O tym zespole będzie w tym roku głośno. Wiadomo to już dziś, zanim jeszcze zbyt wiele o nim wiadomo.

REKLAMA
To się ostatnio zdarza. Zdarza się wręcz coraz częściej. Najpierw jakaś nazwa zaczyna się pojawiać na blogach – chodzi o zespół, który często jeszcze niczego nie nagrał i niemal zupełnie nic o nim nie wiadomo. Ale ktoś go już słyszał, ktoś widział na koncercie, ktoś już wie. Potem ta nazwa zaczyna się pojawiać na festiwalach – najpierw tych małych, promocyjnych, branżowych, gdzie nie grają żadne znane zespoły, tych dla wtajemniczonych i najbardziej ciekawych nowości. Pojawia się zresztą najczęściej nawet nie w oficjalnym programie, ale na wszystkich najbardziej szanujących się secret shows, o których wszyscy wiedzą, że gdzieś są, ale strasznie trudno dowiedzieć się dokładnie gdzie i kiedy. Blogerska gorączka zaczyna się podnosić, rzecz podchwytują oficjalne media, zajmujące się muzyką, a zespół zaczyna się powoli pojawiać na coraz większych festiwalach i staje się najpopularniejszym odkryciem sezonu. Czasem tylko jednego sezonu. Ale co to szkodzi, skoro dostarcza znakomitą płytę, nawet jeśli miałaby to być płyta jedna i jedyna.
Przykładów takich fenomenów, które w ostatnim czasie na tej zasadzie internetowej poczty pantoflowej zdołały dotrzeć do poziomu sporej popularności podać można sporo. Najbardziej spektakularny to oczywiście Perfect Pussy, ale amerykańskim punkowcom, którzy na fali swojej błyskawicznej popularności dotarli nawet na Off Festiwal, depczą po piętach inne zespoły: Joanna Gruesome – grupa, która zresztą z Perfect Pussy zagrała wspólną trasę i nagrała wspólną epkę, Eagulls, Beach Slang czy wreszcie The World Is A Beatiful Place And I’m No Longer Afraid To Die.
Oto następny pretendent do bycia taką właśnie, wyrosłą na blogerskim hype’ie, gwiazdą. Oto zespół, który może stać się Perfect Pussy 2015 roku. Warto sprawdzić co ma do powiedzenia już dziś, zanim zagra w którymś z namiotów w Dolinie Trzech Stawów. Oto Viet Cong.
Zespół istnieje od 2012 roku, ale przez pierwsze dwa lata działalności funkcjonował zdecydowanie poza zasięgiem radarów, znany tylko na lokalnej scenie. Grupa wywodzi się z Calgary – dość nieoczywistego miejsca, jeśli chodzi o Kanadę, dalekiego – w sensie raczej przenośnym – od najważniejszych ośrodków muzycznych tego kraju. Na początku wiadomo było o niej tylko tyle, że założyło ją dwóch muzyków – sekcja rytmiczna – zespołu Women, popularnego przez moment na początku drugiej dekady obecnego wieku, doświadczonego tragiczną śmiercią jednego ze swych członków.
Mniej więcej rok po swoim powstaniu, nowy zespół wydał kasetę demo, zawierającą materiał ciekawy, ale zdecydowanie nie powalający – to lekko niespójna próba nowatorskiego podejścia do estetyki post punkowej, to przez pryzmat eksperymentów w stylu The Velvet Underground, to z kolei – z mocno psychodelicznym tłem.
Minęło kilkanaście miesięcy i muzycy wyraźnie dopracowali się swojego własnego, charakterystycznego stylu – tym razem na plan pierwszy wysunęło się nieco mroczne brzmienie, charakterystyczne dla zespołów zimnej fali z samego początku lat osiemdziesiątych. Ale najważniejsze, że muzycy Viet Cong piszą znakomite piosenki – pierwszy singel z debiutanckiej płyty, która ukazuje się 20 stycznia – jest na to znakomitym dowodem.