. Na szczęście metalowe lagi i gaz łzawiący pod ręką się nie przydają. W drugim samochodzie przyjeżdża jeszcze trójka młodych ludzi w tym jedna dziewczyna, co wszystkich uspokaja. Atmosfera tego wieczoru jest niesamowita. Mieszkańcy Azerbejdżanu ugaszczają nas jak nigdy. Gdy wykładają na stoliki swój prowiant robi się z tego istna uczta. Parówki smażone na ognisku, słony ser, przepyszny chleb, świeże warzywa, zioła i owoce i świeżo złowione ryby upieczone na ogniu ale i tak hitem są krewetki. Wyławiają je z dna morskiego, oddzielają od glonów po czym gotujemy je w wodzie na busowej kuchence. Pokazują nam w jaki sposób wyłuskiwać mięsko ze środka – jedzą je jak chipsy, jako przekąskę. Na plażowej imprezie nie brakuje też wina a humory wszystkim dopisują. Rozmowom i śmiechom nie ma końca. Samir rozśmiesza wszystkich przeglądając nasz słownik i próbując wymawiać słowa po polsku – bardzo spodobały mu się: „Ciuciubabka” i „stanik”. Wybiera się też z Gaćką na długi spacer po drewno. W ten sposób nasza Gacia zdobywa azerskiego męża. Mówimy trochę po angielsku trochę po rosyjsku, właściwie też po polsku – jak zwykle mix językowy. Chyba najmniej po azerbejdżańsku. Dowiadujemy się, że nie wszyscy mieszkańcy Baku znają ten język. Rosyjski wystarcza. Jest też gitara, pieśni wesołe i melancholijne. Ogólnie wieczór jest „BOMBA” !!!
