Po drugie – gdzie byli rodzice
Realistyczne przedstawienie relacji młodzieży z rodzicami jest jedną z rzeczy, która podobała mi się w tym filmie najbardziej. Za każdym razem, kiedy na ekranie pojawiała się czyjaś mama albo tata i słyszałam kolejny zdawkowy i oczywisty dialog, kiwałam głową ze zrozumieniem. Z perspektywy młodej osoby dorosłej, która pracuje z młodzieżą wiem, że w wielu domach dokładnie tak to wygląda. Rodzicom wydaje się, że trzymają rękę na pulsie, bo codziennie pytają, co w szkole. Myślą, że znają swoje dorastające dzieci, bo mają kontrolę nad tym, gdzie przebywają po lekcjach. Ułudę tego poczucia widać tu jak na dłoni. Nastolatki wcale nie musiały błagać rodziców o zgody na nocne wyjścia. Większość imprez z alkoholem i grupowym seksem odbywała się popołudniami! Wydaje mi się, że żaden z przedstawionych w filmie rodziców nie znał tak naprawdę swojego dziecka, nie wiedział jakim człowiekiem ono jest. Fantastycznie pokazuje to jedna z końcowych scen, gdzie Alex i jego mama… milczą. Widz już wie, do czego jest on zdolny, jak zachowuje się w stosunku do ludzi, których uważa za przyjaciół i jak spędza wolny czas. A jego mama… uśmiecha się porozumiewawczo i nadal nie wie o nim tak naprawdę nic.
Po trzecie – skąd biorą się dzieci
Gdybym chciała postraszyć kogoś apokaliptyczną wizją tego, jak wygląda świat bez edukacji seksualnej, bez kozery pokazałabym mu ten film. To opowieść o dzieciach, którym urosły piersi i włosy pod pachami. Dzieciach, które naoglądały się pornografii i którym nikt nie powiedział „nie próbujcie tego w domu”. Edukacja seksualna to nie tylko wiedza o tym, jak nie zajść w ciążę i nie zarazić się chorobami wenerycznymi (choć – o zgrozo! – chyba i tego tu zabrakło), ale też porządny trening introspekcji i wglądu we własne emocje i potrzeby. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie filmu uprawiali seks, żeby pokazać komuś, że go lubią albo żeby nie zostać odtrąconym z grupy. Dobrze przeprowadzony kurs WDŻ powinien uświadomić nastolatkom, że oba te powody są raczej kiepską motywacją do podjęcia aktywności seksualnej.
Po czwarte – każde lato się kiedyś kończy
Zakończenie całej historii wydawać może się zbyt optymistyczne i naiwne. Ale z drugiej strony – czy słyszał ktoś o lecie, które się źle skończyło? Mnie osobiście było równie głupio patrzeć na nieodpowiedzialne wybryki niedojrzałych emocjonalnie nastolatków, jak i na to, jak zgrabnie zostało wszystko zamiecione później pod dywan. Marzę o tym, żeby żyć w tak przyjaznym świecie, w jakim funkcjonują bohaterowie tej opowieści. W świecie, gdzie da się usunąć kompromitujący filmik z Internetu (dla porównania polecam kanadyjski reportaż
„Bez wyjścia. Historia Rehtaeh Parsons” ), gdzie o aborcji opowiada się jak o niezdanym sprawdzianie z matematyki, a będąc wyrzuconym z domu zawsze można po prostu przeprowadzić się do Berlina.