Czy najnowsza płyta zdoła teleportować ten zespół do pierwszej ligi nie tylko metalu, ale i szerzej pojętej sceny alternatywnej? Ta grupa z pewnością na to zasługuje.
REKLAMA
Vattnet Viskar to zespół, o którym bardzo powoli robi się coraz głośniej. Jesienią ubiegłego roku grupa zagrała znakomity koncert na teksańskim festiwalu Fun Fun Fun Fest, który był pierwszą dużą - skierowaną nie tylko do fanów metalu - imprezą, na której miała okazję się zaprezentować. Był pierwszą okazją, żeby mogła ją zobaczyć na żywo szersza publiczność. Na efekty nie trzeba było długo czekać - co czujniejsze blogi i inne media szybko zainteresowały się zespołem, którego członkowie do metalu podchodzą w sposób nader niekonwencjonalny i mają świetne pomysły na swoje utwory.
Coraz większe zainteresowanie zespołem sprawiło, że na jego nowy materiał czekało wiele osób. A kiedy się ukazał, a na dodatek - okazał się bardzo interesujący, wokół grupy zrobiło się naprawdę głośno. Album „Settler”, który światło dzienne ujrzał w połowie czerwca, nakładem zasłużonej dla metalu, a zwłaszcza jego alternatywnych odmian, wytwórni Century Media, zebrał sporo świetnych recenzji i wszystko wskazuje, że może zapewnić grupie wskoczenie na zupełnie inny poziom rozpoznawalności i popularności niż ten, na którym była do tej pory.
Zespół pochodzi z miejscowości Plaistow z New Hampshire. Powstał pięć lat temu, a jego muzycy postanowili występować pod nieco poetycką szwedzką nazwą, oznaczającą „szepczącą wodę”. Po kilku miesiącach działalności jego członkowie mieli już gotowe demo, potem ukazała się ich debiutancka epka, aż wreszcie, w 2013 roku, opublikowali pełnowymiarowy album, zatytułowany „Sky Swallower”. Płyta odbiła się pewnym echem przede wszystkim w metalowych kręgach, które szybko zaliczyły grupę do kręgu zespołów post-metalowych, pozostających w cieniu prawdziwych mistrzów takich, mrocznych i ciężkich, klimatów - zespołu Neurosis.
Nowy album trochę zmienia reguły gry - jest dużo bardziej oryginalny, dużo trudniej umieścić go w jakiejś oczywistej szufladzie. Już sama okładka wskazuje na to, że tu nie będzie zwykłego i prostego powielania schematów - nie ma na niej żadnych czaszek, żadnych mrocznych obrazków, żadnych niemożliwych do przeczytania napisów. Jest za to bardzo zaskakujące, nader pogodne, zdjęcie, kojarzące się raczej z kosmosem niż z piekłem. Niestety, grafika, przygotowana zresztą przez Josha Gramaha, znanego przede wszystkim ze współpracy z... rzeczonym Neurosis, pogodna jest tylko z pozoru - tak naprawdę jest na niej jedna z astronautek, które zginęły tragicznie podczas eksplozji promu Challenger.
Jeden z amerykańskich recenzentów porównywał go wręcz do albumu „Sunbather” zespołu Deafheaven, wieszcząc muzykom z Plainstow podobną karierę. Czy coś z tego będzie - okaże się niedługo. Nawet jeśli słowa recenzenta są pewną przesadą, grupa Vattnet Viskar z pewnością zasługuje na uznanie.
Coraz większe zainteresowanie zespołem sprawiło, że na jego nowy materiał czekało wiele osób. A kiedy się ukazał, a na dodatek - okazał się bardzo interesujący, wokół grupy zrobiło się naprawdę głośno. Album „Settler”, który światło dzienne ujrzał w połowie czerwca, nakładem zasłużonej dla metalu, a zwłaszcza jego alternatywnych odmian, wytwórni Century Media, zebrał sporo świetnych recenzji i wszystko wskazuje, że może zapewnić grupie wskoczenie na zupełnie inny poziom rozpoznawalności i popularności niż ten, na którym była do tej pory.
Zespół pochodzi z miejscowości Plaistow z New Hampshire. Powstał pięć lat temu, a jego muzycy postanowili występować pod nieco poetycką szwedzką nazwą, oznaczającą „szepczącą wodę”. Po kilku miesiącach działalności jego członkowie mieli już gotowe demo, potem ukazała się ich debiutancka epka, aż wreszcie, w 2013 roku, opublikowali pełnowymiarowy album, zatytułowany „Sky Swallower”. Płyta odbiła się pewnym echem przede wszystkim w metalowych kręgach, które szybko zaliczyły grupę do kręgu zespołów post-metalowych, pozostających w cieniu prawdziwych mistrzów takich, mrocznych i ciężkich, klimatów - zespołu Neurosis.
Nowy album trochę zmienia reguły gry - jest dużo bardziej oryginalny, dużo trudniej umieścić go w jakiejś oczywistej szufladzie. Już sama okładka wskazuje na to, że tu nie będzie zwykłego i prostego powielania schematów - nie ma na niej żadnych czaszek, żadnych mrocznych obrazków, żadnych niemożliwych do przeczytania napisów. Jest za to bardzo zaskakujące, nader pogodne, zdjęcie, kojarzące się raczej z kosmosem niż z piekłem. Niestety, grafika, przygotowana zresztą przez Josha Gramaha, znanego przede wszystkim ze współpracy z... rzeczonym Neurosis, pogodna jest tylko z pozoru - tak naprawdę jest na niej jedna z astronautek, które zginęły tragicznie podczas eksplozji promu Challenger.
Jeden z amerykańskich recenzentów porównywał go wręcz do albumu „Sunbather” zespołu Deafheaven, wieszcząc muzykom z Plainstow podobną karierę. Czy coś z tego będzie - okaże się niedługo. Nawet jeśli słowa recenzenta są pewną przesadą, grupa Vattnet Viskar z pewnością zasługuje na uznanie.
